czwartek, 28 maja 2015

Dawno temu, w odległej galaktyce



A/N: W przerwie na reklamy :D Robaczkosy dostajecie coś na co wen miał wielka ochotę - jedyne i niepowtarzalne opowiadanie z Jasmine i bliźniakami. Mam nadzieje, że Wam się spodoba. One shot.
 Miłego czytania.

**Chandni**


Dubaj

Stary hangar na obrzeżach Dubaju był oświetlony tylko w jednym miejscu i tak odstawał drastycznie od reszty miasta, że aż przerażało.  Duży reflektor stał w obskurnym miejscu na wprost dziury jaka była w podłodze dwa metry dalej. W budynku było duszno i wilgotno a w powietrzu unosił się nieprzyjemny odór potu, zwierzęcych odchodów i krwi. Na starych, skrzypiących krzesłach tuż przy dziurze w podłodze, siedziała młoda, trzydziestoletnia kobieta i nieco od niej starszy mężczyzna. Ich ręce były spięte opaskami za ich plecami a ich twarze nosiły wyraźne ślady pobicia.  Przed nimi stało czterech rosłych facetów z miejscowej mafii. Ich szef, który jako jedyny był ubrany w garnitur, był równocześnie poważnym politykiem, o którego czarnych interesach wiedziano ale władze bały się zrobić cokolwiek. Ali Hadid opływał w bogactwo, luksus, piękne kobiety, wpływowe znajomości. Miał co tylko chciał na klaśnięcie dłoni. Posiadał prywatną kolekcję rzadkich dzieł sztuki, antyków oraz artefaktów, o których istnieniu niektórzy naukowcy nawet nie wiedzieli. Cenne cymelia a także białe kruki zajmowały większość regałów w jego prywatnym gabinecie, który miał w wieżowcu należącym do emira Kahaba. Hadidowi było jednak mało. Jak większości sytuowanych ludzi w tym kraju, zajmował się również przestępczą działalnością i był na liście FBI i Interpolu od wielu lat.
– Federalne Biuro Śledcze w końcu się zainteresowało - prychnął z pogardą, kalecząc angielski swoim okropnym akcentem.
 - FBI już dawno miało cię na celowniku – oznajmił ostro skrępowany mężczyzna.
 - Nie wysilaj się, Travis – prychnęła jego towarzyszka beznamiętnie patrząc na przeciwnika, jakby rozważając coś. Jej czarne włosy były związane w koński ogon, który teraz był w nieładzie i kilka kosmyków wyślizgnęło się spod gumki. Miała na sobie czarną bokserkę damską, granatowe jeansy i czarne buty trekkingowe. Po jej śniadej karnacji spływały kropelki potu.
 - Mała ma rację, nigdy nic na mnie nie będziecie mieli – Hadid prychnął z pogardą – Ale chętnie się dowiem co wiecie.
 - Jurinović co nieco nam powiedział – oznajmił Josh, spoglądając na Hadida i oczekując jego reakcji.
 - Jurinović nic nie wie. To płotka w porównaniu z Jakimovićem i Danielovicem – zarechotał Hadid – Nawet jeśli coś wiecie to i tak nic czego bym się bał.
 - Bo wszystko jest w gabinecie wieżowca należącym do Kahaba, prawda – stwierdziła kobieta.
 - Bystrzacha – przyklasnął mężczyzna. Na te słowa czekała tylko kobieta. Jak dobrze, że miała związane za plecami ręce. Smukłymi palcami dosięgła tarczy zegarka z limitowanej edycji G-shock i nacisnęła jeden przycisk, podczas gdy Hadid kontynuował – Ciekawe czy taka bystra byłaś by dowiedzieć się, że twój tatuś jest płatnym zabójcą. Taki szanowany agent federalny… - westchnął teatralnie i spojrzał na nią, a widząc gniew i niedowierzanie w jej oczach, zaśmiał się – Nie wiedziałaś, biedniutka – cmoknął, podszedł i pogłaskał ja po policzku – Skoro nic na mnie nie macie to pozostawię was w rękach moich towarzyszy – z tymi słowami skierował się w stronę wyjścia z hangaru.
 - Jasmine, tak mi przykro… - zaczął jej towarzysz i aż zdziwił się jej reakcją, bo nie takiej się spodziewał po osobie, która właśnie dowiedziała się, że jej rodzic jest płatnym zabójcą. Kobieta po prostu roześmiała się i spojrzała wyzywająco na zbliżającego się napastnika, który dzierżył w dłoni wielki nóż. Zamachnęła się nogami, tak iż jej krzesło stanęło tylko na tylnych nóżkach, po czym padła ciężko na nogi prawą kopiąc napastnika w krocze. Poderwała się na nogi, obróciła i zdzieliła klęczącego napastnika krzesłem, które mocno trzymała za swoimi plecami. Obróciła krzesłem i Travis zaobserwował w zdziwieniu, że jego partnerka nie ma opasek krępujących ręce – kiedy je rozcięła tego nie wiedział – ale teraz kobieta z całej siły dzieliła kolejnego