sobota, 10 sierpnia 2019

Skończyć swoje życie w Święta cz1



Rozdział 1









** flashback **



Siedziałem sobie wygodnie przy moim biurku podziwiając wielką, wypaśną, obfitą w ornamenty choinkę, która wesoło mrygała białymi światełkami. Dochodziła dziewiąta rano, a my, biedni zaniedbani agenci nadal nie mieliśmy żadnej sprawy.
 Ale, hej!
Musisz wiedzieć, że będąc w zespole sławetnego Leroy’s Jethro Gibbsa, którego właściwym imieniem jest Drań, musisz się liczyć z tym iż możecie dostać sprawę w każdej chwili, o każdej porze dnia i nocy.
Muszę ci się przyznać, że nie pamiętam, kiedy ostatni raz nie mieliśmy w czasie świąt Bożego Narodzenia sprawy.
 - Dobry – rzuciłem na przywitanie, gdy tylko z windy wyszli, zwani przeze mnie Nowicjuszami, moi koledzy z zespołu – superkomputerowiec Timothy McGee oraz Mossadowska ninja Ziva David.
 - Dobry, dobry Tony. Bardzo miły dzień - powiedziała Ziva, siadając za biurkiem.
 - No tak, rzeczywiście... – odparłem posyłając jej promienny, najlepszy z moich uśmiechów, którym mógłbym równie dobrze reklamować pastę do zębów.
 - Jesteś wcześnie, Tony - McGee zauważył, przyglądając się mi uważnie, jakby wyczekując, aż zrobię coś głupiego lub podejrzewając, że jest ze mną coś nie tak.
Rany...
Człowiek już nie może przyjść do pracy bez spóźnienia by nie zostać posądzonym o jakieś niecne czyny lub Armagedon.
Nie, ziemia się nie za trzęsła, nie nawiedziły mnie duchy. Wszystko w normie. Ale ty mój drogi musisz wiedzieć, że gdy zacząłem tutaj pracę to zawsze przyjeżdżałem bardzo wcześnie do pracy, bo chciałem się przypodobać i zaimponować nowemu szefowi, a i zdarzało się iż czasem wracałem do pracy w nocy. Ale ponieważ w chwili obecnej jestem starszym agentem i kiedy szefa nie ma – to ja jestem szefem w tym momencie to nie muszę przychodzić o czasie. Logiczne, nie? Lubię spać długo i nienawidzę wstawać o 5 lub 6 rano. Dla mnie te godziny są po prostu nieludzkie!
 - Ta... Tylko żałuję, że nie mamy jeszcze sprawy. Zrobiliśmy co trzeba i skończyli pracę jak przystało na normalnych ludzi. – westchnąłem ciężko.
 - Tak, Tony, ale dla twojej informacji jakbyś zapomniał to NIE JESTEŚMY normalnymi ludźmi, TONY - Ziva zaakcentowała odpowiednio słowa z ironicznym uśmiechem dając mi do zrozumienia, bym się nie łudził.
Cóż, prawdę powiedziawszy jesteśmy agentami rządowymi; nie mamy czasu na obfite życie towarzyskie, zwłaszcza, że w większości czasu jesteśmy pod telefonem (no... nie zawsze, ale więcej niż 300 dni w roku, a dla mojego bezpieczeństwa psychicznego nie będę tego przeliczał na minuty i sekundy. Tak na wszelki wypadek).
 - Ty masz plany - dodała patrząc na mnie z zaciekawieniem.
 - Rany... Ziva... to Boże Narodzenie i oczywiście, że mam wielkie, ogromniaste plany -  odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Po raz pierwszy od śmierci mojej mamy (a musisz wiedzieć, że miałem wówczas tylko osiem lat a teraz mam khem-em... czterdzieści dwa) będę spędzać Boże Narodzenie w moim rodzinnym Nowym Jorku z ojcem i resztą rodziny. Kupiłem ładne prezenty dla wszystkich i no, wiesz... Muszę się przyznać, że jestem podekscytowany i się lekko denerwuję.
Wiem, że cała nasza ekipa miała plany na ten okres. Ziva z przyjaciółmi jechała na narty w Alpy. McGee miał jechać do swoich rodziców, nasza specjalistka sądowa, Abby, miała iść do sióstr zakonnych; Gremlin Autopsyjny, Jimmy, jechał do rodziców, tak jak McGee. Wiem, że Gibbs miał zabrać ze sobą naszego patologa, Ducky’ego i pojechać do swojego ojca w Stillwater. A tak przy okazji - Wiesz... Smallville miało Clark’a Kenta a Stillwater miało Jethro Gibbs.
Tak, te święta zapowiadały się całkiem miło dla każdego z nas.
Ale oczywiście nasze szczęście nie trwało wiecznie, bo już pół godziny później dotarliśmy sprawę. A niech ich to...
Martwe ciało bosmana, Darren’a Hobb’a, znaleziono niedaleko pubu. Dzięki Niebiosom chociaż nie było zimno i śnieg przestał padać.
Nienawidzę zimy. Zawsze jest zimno, pada śnieg i masz problemy z odpaleniem samochodu. Cóż... Oczywiście, nie jest tak źle jak na Alasce, w Kanadzie lub w niektórych częściach Europy - tam naprawdę są mroźne zimy. Brrr!! Ale musisz wiedzieć, że przez to iż miałem tę cholerną dżumę płucną to teraz muszę uważać by nie załapać jakiegoś choróbska.
W każdym razie... Wracając do sprawy.
Pojechaliśmy zatem na miejsce zbrodni i zrobiliśmy to, co zawsze robimy – zebraliśmy i oznaczyliśmy dowody, porozmawialiśmy ze świadkami i po godzinie byliśmy z powrotem w naszej ciepłej przestrzeni biurowej i właśnie wtedy moje przeczucie zaczęło wariować. Cóż, czasami moje przeczucie jest po prostu do bani, ale nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że coś złego niebawem się stanie, lecz nie potrafiłem bliżej sprecyzować tego uczucia. Wiedziałem tylko, że muszę uważać i mieć oczy dookoła głowy – jak zawsze zresztą.
Poszedłem zatem z dowodami do Abby, do jej laboratorium. Musisz wiedzieć, że w okresie świątecznym to miejsce przeistacza się w prawdziwe królestwo ozdób Bożonarodzeniowych.
Abby była w dobrym nastroju, aż do momentu jak mnie zobaczyła. Podbiegła do mnie i przytuliła się. Potem chwyciła mnie za mały palec.
 - Obiecaj, że będziesz ekstra, super-hiper ostrożny tym razem - zmusiła mnie bym obiecał jej, że wszystko będzie w porządku. Potem - na szczęście - musieliśmy zmienić nasz temat - PRACA!
 - Kiedy coś... - zacząłem, ale musisz pamiętać z kim rozmawiasz, a teraz rozmawiałem z szaloną Gotką, która patrzyła na mnie tymi swymi zielonymi oczyma umalowanymi czarną kredką jak kot, który chce zahipnotyzować swoją ofiarę. Bojąc się, co mogłoby jej wpaść do głowy tylko pocałowałem ją w policzek i udałem się zobaczyć czy Ducky coś już miał z autopsji naszego denata.



