piątek, 26 kwietnia 2013

Tiva cz. 7 cross


A/N: Zmieniamy teraz lekko tryb pisania. Zamiast zakładać nowego opowiadania postanowiłam to rozszerzyć o wyjazd chłopaków. Tiva będzie jak najbardziej w tej części w rozmowach chłopaków lub osobiście będziemy przenosić się do USA. Zatem należy czytać całość by wiedzieć co i jak :) Mam nadzieje, że już odratowałyście sie po zawale związanym z końcówka odcinka. Miłego czytania.

** Chandni **



Zegarek na jego przegubie piknął dając do zrozumienia, że wybiła właśnie pełna godzina. Siedział w ciemnej sypialni, do której wpadały nikle promienie światła z korytarza. Przy fotelu, na którym siedział stał spakowany wojskowy plecak. Wstał i drżącą ręką położył kopertę obok lampki nocnej. Podjęcie tej decyzji było cholernie trudne i bolesne dla niego, ale wiedział, ze musi to zrobić. To wszystko, co ostatnio się działo… nagonka IA i DoD, śmierć Jake’a, powracające objawy PTSD, porwanie Susan i Zivy oraz to, że nie mogą mieć dziecka było zbyt wielkim ciężarem dla niego. Ostrożnie nachylił się i pocałował de litanie żonę w policzek. Nie zastanawiając się dłużej, chwycił plecak i wyszedł z sypialni. Gasząc za sobą światła zszedł do holu, gdzie założył bejsbolówkę i naciągnął na nią kaptur bluzy. Wiedział doskonale, że teraz agenci przed jego domem będą właśnie się zmieniać, zatem wykorzysta ten moment by się wymknąć. Wyślizgnął się w ostatniej chwili i ruszył wolnym krokiem przed siebie. Miał ustalony plan dotarcia na lotnisko, lecz uległ on zmianie, gdy tylko skręcił w boczną uliczkę.
 - Wsiadaj – rozkazał surowo mężczyzna opierający się o maskę czarnego SUV’a.
- Co ty tu do cholery robisz? – odpowiedział gniewnie.
Shardiff chwycił go jak nieznośne dziecko i bez zbędnych ceregieli pchnął w stronę drzwi od strony pasażera. Nathan wsiadł do samochodu, wrzucił plecak na tylne siedzenie, zapiął pas i oparł głowę o szybę. Nawet nie pofatygował się by zdjąć kaptur i czapkę. Shardiff zasiadł za kierownicą i machinalnie dłonią zerwał mu kaptur i czapkę z głosy. Nathan próbował go powstrzymać, lecz nie udało mu się. Jego refleks był nieco wolniejszy.
 - Kurwa, aż tak źle? – rzucił niezadowolony z widoku jaki ujrzał Shardiff. Nathan miał włosy zgolone na trójkę, podkrążone i zaczerwienione oczy od niewyspania i przepracowania, kilkudniowy zarost i bladą cerę. Wydawał się również chudszy niż Shardiff pamiętał. Jednym słowem wyglądał jak siedem nieszczęść.
 - Nie, jest zajebiście – odparł wkurzony i podirytowany Nathan, że ktoś pokrzyżował mu plany – Zadałem ci pytanie?
 - A jak myślisz? – odparł Shardiff, odpalając silnik i ruszając w drogę na lotnisko.
 - Syriusz kazał ci mnie niańczyć? – zakpił.
 - ja bym to nazwał wsparciem taktycznym – Shardiff wyszczerzył się w obłudnym uśmiechu.
 - Nie odwiedziesz mnie od tego – zapewnił ostro Carter, rzucając wyzywające spojrzenie mężczyźnie.
 - Nawet nie mam takiego zamiaru – stwierdził Shardiff.
 - Jak Ziva i Tony? – zapytał Nathan, chcąc zmienić temat.
 - Zapewne pogodzili się, okazali uczucia i teraz wtuleni smacznie śpią – odparł Shardiff.
 - Chociaż oni – westchnął Nathan i zamachał palcami przed prawą skronią.
 - Leki – warknął Shardiff. Nie podobało mu się to wcale a wcale ale przecież nie zmusi go siłą do zostania w domu i udawania, że nic się nie dzieje jak się działo.
 - Nie martw się, jakieś resztki poczytalności jeszcze pozostały tam – zakpił stukając się knykciem w ogoloną głowę.
 - Zabawne, kurwa, ha ha – odparł Shardiff – Może lepiej skaczmy to dogryzanie sobie i powiesz mi co jest grane? – miał nadzieję, że zmusi Cartera do rozmowy. Z tego, co powiedział mu wicedyrektor Whitening, to Nathan nie był ostatnimi czasy zbyt rozmowny i wylewny jeśli tyczyło się jego uczuć. A przecież jeszcze nie tak dawno Nathan dawał mu w Alexandrii rady odnośnie…
 - Gdzie ten mądrala, który dawał mi niedawno rady odnośnie związków, wyborów i nie pozwolenia by przeszłość zniszczyła mu teraźniejszość? – zapytał na głos Shardiff, rzucając wyzywające spojrzenie Nathanowi.
 - Ma kryzys – odparł chłodno Nathan, krzyżując ramiona na piersi.
 - Jesteś pewien, że chcesz tam pojechać? – zapytał nagle Shardiff. Próbował podtrzymać rozmowę, prowokować Nathana do gadania.
 - A jak, kurwa, myślisz? – rzucił gniewnie Nathan i nie musiał długo czekać na reakcję. Shardiff z wrażenia aż gwałtownie zatrzymał samochód.
 - Przeklinasz – zwrócił mu z niedowierzaniem uwagę – Ulżyło? – zapytał.
 - Jeszcze gorzej się czuję – odparł Carter, a Shardiffowi ulżyło, że szczerze odpowiedział.
 - Myślisz, ze uda im się? – zapytał nagle Nathan, przygryzając dolną wargę.
 - Im, znaczy…?
 - Ziva i Tony
 - Są silni tak jak ty i Susan czy ja i Selena. Damy radę – zapewnił go Shardiff – ciekawe tylko jakie imię wybiorą. Aż nie mogę się doczekać, kiedy znów zaczną się sprzeczać odnośnie urządzania domu, kupowania ciuszków, pracy i imienia – uśmiechnął się Shardiff, jednocześnie bacznie obserwując Nathana, który tym razem nie odpowiedział, tylko przypatrywał się swojej obrączce, którą miał na palcu.
 - Przyrzekałeś przed samym Bogiem – przypomniał mu nagle Shardiff.
 - Doskonale pamiętam – syknął groźnie Nathan – Myślisz, że przychodzi mi to łatwo?
 - Moim zadaniem jest pilnowanie cię i sprowadzenie do domu – oznajmił oschle Shardiff, parkując samochód na parkingu przed lotniskiem.
 - Jak małego, nieznośnego szczeniaka, po którym będzie trzeba posprzątać – zakpił Nathan, odpinając pas.
 - Skoro jesteśmy przy zwierzakach – Sahrdiff gwałtownie obrócił się w jego stronę – To jesteś naszym małym szczeniaczkiem, który jak ugryzie to później się to kurewsko babrze i boli jak cholera. Szczeniakiem, którego stado ochrania nawet przed nim samym – oznajmił ostro patrząc mu prosto w oczy – A teraz rusz swe zacne cztery litery nim odprawę nam zamkną.
Kiedy obaj ruszyli w stronę wejścia, nad miastem dopiero zaczynało szarzeć. Nathan odwrócił się i spojrzał w tamtą stronę.
 - Ziva się nią zaopiekuje – zapewnił go Shardiff – A kiedy wrócimy, nakopie ci do tyłka – dodał pocieszająco.

