sobota, 10 sierpnia 2019

Skończyć swoje życie cz5


Rozdział 5








‘Co było dalej? Jak udało ci się z tego wyjść?’  zapytał Jackob.
Był już wczesny poranek Bożonarodzeniowy. Gibbs poszedł zrobić śniadanie a ja zastanawiałem się nad porannymi ćwiczeniami, które jednak dziś mógłbym sobie darować.
 - Nie ma mowy, DiNozzo -  Gibbs wszedł do mojego pokoju. Jak on to robi, że zawsze wie, co chodzi mi w danym momencie po głowie? Gibbs chyba posiadł szósty zmysł albo i nawet byłbym skłonny do stwierdzenia iż jest to ósmy stopień wtajemniczenia.
- Ale... - zacząłem, jednakże Gibbs uciszył mnie jednym spojrzeniem. Jak zawsze zresztą wystarczy mu jedno spojrzenie. Eh...
 - Jackob powinien zjeść śniadanie, a ciebie czeka poranna standardowa rundka przed śniadaniem - powiedział przesuwając mój wózek bliżej łóżka -  Prysznic, teraz! – rozkazał a ja wiedziałem, że nie mam szans na sprzeczanie się.
‘Jacob.... wiem, że potrzebujesz pogadać jednak myślę, że powinniśmy
zrobić chwilową przerwę’ zacząłem z wahaniem i bijącym sercem. Napisałem to bardzo szybko. Dzieciak potrzebował mnie teraz i było mi źle z faktem, iż na chwilę muszę go zostawić z tym wszystkim samego.
‘Wiem, rodzice już wołają mnie na śniadanie, ale wrócisz, prawda? Dokończysz?’ Jackob napisał, a ja wiedziałem, że muszę dotrzymać tej obietnicy i pomóc mu - w końcu jest to coś, co robię całe moje życie, najpierw jako policjant a obecnie jako agent federalny – pomagam innym.
Dzięki sprzętowi, który został zamontowany, od mojego pokoju aż do łazienki, mogłem samodzielnie się tam dostać i wziąć szybki prysznic. Jestem za to ojcu i Gibbsowi niezmiernie wdzięczny. Wdzięczny za to,  że rozumieją jak wiele znaczy dla mnie niezależność. Trochę mi to zajęło ale w końcu nauczyłem się od nowa samodzielności. 
Przy śniadaniu usiadłem ledwo przytomny z powodu braku snu, ale wiedziałem, że muszę wrócić do rozmowy z Jackob’em - on mnie teraz potrzebuje. Zatem szybko zjadłem pyszne śniadanie.
Spojrzałam na Gibbs’a, który właśnie przyniósł mój laptop, abym mógł usiąść na kanapie w salonie przy kominku i choince.
Tak!
Przy PRAWDZIWEJ choince!
Nie szturpaku imitującym choinkę, ale żywej choince prosto z lasu, pachnącej i ozdobionej ręcznie robionymi przeze mnie i Gibbs’a dekoracjami.  Dobrze przeczytałeś, robiłem ozdoby z Gibbs’em! To był nasz wspólny projekt podczas, gdy Jack przygotowywał potrawy świąteczne z Abby, a ojciec biegał między centrami handlowymi dokupując ciągle potrzebne rzeczy. Każdy miał przydzielone zadanie. Nawet przed domem zostały umieszczone dekoracje oraz  światełka a na drzwiach wisiał piękny wieniec.
Usadowiłem się wygodnie na kanapie i położyłem laptop na udach. Na ławie Jack pozostawił talerzyk z pysznymi pierniczkami. Gibbs udał się do agencji na moment a mój ojciec usiadł w fotelu i czyta gazetę. Zanim zeszedłem na śniadanie Gibbs zdążył powiedział jemu i Jack’owi o tym, co robię i widziałem radość oraz dumę w ich oczach. Popierali moją postawę całkowicie, co jest bardzo budujące. Wciąż mam swojej momenty, jeśli rozumiesz, co chcę powiedzieć, dlatego ich wsparcie duchowe dużo dla mnie znaczy przy rzeczach, które wykonywałem. 
 ‘Jak rodzice?’ zapytałem widząc, że Jackob jest ponownie dostępny na
czacie.
 ‘Jak to rodzice...’ zaczął ‘Ale już mnie tak nie wkurzają’ powiedział i wysłał do mnie ikonkę z mrugnięciem.
 ‘To dopiero początek, będzie coraz lepiej, zobaczysz’ zapewniłem go. W tym momencie Jack postawił przede mną filiżankę gorącej jabłkowo-cynamonowej herbaty. Tak, uwielbiam kawę, ale musiałem ją na jakiś czas odstawić.  Normalnie Gibbs, Ziva i Tim nie daliby mi spokoju, gdyby zobaczyli, że nie pije kawy tylko sporą ilość herbat ale nie teraz. Nie w święta ale potem będą mi wypominać. I szczerze to mi nie przeszkadza. Cieszę się, że traktują mnie normalnie.
‘Wiedzieli, że nie spałem całą noc i byli źli, że siedzę przy komputerze. Wiesz... myślą, że oddalam się od nich i uciekam w wirtualny świat’ powiedział po chwili.
‘Powiedziałeś im, że rozmawiasz ze mną?’
‘Nie... Nie muszą wiedzieć... na razie...’ po przeczytaniu tego wiedziałem, że jeszcze trochę mi zajmie całkowite przekonanie go, że jednak można żyć będąc na wózku inwalidzkim i na tym się życie, świat, przygoda i miłość nie kończą.
Z jednej strony wyczuwam, że chce podjąć walkę a z drugiej najchętniej to by uciekł najdalej jak się da. Wiem, że nie czuje się wystarczająco silny, aby stawić czoła światu, ale niestety od tego nie ma ucieczki. Trzeba podjąć ciężką i żmudną walkę.
‘Minie sporo czasu podczas, którego wylejesz wiadra łez ale zapewniam cię, że będzie lepiej.’ Zapewniłem i dodałem ‘Superbohaterowie też często są kalekami np. Daredevil. Albo Christopher Reeve? Był pierwszym Supermanem i chociaż po wypadku był przykuty do wózka, to nadal grał w filmach, jednocześnie pomagając innym!’
‘Być może...’
‘Nie żadne być może tylko na pewno!’ napisałem szybko.
‘A twoja praca? Co się z nią stało po twoim wypadku? Twój Dyro miał przyjść, co ci powiedział?’  Jackob zapytał nagle. Fakt, nie pisałem jeszcze nic o rozmowie z dyrektorem.





