A/N: Udało sie skończyć crossa :) Mam nadzieję, że się spodoba :)
** Chandni **
- Nie mam zamiaru sama rodzić tego dziecka! – przywitał ich wkurzony głos Susan, która stała w holu trzymając się pod boki, podkreślając tym samym lekko zaokrąglony brzuszek.
- A ja wychowywać! – wtórowała jej Selena, która trzymała na rękach Jasmine.
- Czy ratując świat zawsze musicie siebie narażać na niebezpieczeństwo?! – zapytała z wyrzutem Susan, mierząc obu mężczyzn srogim spojrzeniem – Jakbyśmy mieli w życiu mało zmartwień.
- Wiedziałam, że to się tak skończy – ciągnęła Selena – Tych dwóch przyciąga kłopoty jak magnes.
- Chyba mają gdzieś na ciele napisane: Kłopoty, tu jestem! – zakpiła ostro Susan.
Ianto i Nathan stali ze spuszczonymi głowami, spokojnie i ze skruchą wysłuchując karcenia jak mali chłopcy. Za ich plecami z kpiącym uśmieszkiem stał Syriusz i z rozbawieniem i dziką satysfakcją przyglądał się zaistniałej sytuacji. Gdyby tylko miał kamerę to nagrałby tę scenę i pokazał Carlisle, Arthurowi i kilku zainteresowanym osobom. To był iście bezcenny widok.
- Uratowaliśmy niewinnych ludzi – odezwał się w końcu Nathan, wyciągając najważniejszy argument jaki mieli, a który mógł ocalić im ich skóry przed ich kobietami. W normalnych warunkach by byli bardziej stanowczy, a nawet przyjęliby inną taktykę, ale nie teraz. Zwłaszcza Nathan wiedział, że lepiej jak nie będzie denerwował ukochanej. I tak codziennie rano mieszała go z błotem. Miał jednak cichą nadzieję, że te poranne mdłości niebawem miną. Ale zdawał sobie sprawę z tego, że to dopiero początek hormonalnej huśtawki u jego żony. A poza tym rzeczywiście sam był winien – przynajmniej po części – zaistniałej sytuacji. Prychnięcie za ich plecami powiedziało mu wszystko, co na ten temat sądzi jego przybrany brat. Kiedy Syriusz odebrał ich z lotniska nie odezwał się, tylko całą drogę do domu posyłał im te szydercze uśmieszki zwiastujące iż SA w głębokim szambie. I nie pomylił się. Mieli przechlapane ale jednocześnie rozumieli doskonale obawy swoich żon. Tu już nie chodziło tylko o nich samych, ale o rodziny jakie stworzyli – o dzieci jakie sprowadzili na ten świat. Musieli zatem myśleć pod tym kątem, bo sami się zdecydowali na założenie rodzin, a żaden z nich nie chciał by ich dzieci cierpiały gdyby ich zbyt wcześnie zabrakło przy ich boku.
- Jak zwykle ten sam argument – westchnęła Susan, krzyżując ramiona na piersiach.
- A poza tym nie byłem sam – Nathan spojrzał na wspólnika w zbrodni – Ianto – szukając wsparcia i ratunku.
- A może zamienimy się rolami? – zapytała bojowo Selena – Ianto będzie niańczył Jasmine, sprzątał, gotował, prał. Nate… tu będzie gorzej – westchnęła i przewróciła oczyma – Niestety w ciąży nie możesz być, a szkoda! A my będziemy odgrywać superbohaterów, co wy na to?
- Obiecujemy poprawę i więcej nie pchać się w tarapaty – Nico położył dłoń na sercu, a drugą uniósł do góry w geście przysięgi – Zrobimy wszystko, o co nas poprosicie, byle byście nie gniewały się dalej – spojrzał na nie niewinnie. Dopiero teraz dotarło do niego również, że przez takie postępowanie i ryzykowanie własnego życia, może nie doczekać narodzin dziecka, co lekko odmalowało się na jego twarzy.
- Wszystko – kobiety wypowiedziały jednocześnie i uśmiechnęły się do swoich mężów obłudnie. Susan rozpoznała wyraz twarzy swojego męża i uśmiechnęła się. Wiedziała, że zrozumiał jej przekaz, ale bez kary się nie obejdzie. Co to, to nie. Obie już planowały perfidna zemstę.
- Tożeś nas wpakował – warknął Ianto przez zaciśnięte zęby, jednocześnie się lekko uśmiechając.