***

Gdy tylko wylądowali na lotnisku i przeszli przez odprawę, skierowali się w stronę taksówek. Lot był długi i spędzony w ciszy. Nathan nie miał ochoty z nim gadać. Zbywał go milczeniem medytując, modląc się bądź symulując, że śpi. Shardiff jednak wiedział lepiej. Wolał jednak by Nathan zaczął rozmawiać, ale wiedział, że z tym będzie trudniej skoro nawet Syriuszowi nie udało się nakłonić przyjaciela, który zawsze był dla niego jak młodszy brat, do rozmowy. Wicedyrektor nie był na siłach by stawić jeszcze temu czoła wiec poprosił jego o pomoc. Dla Syriusza Jake też był jak brat i znali się dłużej niż z Nathanem. Na dodatek Ia i DoD nie ułatwiali zadania. Jeden fakt tylko nie dawał spokoju Shardiffowi, mianowicie dlaczego pani Terminator nie zgarnęła ich na lotnisku. Przecież mieli zakaz opuszczania kraju. Czyżby cos w międzyczasie się wydarzyło?
 - Watykan i Homeladn Security interweniowały – przerwał nagle milczenie Nathan.
 - Ktoś utarł Terminatorowi nosa – uśmiechnął się triumfalnie Shardiff.
 - Raczej nie – westchnął – Ona i dwóch specjalnych agentów dołączy do Icarusa – oznajmił.
 - Ale nie ułatwisz jej zadania, co?
 - Usilnie chce poznać listę, ale z dniem, w którym postanowiła wejść buciorami w poczet Icarusa automatycznie sama została wciągnięta na listę. Tak, mam na nią wszystko – zapewnił go chłodno Carter.
Ianto uśmiechnął się na to i tylko wyciągnął komórkę.
 - Przekażę, że dotarliśmy do celu by się nie martwiły – oznajmił, wyczekując aż Ziva odbierze telefon.
 - Już tęsknicie? – rzucił kpiąco do słuchawki.
 - Ianto? – usłyszał niepewny i lekko wściekły głos Zivy. Ups… spojrzał złowieszczo na Nathana. Bez bicia się nie obejdzie, pomyślał rozbawiony lekko.
 - Zapewne jesteś u Susan – odgadnął bez problemu. Od razu dało się zauważyć, że dziewczyny znalazły szybko wspólny język.
 - Są u mnie – usłyszał smutny głos Susan i aż sam chciał sprać Nathana za to, co robił.
 - Whitening podejrzewał taką sytuację i prosił bym się tym zajął. Mam go cały czas na oku – zapewnił i jednocześnie wyjaśnił by się nie martwili.
- Wie, że z nim jesteś? – zapytała Ziva.
- Jak najbardziej – powiedział sarkastycznie Ianto, a na jego twarzy wykwitł diaboliczny uśmieszek – Powiedziałem, że gówno mnie obchodzi jego zdanie, ale jest skazany na moje towarzystwo. Wie, że lepiej mnie nie denerwować. A poza tym leci w moje rejony i będzie potrzebował wsparcia osoby po przejściach. Kogoś kto będzie tunelem łączącym jego przeszłość z teraźniejszością – wyjaśnił, a następnie dodał, zwracając się bezpośrednio do żony Cartera – Susan, przywiozę ci go z powrotem, nie obiecuje w jakim stanie jeśli zacznie stawiać opór… - Ianto próbował rozładować ciężką atmosferę, która niewątpliwie panowała tam w Harvardzie, w domu Carterów. Miał nadzieję, że Susan nieco odetchnie z ulgą wiedząc, że jej mąż nie jest sam i że zostanie sprowadzony w jednym kawałku do domu.  
- Uważajcie na siebie -  poprosiła Susan, co było rozkazem dla Shardiffa.
- O nic się nie martw, za kilka dni wrócimy – zapewnił i z tymi słowami Ianto rozłączył się.
                   