napastnika swoim krzesłem i doprawiła silnym ciosem z ciężkiego buta, powalająca drugiego napastnika. Na trzecim połamała całkiem krzesło, w drobny mak, ale i tak to jej nie przeszkadzało. Wskoczyła rosłemu facetowi na barki i ścisnęła udami jego kark, po czym odgięła się gwałtownie do tyłu i pociągnęła go za sobą. Stanęła na rękach i w porę zrobiła gwiazdę bowiem masywny koleś runął na ziemię, po tym jak go przydusiła i stracił równowagę. Jasmine chwyciła za nogę od rozbitego krzesła i zdzieliła w twarz napastnika, który próbował się podnieść. Obróciła nóżkę w ręce i zaatakowała mężczyznę, który podniósł się i wymierzył z broni w Travis’a, wybijając mu broń z dłoni i wbijając mu w nią złamaną stronę drewnianej nogi.
 - Że niby nie wiem czym mój tata się zajmował, serio? – prychnęła z pogardą, ocierając kącik ust i podchodząc do swojego partnera, który z przerażeniem na nią patrzył.
 - Kim ty jesteś? – zapytał, kiedy przecięła mu opaski i ruszyła w stronę wyjścia.
 - Ich najgorszym koszmarem – sarknęła – Chodź bo przegapimy imprezę – dodała uśmiechając się uroczo.
 - Kto cię nauczył takiego tekstu? – zdziwił się agent, krocząc wraz z nią w stronę SUV’a, którym zostali przywiezieni przez swoich napastników.
 - Mój tatuś – oznajmiła szczerze i z czułością.
 - Wiedziałaś? – zdziwił się jej partner, zapinając pasy bezpieczeństwa. Już zdołał poznać jej styl szalonego kierowcy i wolał nie zginać przez przypadek.
 - Ściśle tajne przez poufne – sarknęła, ruszając z piskiem opon, uśmiechając się przy tym zadziornie.
 - Ostrzegano mnie przed tobą – przytaknął Travis, który dłużej od kobiety pracował w specjalnej jednostce FBI i musiał przyznać, że kobieta jak mało kto, robiła na wszystkich w zespole wrażenie. A Jasmine, cóż… była po prostu córeczką swojego tatusia, agenta NCIS Ianto Barrowmana.
 - Mam nadzieję, że twoi znajomi… - zaczął trzymając się kurczowo uchwytu bezpieczeństwa.
 - Kuzyni – poprawiła go Jasmine, przewracając oczyma. Nie musiała wdawać się w szczegóły typu, że bliźniacy nie są jej kuzynami z krwi. Może kiedyś Josh się dowie, a może nie. Teraz liczyło się zadanie do wykonania – I też mam nadzieję, że im się powiedzie. Agenci z wydziału White Collar czekają w gotowości.
 - Cudownie. Chcesz zadzwonić do wicedyrektora Whiteninga? – zapytał rzucając jej przy tym wyzwanie. Mieli się nie narażać i tylko zbadać teren. W planie nie było porwania i pobicia. Jasmine ewidentnie nie wykonywała poleceń swoich przełożonych niejednokrotnie prowokując i dążąc do akcji jakby była uzależniona od adrenaliny i działania. Albo po prostu miała to we krwi. Mina kobiety powiedziała mu wszystko; uwielbia wyzwania ale najwyraźniej kobieta nieco boi się ich dyrektora. Wyglądała teraz jak dziewczynka, która niebawem zostanie skarcona przez surowego ojca. Jasmine odchrząknęła, chwyciła za telefon i wybrała numer po czym włączyła głośnomówiący.
 - Jakimović i Danielović są brudni. Jedziemy właśnie na spotkanie z bliźniakami Carter – przekazała pośpiesznie jakby bojąc się dojść do słowa wicedyrektorowi.
 - Wysyłam dwa zespoły interwencyjne by zajęli się nimi. Porozmawiamy po waszym powrocie – odpowiedział jej lodowatym, szorstkim głosem mężczyzna i ewidentnie było słychać jak jest zły na swoich agentów za niesubordynację. Po tych słowach rozłączył się a Jasmine i Travis jednocześnie głośno wypuścili powietrze, które wstrzymali na moment.
 - Uff… mam nadzieję, że ochłonie do naszego powrotu – rzucił Travis, zerkając do schowka w poszukiwaniu jakiejś broni w razie gdyby im była potrzebna.
 - Ochłonie ale i tak nam się oberwie – oznajmiła uśmiechając się blado do partnera, po czym zgrzytnęła zębami; jej oberwie się podwójnie jeśli nie potrójnie.
 - Jesteśmy niestosownie ubrani jak na gości wielkiego emira i jego przyjęcie – zakpił, zastanawiając się jak by Jasmine wyglądała w sukni wieczorowej, przy okazji zmieniając nieco temat. Nie ma co teraz się tym martwic, zwłaszcza że za dziesięć minut będą na miejscu.
 - Cóż… my tylko jesteśmy od czarnej roboty i powalająco wyglądam w sukni – oznajmiła posyłając mu zalotne spojrzenie i gwałtownie biorąc ostry zakręt. 

