czwartek, 22 sierpnia 2019

Skończyć cz13

Zaraz po rozmowie z doktorem Smithem w moim pokoju ukazał się Gibbs.
 - Co się dzieje? – zapytał tonem nie znoszącym sprzeciwu czy też kłamstw. Z mojej pozycji kiepsko było mi patrzeć na rozmówcę zatem skierowałam wzrok w sufit. Jakiż on piękny, taki biały. Oh, czy tam jest jakaś plamka?
 - DiNozzo – nalegał Gibbs. Wiedziałem, że przed nim niczego nie ukryję ale wolałem spróbować. Miałem nadzieję, że zrozumie jako jeden z niewielu. 
 - Pojutrze będą mnie operować – rzuciłem ni to do niego ni to w powietrze starając się by mój głos brzmiał zwyczajnie i naturalnie, by Gibbs nie wyczuł nuty zdenerwowania.
 - Celem? – Gibbs nie dawał mi spokoju. Wziąłem kilka głębszych oddechów, spojrzałem mu prosto w oczy i chwyciłem za dłoń.
 - Wiem, że zrozumiesz jeśli nic ci nie powiem, bo nie chcę mówić na głos. Lekarze muszą przeprowadzić operacje, potem znów czeka mnie długa rehabilitacja. Oni sami nie są pewni efektów zabiegu... – urwałem.
 - Jeśli się nie powiedzie...
- Właśnie. Ani ja nie będę rozczarowany ani nikt inny.
 - Tu chodzi o ciebie, Tony – zauważył Gibbs, - O twoje zdrowie fizyczne i psychiczne.
Przytaknąłem głową i odetchnąłem z ulgą.
 - Dzięki – powiedziałem ściskając go za rękę.
 - Nawet mnie nie powiesz? – zapytał uśmiechając się lekko.  
- Jeśli tobie powiem a coś nie wyjdzie... Zwłaszcza tobie nie powinienem mówić... – uśmiechnąłem się krzywo. 
 - Jak chcesz. Wiesz, że jesteśmy przy tobie – zapewnił mnie a ja parsknąłem śmiechem.
-Co? – zażądał widząc mnie rozbawionego. 
Machnąłem dłonią wciąż się chichocząc. 
 - Nie... nic... uh... po prostu przypomniałeś mi... – plątałem się chichocząc. 
 - Wykrztuś to – powiedział ukrywając swoje rozbawienie.
 - Oh, któregoś razu kiedy byłem zdołowany Abby zmusiła mnie do obejrzenia filmu indyjskiego. Wiesz te Bollywood, tańce, śpiewy, płacz, śmiech, kolory. I właśnie ten film nosił tytuł „Jestem przy tobie”. Dlatego się śmieje – odparłem. Przynajmniej udało nam się rozładować sytuację. Gibbs pokręcił tylko głową. 

 ***

Wieczorem do mojego pokoju wślizgnęła się Ziva. Przez chwilę stała nadąsana.
 - Nie powiesz?
 - Ziver... Ziv... chciałbym... – próbowałem się uśmiechnąć. Gdy się nie odezwała pomyślałem, że się obraziła. Wtedy podeszła i po prostu położyła się na boku, kładąc głowę na mojej piersi. 
 - Zachowuj się. Masz być silnym podczas zabiegu i nie przyjmuję wiadomości o komplikacjach, zrozumiano? – rzuciła ostro.
 - Tak psze pani – odparłem.
 - Niespełna cztery miesiące do naszego ślubu i jeśli się rozmyśliłeś...
 - To skopiesz mi tyłek i zabijesz w najbardziej bolesny sposób, Abby spreparuje dowody, McGee zatrze poszlaki w sieci, Gibbs przekona Wykałaczkę, że dowody są jak najprawdziwsze a Ducky opowiadając historyjkę przeprowadzi sekcję zwłok – odparłem przewracając oczyma.
 - A widzisz, jednak nie jesteś taki głupiutki jak wszyscy myślą – zaśmiała się, uniosła lekko i pstryknęła palcem w nos.  Następnie zbliżyła i pocałowała mnie w usta.
 - Kocham...
 - ... cię – wszedłem jej w słowo jak zawsze lubiłem to robić.