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Tiva cz. 6.


A/N: Mam nadzieję, że wyjaśniłam najlepiej jak się dało sytuację, i że zrozumiecie postępowanie Nate'a. Przy okazji nasza Tiva popatrzy jak to jest i może czegoś sie nauczą :) Będzie emocjonalnie. Mam nadzieję, że sie spodoba :) Jak zakończyć? Pierwszy raz pozwolę byście to Wy poddały pomysł na zakończenie :) Alexandretto - Ty pewnie czekasz na Shardiffa i DV oraz pewnie byś się ucieszyła, gdybym opisała 'wyjazd chłopaków' osobno <wink wink>

** Chandni ** 




Ziva i Tony siedzieli na wygodnej kanapie w pięknym, stylowym salonie. Ziva była pod wrażeniem całego domu; był ciepły, przestronny, urządzony ze smakiem, jednocześnie oddawał charakter jego właścicieli. Jednym słowem bardzo przypadł Zivie do gustu i po minie widziała, że Tony’emu również. Susan siedziała skulona w fotelu, z zaczerwienionymi od łez oczyma. Miała na sobie jeansy i męski sweter, który na niej wyglądał jak tunika. Jeśli Ziva miała zgadywać, to zapewne sweter należał do męża Susan. Zivę zakuło to jak bardzo ta dziewczyna potrzebowała swojego ukochanego. W dłoni Susan trzymała kubek z herbatą. Przed Zivą i Tonym, na ławie też stały kubki z napojami. Na tej samej ławie leżało duże zdjęcie ze ślubu Susan i Nathana, gdzie byli w otoczeniu gości weselnych. Siedzieli w milczeniu. Susan dała im właśnie do przeczytania list, który pozostawił jej mąż. Oboje spojrzeli niepewnie na siebie. Ziva bardzo chciała poznać przyczynę nagłego odejścia Nathana. Dlaczego pozostawił ukochaną, która przeżyła tak koszmarny dzień zaledwie kilka godzin wcześniej? I czy faktycznie zostawił?, pomyślała David, bo nie chciała wierzyć, że rzeczywiście mógł to uczynić tak wspaniałej dziewczynie jaką była Susan.
 - Na głos – szepnęła niepewnie Susan, drżącym głosem. Ziva wiedziała, że jeśli oni przeczytają to na głos, to do Susan dotrze, że naprawdę to się dzieje, ze rzeczywiście jej mąż wyjechał, że nie jest to sen.  
Tony skinął głową i zaczął wolno czytać.

Kochanie,
Jak trudno mi jest wyrazić to, co teraz czuję…
Patrzę na ciebie. Tak słodko i spokojnie śpisz, podczas gdy ja nie potrafię znaleźć sobie miejsca. Wiem, że podejmuję decyzję bez ciebie, i że nie tak się umawialiśmy, ale nie potrafiłbym wyjechać gdybym miał to zrobić, kiedy byś nie spała. Próbowałabyś mnie zatrzymać, przemówić do rozsądku… A poza tym, zrezygnowałbym tylko na sam widok łez w twych oczach. Ale muszę… Coś nie dobrego się ze mną dzieje. Wiadomość, że nie możemy… ja nie mogę mieć dziecka… Nagonka IA i DoD na nas i ich podważanie naszej lojalności i sposobu działania oraz chęć poznania listy osób, które należą do Icarusa… Twoje i Zivy porwanie… śmierć Jake’a… zamykam oczy i widzę was przerażone i siedzące z bombą odliczającą czas do eksplozji. Jake’a krzyczącego o pomoc… jego powolną śmierć…

Tony przerwał i spojrzał na obie kobiety. Zivie zaczęły płynąć łzy. Susan znów zaczęła płakać.
 - Czytaj dalej – poprosiła Ziva, ocierając rękawem swetra łzy.
Tony wziął oddech by się uspokoić i kontynuował:

