sobota, 10 sierpnia 2019

Skończyć cz7


Rozdział 7







Wiedziałem, że będę musiał powiedzieć Jackob’owi o moim związku z Zivą ale to nie był jeszcze najlepszy moment. Bo jeszcze kolejna depresja przede mną.
‘Któregoś ranka zostałem sam. Miałem poczekać na Gibbs’a i razem mieliśmy pojechać o pracy. Miałem dziś odbyć rozmowę z Dyrektorem odnośnie mojego przeniesienia na inne stanowisko. Wiedziałem tylko, że będę w tym samym budynku, co reszta ale nic poza tym. Za oknem była paskudna, deszczowa i zimna pogoda. W końcu nadeszła wiosna ale nie była ona jakoś szczególnie ciepła i słoneczna albo to mi się tak wydawało. Moje życie było monotonne. Kiedy w końcu, po latach i nieudanych związkach, dorosłem do decyzji o zmianie stanu cywilnego i założeniu rodziny typowo filmowej jak z Hallmarku – żona, dzieci i pies – musiał przytrafić mi się ten cholerny wypadek.’ Zacząłem znów opowiadać Jackob’owi. Ziva siedziała wtulona w moje ramię, z głową ułożoną na moim barku. Z jednej strony zaglądała, co piszę a z drugiej ucinała krótką pogawędkę z moim ojcem.   
‘Właśnie ja w takim momencie jestem. Znaczy nie planowałem rodziny...’ odpisał Jackob, ‘Ale miałem inne plany zawodowe bo HEJ! Mam dopiero DWADZIEŚCIA lat!’ 
‘Niestety, wiem, co czujesz’ odparłem.
‘I, co się stało tego dnia?’ dopytywał zaciekawiony Jackob.
‘Czekałem na ganku, gdy usłyszałem krzyki dziewczyny. Wołała pomocy.’ Zamknąłem oczy i wziąłem ciężki i głęboki wdech. Poczułem jak dłoń Zivy mocniej zaciska się na moim ramieniu a potem delikatnie masuje je by dać do zrozumienia, że jest ze mną.



** flashback **



  - POMOCY! RATUNKU!  Niech mi ktoś pomoże! – dotarł do mnie głos młodej, przerażonej kobiety. Będąc na ganku nie wiedziałem, co się dzieje. Ruszyłem wózkiem jak najszybciej. Gdy tylko wyjechałem z posesji Gibbsa moja komórka zaczęła dzwonić. Wiedziałem, że muszę dotrzeć do tej kobiety ale także wiedziałem, że muszę przekazać, że dzieje się coś złego komuś sprawnemu.
„Będę za dziesięć minut” usłyszałem w słuchawce głos Gibbsa.
„Coś dzieje się u sąsiadów dwa domy dalej, Gibbs! Wezwij pomoc!” przekazałem i rozłączyłem się przeklinając w duchu, że nie mam przy sobie broni. Zabrali mi ja na czas nieokreślony i mają oddać, gdy lekarze wyrażą taka zgodę, że jestem poczytalny umysłowo i nie ma przeciwwskazań do tego abym miał broń. Deszcz niemiłosiernie zacinał utrudniając mi widoczność oraz szybsze dotarcie do tego domu. Zwłaszcza, że jeździłem zwykłym wózkiem a nie sportowym.
 - Rat... – znów krzyknęła lecz jej krzyk uwiązł jej w gardle. Straciła przytomność, a może już nie żyje?! Te myśli przelatywały mi przez myśli, gdy jechałem do niej. Niestety podczas robienia zakrętu zahaczyłem o krawężnik i przewróciłem się wraz z wózkiem. Zobaczyłem jak napastnik przeskakuje przez żywopłot i ucieka.
 - Szlag by to! – warknąłem próbując się podnieść. Pomagając sobie łokciami doczołgałem się do kobiety. Niestety już nie żyła. W brzuchu tkwił kuchenny nóż. A jej oczy utkwione jakby we mnie, były teraz przymglone.
 - DINOZZO! – dotarł do mnie krzyk Szefa. Nie obchodziło mnie to. Siedziałem pusty na betonowej posadzce wpatrzony w ciało młodej... młodej CIĘŻARNEJ kobiety. Świadomość tego, że przez moje kalectwo nie mogłem jej pomóc i uratować czyjegoś życia zaczęła mnie przygniatać. Czułem się jak osoba, której przywiązuje się kulę do nogi i wrzuca do oceanu.