***

‘Jak tam, młody?’ napisałem rankiem następnego dnia do Jackoba. 
Jednak przez kilka godzin nie uzyskałem odpowiedzi, aż do późnego popołudnia.
‘Wiesz, mam na imię Jackob a nie młody.’ Przeczytałem wyczuwając kpinę.
‘Zatem, co jest grane?’ 
‘Eh... wszyscy się dziś mnie czepiliście, czy jak?!’ burknął.
‘Nie na mnie, mały, się wyżywaj. Ja tu leże jak mumia egipska bez ruchu od kilku dni.’ Odpisałem.
‘O, szlag, Tony! Wybacz, poniosło mnie.’ Odpisał i posłał mi emotikona przepraszającego.    
‘Spoks, a teraz wal.’
‘Mam dość! Jestem zmęczony. Rehabilitacja mnie przerasta. Spotkałem byłych kumpli, którzy zaczęli się za mnie wyśmiewać. Nazwali mnie Wózkarzem! Pokłóciłem się z moją fizjoterapeutką, niechcący przywaliłem ojcu w twarz...’
‘Auć... poważnie i ostro.’ Napisałem, ‘Wiem, że nie jest łatwo i ostrzegałem. Wybaczą ci jeśli przeprosisz i pokażesz, że jednak ci zależy na przystosowaniu się. A kumplami to się nie przejmuj. Gdyby to spotkało któregoś z nich to przestana się śmiać. Nie wiadomo co ich w życiu czeka.’ Zapewniłem starając się podnieść go na duchu.
‘Boisz się?’ zapytał nagle.
‘Jak cholera’ odpowiedziałem szczerze.   

***

 - Tony, mam dobre wieści – otworzyłem zaspane oczy i pojrzałem na doktora Smitha – Operacja się udała. Nie było komplikacji, jednak na rezultaty przyjdzie nam jeszcze poczekać kilka długich tygodni. 
Dopiero teraz zorientowałem się, że znów jestem w swoim szpitalnym pokoju. Wiedziałam, że przez najbliższych kilka godzin będę jak na haju przez narkozę ale dopóki nie bolało to nic mnie nie obchodziło. 

***

Kiedy znów się obudziłem tato siedział obok mnie. W pokoju panował półmrok.
 - Dochodzi dwudziesta trzecia – usłyszałem i lekko się uśmiechnąłem. 
 - Gdzie...? – wychrypiałem chcąc zapytać o Gibbsa i resztę. Tata wstał i podał mi wodę.
 - Powoli, - powiedział nachylając się, - Zostali wezwani przez dyrektora. Jakaś pilna sprawa dotycząca bezpieczeństwa narodowego. Byli u ciebie po operacji ale spałeś. 
 - Operacja rano... – wymamrotałem.
 - Wyślę do nich wiadomość – zaproponował.
 - Nie... – odparłem wiedząc, ze jeśli to sprawa bezpieczeństwa narodowego to lepiej im teraz nie zawracać głowy, - Rano... – odparłem i pozwoliłem by sen mnie ponownie pochłonął.

***
      
Rankiem obudził mnie czyjś głos. 
 - Śpi? – jeśli dobrze rozpoznałem to był Tim.
 - Tim, czy coś się stało? – zapytał mój ojciec. Obaj mówili półgłosem by mnie nie obudzić. Wstrzymałem oddech. Coś się stało! Wiedziałem, czułem to!
 - Nie wiem jak to... jak to przekazać Tony’emu... – szepnął McGee drżącym głosem.
 - Co mi powiedzieć? – zażądałem ostrym i stanowczym głosem starając się ukryć strach i przerażenie rosnące w moim sercu. 
 - Tony... – Tim podszedł bliżej. Dopiero teraz zobaczyłem, że był blady na twarzy. Szyję i lewy policzek miał zadrapane. Całe jego ubranie było pokryte kurzem i krwią. Pod jego oczyma zaczęły zaznaczać się sińce od zmęczenia.  
 - Mów! – rozkazałem starając się zmusić go do wyduszenia tego.
 - W skrócie... mieliśmy sprawę, pojechaliśmy na akcję wieczorem i wszystko w łeb trafiło. Kilku agentów zginęło... strzelanina... potem eksplozja... byłem w innym miejscu ale Fornell... Fornell powiedział, że do opuszczonego hangaru nad rzeką wszedł Gibbs z Zivą i kilkoma innymi agentami... ten... ten hangar... hangar...
 - MCGEE!! – ponaglałem go czując rosnącą panikę. Serce waliło mi jak szalone i coraz trudniej było mi oddychać. Chciałem by powiedział, że nic się nie stało...
 - Hangar wyleciał w powietrze, Tony z naszymi ludźmi w środku. W zgliszczach znaleźliśmy dokumenty, odznaki, ich broń i ciała... Tony... przykro mi...
 - NIE! – ryknąłem nie chcąc tego dalej słuchać. Nie, nie, nie, NIE! Po prostu to się nie działo! Nie Ziva i Gibbs!
 - Boże, proszę nie... – z tymi słowami straciłem przytomność. 


1 komentarz:

  1. Mimo, że znam ten tekst na pamięć, to nadal to przeżywałam jak za pierwszym razem :D
    i ten cliffhanger, nieee!!!
    Dajcie mi resztę <3 :*

    OdpowiedzUsuń

Nowe opowiadanie

 A/N: Nie mam pojęcia czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale umieszczam post. Zaczęłam pisać nowe opowiadanie, a w zasadzie przerabiam stare. Umie...