To ponad moje siły… gdzieś, coś we mnie pęka… przecież nie tak dawno ulżyło nam na wieść o śmierci Santhezów. Myślałem, że będzie lepiej, ale tak nie jest. Dajemy rady innym parom jak przetrwać i mówimy, że lepiej jeśli będą razem, ale prawda jest taka, że czasami lepiej, gdy się rozstaną. Bo gorszym grzechem jest ciągniecie ukochanej osoby w dół. I ja mam takie wrażenie, że spadam w dół, dlatego nie chcę ciebie ze sobą ciągnąć. Za bardzo cię kocham i pamiętaj o tym. Bez ciebie jestem rozdarty i niekompletny. Malujesz mój cały świat barwami kolorowymi, ale moja przeszłość… te trzy dni…
Ostatnimi czasy budzę się w nocy i widzę jego żylastą dłoń wyciągniętą ku mnie, chwytającą mnie za gardło… nie mogę oddychać…
Nie wiem dlaczego akurat teraz… Właśnie mija trzy lata od tych fatalnych wydarzeń… Nie chciałem cię denerwować, ale wiem, że znalazłaś tabletki… niestety objawy PTSD wróciły… Nie umiałem ci tego powiedzieć. Czekaliśmy na wyniki badań. Tak bardzo chcemy tego dziecka… naszego dziecka… Bo niestety przeze mnie nie będziemy mogli adoptować. Tamte przejścia, moja praca, wracające PTSD… Tak mi przykro Susan…
Może trzeba było posłuchać wtedy rodziców…
Ale nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Potrzebuję cię jak powietrza do życia.
Zaraz zamoczę łzami ten kawałek papieru...

Tony przerwał czytać. Ziva widziała jak jego ręce drżą i jak nerwowo mruga powiekami. Położyła dłoń na jego rękach i spojrzała zachęcająco by skończył.
To była również lekcja dla nich, bolesna i bardzo emocjonalna ale Ziva miała nadzieję, że wiele ich nauczy i miała wielką nadzieję, że między Susan a Nathanem się ułoży. Kiedy Nathan wróci weźmie go na porządną rozmowę jako osoba po przejściach z osobą po przejściach. Ułożenie sobie życia po czymś takim nie było łatwym zadaniem. Ale wiedziała, że Nathan da radę. Może i go nie znała ale czuła, że nie należy do ludzi, którzy się łatwo poddają. Zwłaszcza, że był osobą wierzącą. Po prostu upadł i potrzebował się podnieść z tej chwilowej słabości. Ale wiedziała, że taka miłość jak ich przetrwa najcięższe chwile. Była naprawdę piękna. Ziva chciałaby im jakoś pomóc. Przecież już dwa razy Nathan ją uratował. Wiedziała, że uratował Ianto i namówił do powrotu do Seleny i Jasminy. I przede wszystkim robił cholernie ciężką i dobrą robotę dla Icarusa. Ziva zdawała sobie sprawę z tego, że wszystkiego nie wiedzą, ale to czego się dowiedziała jej wystarczyło. Chciała by jej i Tony’ego związek był tak silny. Ziva wiedziała, że dołączyli do tej wielkiej rodziny i wiedziała doskonale, że będzie mogła zawsze, na tych jeszcze do niedawna całkiem obcych ludzi, liczyć bardziej niż na swoją biologiczną rodzinę.

Przecież byli normalnymi ludźmi, agentami federalnymi ale wciąż ludźmi z krwi i kości, którzy mieli swoje uczucia. Uczucia, które często musieli spychać na boczne tory ale jednak wciąż je mieli, chociaż pewnie w wielu wypadkach woleli by ich jednak nie mieć. Mieli też swoje sukcesy i porażki i potrzebowali silnego ramienia by wesprzeć się i iść dalej. Gdyby Tony nie uparł się, że chce zemsty na Salimie pewnie by jej nie uwolniono, bo przecież oni nawet nie wiedzieli, że wciąż żyje. Podobnie było kiedy mściła się za ojca. Cały zespół był za nią i wraz z nią. I to właśnie było najpiękniejsze w ich rodzinie i z tego właśnie powodu nie chciała opuszczać zespołu, ale wiedziała, że nie ważne gdzie pójdzie i zostanie przydzielona oni zawsze pozostaną jej rodziną. Ale jednocześnie bała się takiej sytuacji, która właśnie spotykała Susan i Nathana. Ta bezradność, gdy drugie cierpi i chce na własna rękę sobie poradzić. Ale może właśnie Susan zdawała sobie sprawę z tego, że musi pozwolić mu załatwić swoje sprawy po swojemu. Osobie, która była więziona i poddawana torturom potrzeba samodzielności i nauczenia się ponownego proszenia o pomoc. Sama Ziva znała to doskonale z autopsji, bo sama przez to przeszła. Tyle, ze ona miała blizny na duszy, a Nathan miał i na ciele i na duszy. Został dotkliwiej skrzywdzony w trzy dni niż ona wciągu czterech miesięcy. Ziva doskonale zdawała sobie z tego sprawę, bo widziała niejednokrotnie ofiary Jugodina. Tym bardziej Nathan musi się zmotywować by nie dać tym draniom satysfakcji, że go złamali. To było nie do przyjęcia.   
 - Tony – poprosiła łagodnie Ziva po chwili ciszy. Tony skinął głową, odchrząknął by przeczyścić głos i czytał dalej.

Dobrze, że śpisz, kochanie, bo łatwiej jest mi napisać teraz to wszystko, niż powiedzieć. I dobrze, że śpisz bo gdybyś nie spała i dowiedziała się gdzie zamierzam pojechać, to byś zrobiła użytek z tych kajdanek, które chłopaki któregoś razu zostawili u nas.