***

Wysoki blondyn ubrany w zieloną koszulę lnianą i białe, również lniane, spodnie siedział przy stoliku niedaleko basenu i na pewno nie podziwiał pięknych, skąpo ubranych kobiet pływających w wodzie i chodzących dookoła basenu. Ciemne okulary przysłaniały jego jasno błękitne oczy, złota obrączka błyszczała na palcu u lewej dłoni, a nieco wyżej, na nadgarstku spoczywał zegarek z limitowanej serii G-shocka. Przed nim na stoliku leżał najnowszej generacji laptop a w szklance wypełnionej do połowy lodem było orzeźwiające Mojito. Mężczyzna nie miał nawet trzydziestki i wyglądał jak syn amerykańskiego biznesmena, uwielbiającego dobre drinki i markowe gadżety. I o to im chodziło. By wmieszać się w tłum i nie zwracać na siebie uwagi. Od niechcenia spojrzał na zegarek a kiedy zobaczył mrugające czerwone światełko, prawą dłonią dotknął ucha, gdzie miał włożoną mikrosłuchawkę bezprzewodową i włączył przycisk nadawania.
 - Czas na show, braciszku – przekazał półszeptem. Usiadł wygodnie, upił łyk drinka i sięgnął po laptopa, by po chwili jego palce tańczyły na klawiaturze z zawrotną szybkością wpisując kody i komendy jemu tylko znane.
        Tymczasem na sto dwudziestym piętrze wieżowca jego brat ubrany w czarny smoking, rozglądał się po sali bankietowej, pod ramie trzymając piękną kobietę. Po tym jak dostał od brata zielone światło, wraz z towarzyszką zbliżył się do wybranego przez siebie obiektu, którym był mężczyzna w średnim wieku, a który zajmował stanowisko Ministra Dziedzictwa i Kultury Narodowej Dubaju.
 - Następnym razem to Nicky zakłada smoking – warknął do towarzyszki, dotykając dłonią muszki, która uwierała go w kark.
 - Przecież na co dzień chodzisz tak ubrany – odszepnęła jego partnerka z nikłym uśmiechem na twarzy.
 - Nie aż tak – westchnął i przybrał najbardziej profesjonalny wyraz twarzy na jaki go było stać w tej chwili – Panie Ministrze… - zaczął ale nie dane mu było skończyć.
 - Gabriel Carter, miło mi w końcu poznać. Wiele dobrego słyszałem na twój temat młodzieńcze – mężczyzna uścisnął mu dłoń i mocno potrząsnął, uśmiechając się szeroko – To zaszczyt mieć na przyjęciu syna doktora Nathana Cartera oraz wnuka profesora Richarda Cartera. Ten młodzieniec – tu minister zwrócił się do pozostałych osób mu towarzyszących – Odziedziczył jednak talent i urodę po matce – klepnął przyjacielsko Gabriela w policzek – Wydział White Collar, bardzo dobry wybór mój drogi – przytaknął mężczyzna i już otwierał usta by coś jeszcze dodać gdy włączył się alarm zagłuszający wszystko.
 - Co u licha się dzieje? – zapytał Minister, pośpiesznie kroczącego emira Keheba, do którego podeszli ochroniarze.
 - Ktoś włamał się do biura senatora Hadida – przekazał półszeptem ochroniarz.
 - FBI służy pomocą – zaoferował się Gabriel i skinął na swoją partnerkę.
 - Byłbym wdzięczny – zgodził się niczego nie świadom emir i dał znać szefowi ochrony by zaprowadził dwoje młodych agentów do gabinetu senatora.   