*** KONIEC flashback’u ***



„DŻUMA?!!??? Jak, jak.... :o” mogę wyczuć zdenerwowanie i przerażenie w tym jak pisze.
„Tak, młody. Wiem, ale wciąż tu jestem, prawda?”
„Masz naprawdę fajny zespół” przeczytałem na ekranie.
„Tak, najlepszy. Wiem, że zrobią wszystko dla mnie” odpowiedziałem.
„Jesteś szczęściarzem. Masz wspaniałą rodzinę i przyjaciół...”
„Teraz, tak... ale musisz wiedzieć, że nie zawsze tak było. Zacząłem rozmawiać z ojcem, rzeczywiście rozmawiać, po tym jak przestaliśmy, po tym jak moja mama zmarła, a było to dość niedawno. I nigdy nie słyszałem od niego, że jest dumny z osoby, którą się stałem, albo że zacząłem pracę w organizacjach rządowych. Nigdy nie wspierał mnie, nie było go kiedy potrzebowałem go najbardziej. A, co do moich przyjaciół... Długo musiałem czekać aż spotkałem ich na mojej drodze.” odpowiedziałem z uśmiechem na wspomnienia z tych czasów, kiedy spotkałem Gibbs’a, Abby i Ducky’ego po raz pierwszy.
„Ale zajęło mi trochę czasu całkowicie im zaufać i wpuścić ich do swojego życia by zobaczyli mnie takiego jakim jestem. Czasem, nawet nie wiedząc, co się ze mną dzieje, chcą mi zawsze na swój sposób pomóc.”
„Więc wiesz, co to mieć tego typu ojca” napisał.
„Tak, ale trzeba dać staruszkom szansę. Mój szef jest wojskowym tak jak twój ojciec i wiem jak ciężko jest z nim żyć, ale po prostu musisz pozwolić się mu zbliżyć” starałem się mu pomóc.
„Więc... co się stało?” poprosił i wiedziałem, że muszę mu powiedzieć bolesną prawdę.



**** Flashback ****



 - DiNozzo, pojedź do domu Hobb’a i sprawdzić, czy jest tam coś, co może nam pomóc. Ziva, jedź porozmawiać z kapitanem Roberts’em, przełożonym Hobb’a a ty, McGee, poszukaj tej tajemniczej dziewczyny. Ja idę do Dyrektora - rozkazał Gibbs, więc złapałem swój plecak i udałem się do windy, kiedy Gibbs krzyknął na mnie:
 - Bądź ostrożny, Tony! - Tak, to mój szef. Tylko on może krzyczeć na ciebie, zmieszać cię z błotem, zdzielić w głowę ale zawsze martwi się o ciebie.


****

Wziąłem nasz służbowy samochód, niezawodnego Chargera i pojechałem do domu w Hobb’a. Był to stary dom i stojąc przed nim od razu można stwierdzić, że Hobb nie spędzał tu dużo czasu. Przez chwilę myślałem, że  dom po prostu się zawali pod ciężarem i nadmiarem śniegu, który pokrywał dach. I wtedy moje przeczucie znów dało znać o sobie. Czułem, że coś złego się stanie, więc wziąłem moją broń i bardzo ostrożnie wszedłem głównym wejściem do domu.
Cisza i... kurz - nic więcej. No, nie wliczając wszystkiego, co było pokryte białymi prześcieradłami zabezpieczającymi od kurzu.
Poszedłem na górę, by sprawdzić resztę tego wielkiego domu - nic. Nic, co mogłoby nam pomóc w tej sprawie. Zaczęłam z chodzić z powrotem, kiedy usłyszałem coś. Jakby skrzypnięcie. Stałem właśnie w pokoju dziecięcym. Coś mi nie grało bo w aktach Hobb’a nie było żadnych informacji jakoby miał dzieci. Spojrzałem na zakurzony dywan. Podłoga pod nim jakby się poruszyła, znów coś trzasnęło i następną rzeczą jaką wiedziałem był fakt, że spadam w dół.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nowe opowiadanie

 A/N: Nie mam pojęcia czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale umieszczam post. Zaczęłam pisać nowe opowiadanie, a w zasadzie przerabiam stare. Umie...