Kiedy Tony to przeczytał wszyscy uśmiechnęli się lekko, nawet Susan.
 - Wariat – westchnęła potrząsając głową. Jej wargi drżały w bladym uśmiechu.
 - Dokończę – powiedział Tony, przyglądając się uważnie Susan i Zivie, po czym wrócił do czytania.

Muszę tam pojechać po tę część siebie, która się tam zapodziała. Wiem, to czyste wariactwo, bo nigdy w pełni nie odzyskam siebie. Syriusz i Arthur nie będą zadowoleni, bo nikogo nie uprzedziłem. Jadę sam… a przynajmniej pozwolą mi myśleć, że jadę sam, bo przecież wiesz doskonale jak ten system działa. I chyba to też właśnie mnie męczy. To ciągłe mówienie gdzie i kiedy idę. Tłumaczenie się jak nadopiekuńczym rodzicom, z tą różnicą, że ja nigdy nie musiałem się tłumaczyć ojcu. Nigdy nie musiałem prosić o pozwolenie aż do teraz. Wiem, że to dla bezpieczeństwa ale czuję się jak więzień. Pomyślisz, że myślę tylko o sobie. Myślę o naszej dwójce, o tym co mamy i czym dzielimy się z innymi. Dałaś sobie świetnie radę tam, w tym przeklętym hangarze wraz Zivą. Jestem ogromnie dumny z ciebie, kochanie. Ale jeśli jedno z nas usycha… To cały nasz związek może się rozlecieć jak domek z kart, a tego nie chcę.

Będę powoli kończył, bo niedługo musze jechać na lotnisko.
KOCHAM CIĘ!
I wrócę. Zrobię wszystko by wrócić do ciebie.
Twój na zawsze Nathan.

Ziva spojrzała na list. Na początku pismo było normalne i staranne, jakby ważył każde słowo. Pod koniec listu widać było, że jest mu trudnie pisać, że emocje bardzo nim targały. Ziva wstała, podeszła do Susan i ja przytuliła. Teraz rozumiała. Nathan musiał odnaleźć spokój duszy.
 - Będzie dobrze – zapewniła ją – Dałyśmy wczoraj radę to i przez to pomożemy wam przejść – dodała stanowczo.
 - Susan, czy wiesz, gdzie Nathan pojechał? – zapytał nagle Tony, który odłożył list i wziął do ręki zdjęcie.
 - Zapewne do Damaszku – odpowiedziała ocierając łzy – I jeśli mam zgadywać to zapewne pojedzie najpierw do Jerozolimy – dodała.
 - Chce zmierzyć się ze starymi demonami – odgadła Ziva, wstając i biorąc album z komody – Mogę? – zapytała. Susan tylko skinęła głową.
 - I kto jest z nim? – Tony zadał to pytanie, które i chodziło po głowie Zivie. Martwiła się, że mężczyzna pojechał tam sam, a raczej z ludźmi, którzy byli jego cieniami, a którzy mogli nic o nim nie wiedzieć. Nathan teraz potrzebował osoby z przeszłością, która mogłaby go doskonale zrozumieć, i która jednocześnie znała go w pewnym stopniu.
 - Jake była wam bliski? – zapytała Ziva, siadając z powrotem obok Tony’ego, z albumem w ręce i otwierając go.
 - Jake była jak starszy brat dla Nathana. Znali się dziesieć lat – odparła Susan. Podeszła do nich i usiadła na poręczy kanapy, ręką wskazała zdjęcia, które przedstawiało Jake’a i Nathana z początków ich znajomości.
 - Dyrektor Whitening – Tony zauważył na kolejnym zdjęciu wicedyrektora z Nathanem, Jeake’em i kilkoma innymi osobami.
 - Nate jest jedynakiem ale dla tych kolesi jest jak mały upierdliwy brat, dla którego skoczą w ogień – wyznała Susan, lekko się uśmiechając.
 - Obcy ludzie staja się nam często bliżsi niż własna rodzina – przyznała Ziva i ścisnęła Tony’ego za rękę.
 - Dawałam ci rady a teraz widzisz jak to wygląda… - zakpiła Susan – Ale od goryczy nie uciekniemy w życiu.
 - I bez łez i bólu – dodał Tony.
 - Myśleliście nad tym czy chcecie ślubu? – zapytała nagle Susan.
 - Najpierw chyba zmierzymy się z byciem rodzicami – westchnęła Ziva, lekko się uśmiechając i spoglądając na DiNozzo.
 - Jeśli nie umiecie rozmawiać to piszcie listy. Taki jak ten – poradziła Susan – A przede wszystkim okazujcie sobie uczucia.
 - Taki jest plan – zapewnił Tony.
 - Zostaniecie na obiad? – zapytała Susan, a Ziva i Tony od razu się zgodzili. Wiedzieli, że dziewczyna nie chce zostawać sama w pustym domu.
Nagle telefon Zivy zaczął dzwonić i kiedy spojrzała na wyświetlacz od razu posłała spojrzenie Susan i Tony’emu, a następnie szybko odebrała.
 - Ianto? – rzuciła do słuchawki, kiedy tylko szybko przełączyła na głośnomówiący.
 - Zapewne jesteś u Susan – odezwał sie szorstkim głosem. W tle było słychać ruch uliczny i klaksony.
 - Są u mnie – odparła Susan – Jesteś na głośnomówiącym. Ianto…
 - Whitening podejrzewał taką sytuację i prosił bym się tym zajął. Mam go cały czas na oku – zapewnił i jednocześnie wyjaśnił.
 - Wie, że z nim jesteś? – zapytała Ziva.
 - Jak najbardziej – powiedział sarkastycznie Ianto, a Ziva mogła sobie wyobrazić jak na jego twarzy wykwita ten jego nikły diaboliczny uśmieszek – Powiedziałem, że gówno mnie obchodzi jego zdanie, ale jest skazany na moje towarzystwo. Wie, że lepiej mnie nie denerwować. A poza tym leci w moje rejony i będzie potrzebował wsparcia osoby po przejściach. Kogoś kto będzie tunelem łączącym jego przeszłość z teraźniejszością – wyjaśnił, a następnie dodał – Susan, przywiozę ci go z powrotem, nie obiecuje w jakim stanie jeśli zacznie stawiać opór… - Ziva czuła, że Ianto próbował rozładować atmosferę. Cieszyła się, że to właśnie on był tam z Nathanem i widziała, że Susan jakby również odetchnęła z ulgą.
 - Uważajcie na siebie -  poprosiła Susan.
 - O nic się nie martw, za kilka dni wrócimy – z tymi słowami Ianto rozłączył się.
 - Jestem głodny, a wy? – odezwał się nagle Tony.
 - Ten to jak zwykle głodny – westchnęła Ziva i rozłożyła bezradnie ręce.
 - Tylko jakim sposobem DoD i IA pozwoliły mu wyjechać, podczas gdy oni prowadzą nagonkę? – zdziwił się nagle Tony, który podążał za kobietami do kuchni.
W drzwiach stanął wicedyrektor Whitening.
 - Na to mogę udzielić prostej odpowiedzi – oznajmił i przesunął się robiąc miejsce dla nowych gości. Za jego plecami był dyrektor Vance, Gibbs, Abby, Tim, Charlisle, Samantha i Ash – Przyprowadziłem nowych członków rodziny – oznajmił, podchodząc i mocno przytulając Susan.                   