***

         Dwadzieścia minut później Minister Dziedzictwa i Kultury Narodowej i emir Kehab dołączyli do agentów federalnych, którzy weszli do biura senatora Hadida, a zaraz za nimi wszedł sam senator Hadid.
 - Co tu się dzieje? Jakim prawem?! – denerwował się Hadid z przerażeniem obserwując jak agenci federalni zaczynają przeszukiwać pomieszczenie.
 - Te obrazy to falsyfikaty z lat pięćdziesiątych. Bardzo dobre wykonanie, musze przyznać i gdyby nie jeden drobny szczegół, to zapewniam, że żaden specjalista nie odgadł by iż to podróbka – Gabriel Carter wskazał na obrazy, które zostały ściągnięte ze ściany – Tu natomiast mamy zbiór białych kruków wartych co najmniej pół miliarda dolarów. Rzadkie cymelia, rękopisy, faksymile pochodzące z czarnego rynku. Ten cenny rękopis przepadł w 1859 roku. W dwutysięcznym roku był ponoć w posiadaniu jednego rosyjskiego mafiosa.  
 - Szefie, powinien pan zobaczyć to – agentka, która partnerowała Gabrielowi, podała swojemu przełożonemu, który wszedł tu wraz z pozostałymi agentami, pokaźny czarny notes.
 - Nie macie prawa! – cały czerwony ze złości Hadid rzucił się na agentów by tylko zostać obezwładnionym a jego ręce zostały boleśnie skute kajdankami.
 - Senatorze, jest pan aresztowany pod zarzutem przestępczości gospodarczej, malwersacji finansowych, handlu antykami pochodzącymi z czarnego rynku oraz kontakty ze światem przestępczym – agent po pięćdziesiątce przedstawił zarzuty po czym odczytał jakie senatorowi przysługują prawa.
 - Mam immunitet – krzyknął Hadid na co Minister podszedł do niego i warknął:
 - Już ja się postaram byś go nie miał.
Po tych słowach senator został wyprowadzony z pomieszczenia a agenci zabezpieczali przedmioty jako dowody.
 - Na nas już czas – Gabe pociągnął partnerkę za rękę i oboje wyszli z gabinetu – Nicky zapewne już się niecierpliwi.
 - Nie mogę pojąć jak Magda panuje nad nim – zaśmiała się jego partnerka wchodząc za nim do szatni i szybko przebierając wizytowy strój w jeansy i koszulkę.
 - Dokładnie tak jak ty nade mną – Gabe cmoknął kobietę w wargi i uśmiechnął się zadziornie.