- Zostawiam ich do waszej dyspozycji – rzucił sarkastycznie Syriusz, uśmiechając się do Nico i Shardiffa, którzy mieli nietęgie miny. Co prawda chciałby to zobaczyć, ale wolał pozostawić tych dwóch w rękach Susan i Seleny. Zatem z rozbawioną mina wyszedł z budynku.
***
Jasmine już spała, gdy w czwórkę siedzieli w salonie. Obie panie siedziały wygodnie w fotelach, a na sobie miały szlafroczki.
- O, jak cudownie – westchnęła zadowolona Susan.
- Tak mogę codziennie – przytaknęła Selena, biorąc łyk soku.
Na ławie leżały czekoladki i puste miseczki po deserach lodowych.
Obie miały wyciągnięte nogi a ich stopy spoczywały na kolanach ich mężów, którzy dzielnie walczyli z pędzelkami od lakierów do paznokci. Panowie właśnie skończyli malować i odstawili lakiery.
- Co teraz panie sobie życzą? – zapytał Ianto, jak uniżony sługa. Mieli za sobą sprzątanie domu Carterów, przygotowanie wykwintnej kolacji i deserów, mycie naczyń, mycie Jasmine i usypianie. Obie panie zażyczyły sobie ciepłe kąpiele, a po nich pomalowanie paznokci zarówno u rąk jak i u nóg. Teraz jeszcze zapewne zechcą masażu stup lub innych części ciała.
Taka kara sama w sobie nie była zła, chociaż Nathan i Ianto padali ze zmęczenia. Ale woleli nie podpadać bardziej swoim wybrankom, bo udowodniły już im, że są groźniejsze niż niejeden przestępca, z którymi mieli na co dzień. Zarówno Nathan, jak i Ianto marzyli tylko o prysznicu i położeniu się obok swoich żon na wygodnych łóżkach. Ale na razie mogli o tym zapomnieć, bo ich partnerki miały zupełnie inne plany. Chociaż malowanie paznokci nie należało do ich mocnych stron, tak jak gotowanie wyszukanych dań; a raczej dietetycznych, bogatych w niezbędne składniki dla dwóch matek. Pierwszy raz Shardiff również kąpał małą. Co prawda miał okazję już kilkakrotnie w domu, ale jakoś jeszcze nigdy się nie odważył, a w większości wypadków to po prostu wracał z pracy kiedy mała już spała. Był to zarazem uroczy jak i dziwny widok.
- Masażyk – mruknęła Susan, wystawiając stopę. Widziała jak jej mąż z rezygnacja wstaje i bierze z komody jej ulubiony olejek do masażu. Widziała też jak jest zmęczony. Ale chciała jeszcze troszkę go pomęczyć nim pójdą spać. Z jednej strony miała ochotę kazać mu spać w salonie ale z drugiej strony pragnęła jak najmocniej się do niego przytulić i nie puszczać z objęć. Ten sam dylemat miała Selena. Ale chyba jednak obie skuszą się na tę drugą opcję, a rano jeszcze ich pomęczą.
- A teraz żołnierze macie dziesięć minut na prysznic i stawienie się w sypialniach. Czas start – rozkazała stanowczym tonem Susan, a kącik jej ust drgnął w uśmiechu, gdy zobaczyła jak ich padnięci mężowie człapią posłusznie do łazienek.
***
Leżeli wtuleni w swojej sypialni, w milczeniu, które nie trwało długo. Susan szturchnęła Nathana pięścią w żebra.
- Co mi obiecałeś? – zapytała z wyrzutem i lekko łamiącym się głosem.
- Wybacz kochanie, więcej się nie powtórzy – przygarnął ja do siebie i pocałował namiętnie.
- Ta, powtórzy – szepnęła, wciskając twarz we wgłębienie jego barku – Już ja was znam – westchnęła i zagroziła – Uważaj bo sama poczęstuję cię gazem rozweselającym.
- I dlatego tak bardzo was kochamy – odparł szczerze, obejmując ją szczelniej ramionami i lekko zachichotał na wspomnienie. Wiedział, że Susan nie żartuje; jeśli tego by wymagała sytuacja, poczęstowałaby go tym gazem bez mrugnięcia okiem. Ale teraz, teraz był najcudowniejszy moment. A jutro czekał ich ciąg dalszy kary za ich wybryk. Jak dobrze, że jednak ich kobiety są silne, wyrozumiałe i znają ich aż za dobrze i wiedzą jak się z nimi obchodzić. A jednocześnie Nathan miał nadzieje, że w najbliższym czasie już kłopoty nie będą go szukały. Bo maleństwo było w drodze do wychowania.
Ale tym pomartwi się później…
Jak wstanie…