sobota, 20 kwietnia 2013

Tiva cz. 5.

A/N: Cieszę się bardzo, że udało mi sie trzymać was w napięciu i teraz też potrzymam z niektórymi sprawami :D Mój Podjudzaczu może Ci się kilka elementów nie spodobać, ale nikt nie jest bezpieczny w mych opowiadaniach :D To wiesz, bo sama robisz to samo :P Mam nadzieje, że się spodoba. I fakt, że będzie trochę dłużej ;) Zatem miłego :)
Ah, 'NTK' - 'Need to know', IA - Internal Affairs czyli Wewnętrzni i DoD - Departament Obrony.  

** Chandni **





 Ziva otworzyła oczy, kiedy dotarło do niej, że wciąż żyje. Wtedy też dotarł do niej krzyk Tony’ego. Zobaczyła jak jest zatrzymywany przez saperów, którzy podeszli do nich. Czuła ogromną ulgę, gdy rozwiązano ją i zaczęto wyprowadzać z hangaru, podczas gdy Susan czekała na rozbrojenie bomby. Kiedy już wyszła, została odeskortowana do pobliskiego ambulansu, gdzie czekali sanitariusze by ja zbadać i zdenerwowany Tony. Nim pozwoliła sanitariuszom zbadać siebie, pozwoliła Tony’emu wziąć ja w ramiona i mocno przytulić. Czuła łzy radości i ulgi spływające po jej policzkach.
 - Już wszystko dobrze, kochanie – szeptał, zapewniając ją Tony. Kiedy w końcu pozwolili by lekarze się nią zajęli, musiała odpowiedzieć na kilka podstawowych pytań: gdzie została uderzona, czy dobrze się czuje, jak dziecko?
Na szczęście miała tylko kilka zadrapań i siniaków. Rozcięta warga sama miała się zrosnąć, została tylko przemyta. Lekarz zalecił odpoczynek i jeśli tylko źle się poczuje ma od razu przyjeżdżać do szpitala. Tony wziął ją pod rękę i zaprowadził do ich samochodu, gdzie czekał już Gibbs i McGee.
 - Jak się czujesz? – zapytał Gibbs, przytulając i całując ją w czoło.
 - Żyjemy – zaśmiała się nerwowo – Jak nas znaleźliście? – zapytała zaciekawiona – Pewnie Alex wam doniósł. Musiałam Gibbs – zaznaczyła ostro. Wiedziała, że zostanie pouczona i pewnie teraz to już ją w teren nie puszczą.
 - Ziva, Alex miał wypadek – przekazał jej Gibbs szorstkim tonem. Ziva musiała się przytrzymać Tony’ego, gdy dotarła do niej ta wiadomość.
 - Martin chciał pozbyć się was by nie wyszło na jaw powiązanie z nim. Tylko wasza dwójka widziała go w tym domu – poinformował Mcgee.
Kiedy się przyjrzała im, widziała zmęczenie malujące się na ich twarzach.
 - Wicedyrektor działu szkoleniowego FBI, Syriusz Whitening, poinformował nas gdzie jesteście. Alex jeszcze przed wypadkiem zadzwonił do Cartera i powiedział mu o Martinie - wyjaśnił spokojnie Gibbs, chociaż Ziva wiedziała, że kotłują się w nich wszystkich emocje. Ziva pragnęła wrócić do domu, wziąć ciepły prysznic, zjeść cos dobrego i wtulona w Tony’ego pójść spać. Ale wiedziała najpierw, że musi napisać raport. Chciał też wiedzieć czy złapali Martina i jego ludzi oraz co z ojczymem, który niewątpliwie był Wojskowym Bombiarzem sprzed piętnastu lat. Chciała też wiedzieć kto widział nagranie, które było transmitowane i w jakim stanie jest Alex. A przede wszystkim…
Ziva zaczęła się rozglądać za koleżanką, ale nigdzie nie mogła jej dostrzec. FBI i NCIS zabezpieczyli teren, a karetki już odjechały. Powoli i pozostali agenci wracali do swoich siedzib, ale nigdzie nie dostrzegła Susan.
 - Kogo szukasz? – zapytał Mcgee, widząc jej determinacje.
 - Susan – odparła.
 - Widziałem jak rozmawiają z nią sanitariusze a potem zabrał ją jakiś blondyn – odparł McGee.  
 - My też powinniśmy już jechać stąd – zaproponował Gibbs, na co wszyscy tylko przytaknęli głowami.
***