***

Kiedy Jasmine wysiadła z samochodu Nick podszedł do niej ubrany w jeansy i koszulkę w kolorze khaki.
 - Taka impreza was ominęła – dłońmi zaznaczył jak wielka impreza to była i wyszczerzył się w charakterystycznym uśmiechu – Wyglądacie okropnie – skwitował i rzucił jej woreczek z lodem, który trzymał w dłoni – Wujek nie będzie zadowolony.
Jasmine przewróciła tylko oczyma. Oczywiście, że jej tato nie będzie zadowolony ale jakoś to przeżyje.
 - Gdzie Gabe? Senator już odwieziony? – dopytywała swojego kuzyna.
 - Gabe i Alex już idą – Nick wskazał na szybko zbliżającą się parę – A senator głośno beknie tak iż usłyszymy go w Chile. A teraz zawijaj troki bo samolot nie będzie czekał – oznajmił nieco bezczelnie, po czym skinął na partnera Jasmine, który tylko się wszystkiemu przysłuchiwał, a następnie skierował się w stronę samochodu, którym agenci przyjechali – Myślałem, że masz lepszy gust – sarknął, przez co tylko zarobił silnego kuksańca w ramię.
 - Zamknij się smarku i wsiadaj. Ja prowadzę – odgryzła się Jasmine i poczekała na pozostałych, po czym zwróciła się do Travisa – Podrzucić cię gdzieś?
 - Nie, dzięki. Przypilnuję FBI – Travis uśmiechnął się i pomachał. Wybrał bezpieczniejszą opcje bo przygód miał na dziś wystarczająco dużo a domyślał się iż Jasmine i jej krewni szykują się na kolejną szalona ekspedycję.


Chile – kilka godzin później

         - Taki widok nie powinien mnie dziwić i martwic ale nic na to nie poradzę – Jasmine pozwalała by jej ojciec przemył jej zadrapania tak jak zawsze to robił odkąd pamiętała. Nick kręcił się na krześle obrotowym i szczerzył w obłudnym uśmiechu. Jasmine posłała mu mordercze spojrzenie. Miała dziką ochotę sprawić by kuzyn wywrócił się na tym krześle. Tak jak to często robiła kiedy byli dzieciakami i Nick za bardzo rozrabiał.
 - Dzieci – Ianto Barrowman warknął niebezpiecznie, hamując dziecinne zapędy Jasmine i Nick’a.  
 - Jesteśmy rodzicami i na to nic nie poradzimy – Nathan Carter stał z założonymi ramionami na piersi i uśmiechał się – Dziwisz się, że poszły w nasze ślady?
 - Nie, ale dlaczego to takie ciężkie? – odparł Ianto i spojrzał na Nico jakby mężczyzna miał gotową odpowiedź na wszystko.
 - Bo to nasze dzieci – Nico wzruszył ramionami – I kiedy cierpią my też cierpimy.
 - Oj tato… - jęknął Nick, który przestał właśnie się kręcić.
 - Pogadamy smarku, kiedy twoja córa w końcu przyjdzie na świat – odgryzł się Carter Senior i klepnął syna w policzek.
 - Nie lubię cię – jęknął Nick mrużąc oczy i dąsając się.  
 - Życie, młody, życie – jego ojciec roześmiał się – A te miny na mnie nie działają. Sam je opatentowałem – dodał kierując się w stronę wyjścia z tajnej siedziby Icarusa - A pamiętasz naszą konferencję w El Dorado? – Nico zwrócił się do Shardiffa, który tylko się roześmiał, krocząc wraz za nim. Jasmine i Nick poderwali się na równe nogi i przypadli do swoich ojców.
 - Co było w El Dorado? – dopytywali jednocześnie, pełni podekscytowania. Zawsze lubili opowieści rodziców, które byłe pełne przygód.
 - Na bajki to już za duzi jesteście – parsknął Shardiff.
 - Oj, no, tatuś, nie bądź taki – Jasmine posłała tacie spojrzenie kota ze Shrek’a, na co Nico odpowiedział:
 - Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce…

Nowe opowiadanie

 A/N: Nie mam pojęcia czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale umieszczam post. Zaczęłam pisać nowe opowiadanie, a w zasadzie przerabiam stare. Umie...