** koniec flashback’u **


‘O choroba... strasznie mi... głupio i przykro... nie wiem, co powiedzieć, Tony...’ przeczytałem.
‘Mi też było przykro... Piętnaście lat pracowałem czynnie jako stróż prawa łapiąc przestępców i kopiąc ich zadki a teraz... W tamtym momencie... po prostu zawiodłem i tę kobietę i samego siebie’  wyznałem. 



** flashback **



 - DiNozzo, powtarzam, to nie była TWOJA wina – Gibbs stanowczym i ostrym głosem próbował przekonać mnie, ale ja nie potrafiłem zaakceptować tego faktu. Siedziałem na kanapie owinięty w koc, z gorącym kubkiem herbaty wciśniętym w dłonie bym mógł je czymś zająć i by tak nie drżały z emocji.
 - Chrzanisz Gibbs! – krzyknąłem odstawiając kubek bo wiedziałem, że lada moment a rzucę nim po prostu o ścianę – Popatrz na mnie! Jestem cholernym inwalidą Gibbs! Jak... większość życia spędziłem ratując innym życie a teraz nie potrafiłem uratować kobiety – zanosiłem się gniewem i histerią – CIĘŻARNEJ KOBIETY, KUR**A! 
 - Powtarzam, że nie była to twoja wina – Gibbs starał się panować nad swoim głosem. Widziałem, że jest zdenerwowany i... bezradny. I jego poniekąd ta sytuacja przerastała.
- Wszystko się zmieni, gdy wrócisz do pracy na nowym... – zaczął lecz ja zaczęłam się śmiać - histerycznie, przeraźliwie śmiać.
 - Czyś ty słyszał siebie?! Do ku**y nędzy nie wrócę do pracy! Wyobrażasz sobie kalekiego agenta federalnego?! – wrzeszczałem na cały głos. Zapewne sąsiedzi obok mogli mnie usłyszeć i zapewne w promieniu kilku mil również. Ale to mnie teraz nie obchodziło.
 - Najlepiej by było, gdybym wtedy umarł – wykrztusiłem z zaciśniętego gardła czując jak potok łez spływa po moich policzkach. Nim zdołałem mrugnąć Gibbs był przy mnie. Jego zimne spojrzenie pełne gniewu i frustracji było utkwione we mnie, wymuszając kontakt wzrokowy między nami. Czułem się jakby zaglądał mi w głąb duszy. Najpierw mnie zdzielił porządnie w tył głowy a następnie położył ciężkie i szorstkie dłonie na moich policzkach. Jego usta były surowo zaciśnięte w gniewie.
 - NIGDY. NIE. MÓW. ŻE CICHŁBYŚ. UMRZEĆ! ZROZUMIANO?! NIGDY! – wycedził. Czułem jak i on drży z emocji. W jego oczach odczytałem coś jeszcze. Rodzicielską troskę i strach przed utratą... dziecka...
Gibbs stracił córkę.  Kelly została mu brutalnie odebrana i omal kilka miesięcy temu nie stracił również i... mnie, swojego syna! Bo tak o mnie myślał. Wiedziałem i czułem to każdego dnia i to mnie przerażało. Przerażało mnie to, że są osoby, które będą mnie bezwarunkowo kochały pomimo mojego kalectwa. 
Ta świadomość uderzyła we mnie tak gwałtownie, że nie potrafiłem oddychać.
 - Hej, Tony, oddychaj. Spokojnie – mówił stanowczo lecz delikatnie, siadając na kanapie i chowając w swoje silne ramiona – Mam cię, dzieciaku, już dobrze.... cicho... ciiii... – zapewniał kołysząc mnie w swoich ramionach.



** koniec flashback’u **

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nowe opowiadanie

 A/N: Nie mam pojęcia czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale umieszczam post. Zaczęłam pisać nowe opowiadanie, a w zasadzie przerabiam stare. Umie...