Ziva siedziała za swoim biurkiem w ich przestrzeni biurowej z kubkiem dobrej, gorącej herbaty. Przed chwilą została wyściskana przez dwie szalone laborantki. Ianto, Carter i Samatha również przyszli na chwilę by powiedzieć jak bardzo cieszą się z jej powrotu. Sam i Carlisle szybko ulotnili się by pojechać do Alexa do Bethesdy. Jego stan ponoć był krytyczny. Ziva miała nadzieję, że jednak kolega wyjdzie z tego i miała w planach odwiedzenie go jutro w szpitalu. Ianto natomiast miał spotkanie z wicedyrektorem Whiteningiem.
 - Coś niedobrego się tam dzieje – usłyszała od Tima.
 - To znaczy? – dopytywała Ziva.
 - Wicedyrektor Whitening pracuje w dziale szkoleniowym ale i jednocześnie nadzoruje jakiś tajny rządowy projekt. Jak zwykle ‘NTK’ – rzucił sarkastycznie Tony, który siedział za swoim biurkiem.
 - Wewnętrzni sprawdzają ich. Nie podoba im się to jak pracują i w jaki sposób wykonują zadania – wyjaśnił McGee – Fornell nawet nie jest zadowolony z tego. Mówi, ze nie jest fanem Whiteninga, ale koleś solidnie wykonuje swoje obowiązki i agencja nie miała nic, aż do teraz.
 - Jest tam taka babka wścibska, wredna i perfidna – zaczął Tony, a na jego twarzy malowała się odraza – Mówią, że niezła laska ale… Uczepiła się jak rzep psiej dupy. Usilnie chce czegoś się doszukać. Ponoć jest jak Terminator. I koniecznie chce poznać tożsamości hakerów Icarusa i wszystkich współpracujących z tym projektem.
 - Icarus? – zdziwiła się Ziva.
 - To właśnie ‘NTK’ – wyjaśnił Tim, który również nie pochlebiał poczynań Pani Terminator, jak ja z Tony’m nazwali – Ponoć Terminator ma poparcie DoD też. Fornellowi to się nie podoba i nie tylko jemu. Chyba urządzają jakieś polowanie na czarownice.
 - Co to ma wspólnego z tą sprawą? – zapytała zaciekawiona David. Jednocześnie czuła niepokój. Nie podobało jej się to, co opowiadali Tim i Tony, chociaż nie powinien obchodzić ją los jakiejś tajnej jednostki rządowej. Ale sami przechodzili przez podejrzenia IA i DoD, więc machinalnie współczuła.
 - Wszystko – odparł Gibbs, który pojawił się w ich przestrzeni.
 - Oglądaliśmy transmisję – zaczął Tony – Susan wspominała ci o Syriuszu.
Dopiero teraz Ziva uświadomiła sobie, że faktycznie była mowa o przyjacielu męża Susan, który miał na imię Syriusz i pracował dla FBI, ale wtedy Ziva nie połączyła tych wątków.
 - Terminator nie podoba się, że Icarus samodzielnie wybiera sprawy, którymi się zajmuje i pomaga różnym agencjom, a nie ma narzucanych odgórnie misji – dopowiadał Tim.
 - Susan Carter jest żoną Nathana Cartera – oznajmił Tony.
 - To wiem – wtrąciła Ziva.
 - Doktor Carter pracuje dla Icarusa – wyjaśnił znacząco Gibbs.
Ziva podświadomie zadrżała. Wszystko zaczynało układać się w jedną całość, ale do tego dochodziła pewna obawa – kobieca obawa. Problemy, z którymi mogą sobie nie poradzić…
 - Terminator będzie chciała cię przesłuchać. To samo chce zrobić z resztą naszego zespołu i Cartera.
 - Ale jak nas odnaleźliście? – to pytanie nie dawało spokoju Zivie. Skoro Alex był w krytycznym stanie. Czy wcześniej dopadli Martina i jego dresiarzy? Czy któryś z nich podał ich lokalizację?
 - Martin i jego ludzie nie sypnęli gdzie was umieścili – warknął zły Tony. Ziva wiedziała, że ma ochotę przyłożyć temu kolesiowi. Jego spojrzenie mówiło samo za siebie.
 - Patrixon zmarł na zawał, gdy wtargnęliśmy do domu. Znaleźliśmy auto, którym Marin staranował sedana Alex’a oraz furgon i dresiarzy – opowiadał Tim.
 - Martin i jego ludzie bekną za zabicie trójki ludzi oraz porwanie agentki federalnej i osoby cywilnej – rzucił Gibbs znad monitora.
 - Ludzie Icarusa oraz osoby współpracujące noszą zegarki sportowe G-shock. Różne wersje. W nich w instalowany jest nadajnik GPS – wyjaśnił McGee – Genialne cudeńka.
 - Kto widział… nagranie? – zapytała nagle.
 - Nasz i Cartera zespół oraz Dyrektor i SecNav. Nie wiem nic o ludziach z Icarusa, ale zapewne również. Ich człowiek pomaga postawić nasz system – odparł Gibbs spoglądając na McGee.
 - Ci hakerzy z Icarusa są rewelacyjni – Ziva ewidentnie usłyszała podniecenie w głosie Tima – Eddie, Modo i Widmo to legendy w tym zawodzie. Nikt nie zna ich tożsamości. Są mistrzami. Ktoś próbował się kiedyś zmierzyć i dostać do komputera Modo. To jak próba dostania się do Fort Knox. Ma tyle zabezpieczeń, a kiedy myślisz, że już ci się udało to jesteś w błędzie, bo twój komputer zostaje zarażony wirusem i spenetrowany przez przeciwnika – opowiadał podjadany McGee – Wiem, że Eddie do niedawna pracował dla Interpolu. Modo ponoć współpracował z brytyjskim wywiadem, ale nie wiem ile w tym prawdy. Natomiast Widmo od lat jest związany z FBI. Ta trójka razem… wow…
 - Się podjadałeś McJaraczu – zadrwił Tony.
 - Jak skończyliście to uciekajcie do domów – polecił nagle Gibbs – Nie wiadomo kiedy nas wezwą na przesłuchania.