** flashback **



Dyrektor odwiedził mnie w szpitalu, w tak zwanym "moim lepszym dniu".
 - Przejdę od razu do rzeczy - Vance rozpoczął zaraz po tym jak usiadł na krześle obok mojego łóżka - Nigdy tego nie powiedziałem i prawdopodobnie nie powinienem mówić tego teraz w tych okolicznościach, ale chcę żebyś wiedział, że jesteś jednym z najlepszych agentów, jakiego agencja ma. Nie mówiąc, że na pewno jesteś najlepszym z młodych starszych agent. Wiesz, że możesz liczyć na naszą pomoc. Jak tylko lekarze się zgodzą, i oczywiście, jeśli ty będziesz tego chciał to na pewno znajdziemy odpowiednie stanowisko pracy dla ciebie. Wierz mi, jest wiele możliwości dla ciebie i twoich możliwości i byłbym głupcem, a nie jestem, gdybym nie zrobił wszystkiego byś został u nas. Twoja niepełnosprawność nie będzie przeszkodą w tym. – oznajmił i zapewnił mnie dyrektor. Wow... usłyszeć takie słowa o Vance to... WOW!
 - D-dziękuję, sir - wykrztusiłem, czując, że za chwilę się rozpadnę. Nie spodziewałem się tego. Pochwała od dyrektora oraz nazwanie mnie najlepszym młodym agentem znaczyło w tej chwili wiele dla mnie a jeszcze bardziej znaczyło zapewnienie, że znajdą dla mnie pracę... chociaż w tej chwili nie mogę sobie wyobrazić powrotu do życia, społeczności, a zwłaszcza nie chciałem myśleć o pracy. Byłem detektywem, następnie TERENOWYM agentem federalnym! Nie mogłem sobie wyobrazić siebie siedzącego przy biurku, ponieważ nienawidziłem formalności z całego serca. No ale kiedy już się zabierałem za zimne sprawy i papierkowość to zawsze sobie z tym radziłem i często rozwiązywałem sprawy, ponieważ ktoś nie zauważył czegoś dla mnie po prostu banalnego.
 - Odpocznij, Tony -  z moich rozmyślań wyrwał mnie głęboki głos i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że w pokoju pojawił się Gibbs. Dyrektor wstał i poklepał mnie w ramię, następnie skinął na Gibbs i wyszedł.



** koniec flashback’u **



‘Oh, to miło z jego strony’ Jackob napisał. Odczytawszy wiadomość odstawiłem kubek z herbatą na blat ławy i spojrzałem na ojca.
 - Potrzebujesz czegoś, Juniorze? - zapytał mnie spoglądając na mnie znad swojej gazety.
 - Nie, dzięki tato - odpowiedziałem mu uśmiechając się łagodnie. I tak już wiele dla mnie zrobili, teraz czas abym ja coś dla kogoś zrobił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nowe opowiadanie

 A/N: Nie mam pojęcia czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale umieszczam post. Zaczęłam pisać nowe opowiadanie, a w zasadzie przerabiam stare. Umie...