sobota, 10 sierpnia 2019

Skończyć cz8


Rozdział 8






‘Dwa tygodnie później spotkała mnie niespodzianka’ napisałam po chwili przerwy.
 - DiNozzo, spacer – krzyknął Gibbs, który właśnie wrócił z agencji, rozbierając się w holu.
 - Szefie – jęknąłem. Przecież nie mogę zostawić Jackoba teraz samego.
 - Nie zostawiasz go samego ale obaj musicie się ruszyć. Spacer wam dobrze zrobi – rozkazał Gibbs kierując się do kuchni by w połowie drogi zatrzymać się. Mój ojciec wręczył Gibbsowi świeży kubek gorącej kawy. Gibbs lekko się uśmiechnął i obaj zwrócili się do mnie ze srogim spojrzeniem. Czy mówiłem, że przy nich dwóch czuję się małym chłopcem i jak bardzo tego nie lubię?
 - A mogę chociaż dokończyć? – posłałem im moje najbardziej niewinne spojrzenie. 
 - Za pół godziny ma cię już tu nie być – rozkazał Gibbs kierując się do swojej piwnicy.
 - Przypilnuję go – zapewniła Ziva szykując nasze kurtki, szaliki i rękawiczki.
 - Pójdę jeśli Szef pójdzie z nami – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu – Proszę.
 - Pół godziny – odparł Gibbs.
‘Tony? Jesteś?’ przeczytałem na ekranie.
‘Jestem ale wyganiają mnie na spacer. Ty też powinieneś trochę spędzić czasu z rodzina albo coś poczytać. Hej, w programie TV jest Tajemniczy ogród i Urodzony 4 lipca, sądzę, że powinieneś obejrzeć jeśli jeszcze nie widziałeś.’ Napisałem szybko, ‘Zanim jednak wyjdę opowiem szybko o tym, co mnie spotkało dwa tygodnie po tym wydarzeniu.’ 



** flashback **



Wracaliśmy po pracy z Gibbsem do domu, gdy nagle Gibbs skręcił w zupełnie inna stronę.
 - Gibbs? – zapytałem.
- W swoim czasie, Tony – odparł spokojnie.
Po dziesięciu minutach drogi zatrzymaliśmy się na parkingu przed jakimś budynkiem. Gibbs pomógł mi wysiąść i usadowił na wózku a następnie zaczął pchać.
 - E... Szefie... – nie lubiłem, gdy to robił. Chciałem choć trochę czuć się samodzielny ale najwyraźniej Gibbs miał inne plany bo dalej prowadził mój wózek. Weszliśmy do budynku, przejechaliśmy długi korytarz i wyszliśmy na zewnątrz, gdzie znajdował się mini stadion. Stadion dla osób niepełnosprawnych, muszę dodać. 
Przywitał nas mężczyzna, afroamerykanin jeśli mam zgadywać, który jak ja siedział na wózku inwalidzkim.
 - Tony poznaj Coolio – Gibbs przedstawił.
 - Miło mi cię poznać, Tony – wymieniliśmy uścisk dłoni.
 - Wzajemnie i hej, fajne imię – starałem się zachowywać normalnie by nie wiedzieli, że jestem podenerwowany. Nie rozumiałem, po co Gibbs mnie tu przyprowadził.
 - Tak, wiem – mężczyzna uśmiechnął się. Zaczęliśmy kierować się bliżej boiska do koszykówki.
 - Słyszałem o twoim wypadku i współczuję – zaczął Collio bacznie mi się przyglądając – Ale chyba najwyższa pora by wrócić do życia.
Otworzyłem usta by zaprotestować, by się roześmiać i wygarnąć, że nic nie rozumie, zwłaszcza po ostatnim ale opamiętałem się w porę, bo ten koleś też siedział na wózku.
 - Wiem, że nie jest ci łatwo ale zapewniam, że przychodzenie tutaj pomoże ci od nowa spojrzeć na swoje życie i zrozumieć niektóre sprawy – zapewniał – Tu możesz uzyskać wsparcie i zrozumienie. Ci ludzie, których tu widzisz kiedyś byli sportowcami, lekarzami, strażakami, policjantami. Tu odnaleźli siebie i sens życia. Większość z nich dalej pracuje w swoim zawodzie i powiem ci, że świetnie sobie radzą. 
 - DiNozzo, byłeś dobry w sportach. Czas do tego wrócić – Gibbs poklepał mnie po ramieniu jakby dodając otuchy.
Podziękowaliśmy Collio, Gibbs obiecał, że przywiezie mnie w najbliższą sobotę, po czym wróciliśmy do samochodu.
 - Gibbs, ja nie mam odpowiedniego wózka – zauważyłem. Mój obecny nie nadawał się do szybszej jazdy, a co dopiero do uprawiania na nim jakichkolwiek sportów.
 - Jeszcze nie – odparł jak zwykle tajemniczo.
 - Znaczy? – zapytałem lecz nie uzyskałem odpowiedzi bo pojechaliśmy na podjazd do jego domu. Gdy tylko weszliśmy do środka zobaczyłem ojca stojącego z czarno-niebieskim wózkiem.
 - W sklepie zapewnili, że to najlepszy model wózka aktywnego – ojciec uśmiechał się do mnie zachęcająco, gdy obaj z Gibbsem pomagali mi przesiąść się do nowego pojazdu.
 - Wow... – od razu zauważyłem różnicę. Był lżejszy, lepiej dopasowany, wygodniejszy i kiedy zaczęłam nim kręcić i robić obroty zauważyłem też, że jest bardziej zwrotny.



** koniec flashback’u **



‘Czy faktycznie chodzenie tam pomogło ci?’ napisał po chwili.
‘Tak, pomogło mi odnaleźć siebie i uwierzyć ponownie w moje możliwości’ odparłem, ‘A na domiar złego Ziva się za mnie uwzięła’ uśmiechnąłem się na wspomnienie.
‘Jak to Ziva się za ciebie uwzięła?’
‘Długa historia, a mnie już poganiają. Będę za godzinę, najdalej za 1,5.’ Zapewniłem i wylogowałem się. Ziva rzuciła mi kurtkę i buty. Ubrałem się szybko i we czwórkę wyszliśmy. W domu pozostał tylko Jack, który poszedł się zdrzemnąć.
Weszliśmy do parku. Oj, jak pięknie. Śnieg wszystko otulił swym puchem. Uśmiechnąłem się łobuzersko, schyliłem i uformowałem kulkę, po czym rzuciłem nią w Zivę.
 - Osz ty! To oficjalnie wojna! – krzyknęła rzucając we mnie. Nie trafiła, kulka przeleciała obok i trafiła mojego ojca.
 - Wybacz Tony – rzuciła Ziva – Ała! – zawyła kiedy ociec rzucił w nią kulką. Gibbs dołączył do Zivy i dwóch na dwóch zaczęliśmy na dobre wojnę na śnieżki.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nowe opowiadanie

 A/N: Nie mam pojęcia czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale umieszczam post. Zaczęłam pisać nowe opowiadanie, a w zasadzie przerabiam stare. Umie...