***

Kiedy dojechali do jej mieszkania od razu poszła pod prysznic. W między czasie Tony miał przygotować naleśniki na słodko. Ziva potrzebowała podnieść sobie poziom cukru po takich przeżyciach. Kiedy wróciła do salonu, wykapana, odświeżona i ubrana w pidżamę i otulona w ulubiony szlafrok, poczuła się lepiej a przede wszystkim bezpiecznie. Tony przygotował jej naleśniki z bananami i polewą truskawkową oraz z czekoladą i polewą pomarańczową. Do tego sok żurawinowy. Ziva usiadła na kanapie i wzięła talerz pełny jedzenia.
 - Strasznie się bałam – powiedziała, bawiąc się widelcem. Wzięła jeden kęs i powoli, delektując się, jadła.
 - Ja też… my, wszyscy też – zapewnił ja Tony, który usiadł na przeciwległym końcu kanapy.
 - Rozmowa z Susan dała mi wiele do myślenia – przyznała spoglądając niepewnie na Tony’ego.
 - Sprzedajmy nasze mieszkania i po prostu kupmy dom – zaproponował Tony – tak będzie łatwiej. Nie będziemy decydować u którego zamieszkać. Poza tym nasze apartamenty raczej nie są przystosowane dla rodziny dzietnej – zaśmiał się lekko.
 - Masz racje – przyznała zgodnie – A praca?
 - Najpierw jedno weźmie urlop a potem drugie. Jeśli się zgodzisz, ojciec na pewno pomoże. Zrekompensuje się za to, że nie był dla mnie idealnym ojcem – zapewnił Tony masując jej nogi – Zobaczymy, co zaproponuje Dyrektor i gdzie cie przydzieli, lub mnie – dodał szybko.
 - Nie chce odchodzić z zespołu… - westchnęła Ziva. Gdyby tylko była możliwość pozostania w zespole Gibbsa… Ale wiedziała, że takiej opcji nie było, nawet jeśli by bardzo się starali. A poza tym mieli nie normowany czas pracy, co musiało się dla jednego z nich zmienić.
 - Słyszałem, że Whitening i jego dział szkoleniowy wspiera rodziny agentów – zaczął niepewnie Tony – Nie mówię, że masz zaraz przejść do FBI, ale może u nas też jest dobrze w dziale szkoleniowym?
 - Zobaczymy – zepchnęła ten temat na boczny tor Ziva. Nie chciała teraz o tym rozmawiać. Może za jakiś czas, a poza tym to decyzja bardziej należała do ich Dyrektora, niż do niej samej.
 - Nie zazdroszczę im – wyznał Tony – Widziałem twoja i Ianto reakcje kiedy wspomniała Jugodina. Mi tylko kiedyś obiło się jego nazwisko o uszy.
 - Dobrze, że gryzie ziemię bo z Ianto byśmy zrobili z nim co trzeba – zaznaczyła bojowo, odkładając pusty talerz i biorąc szklankę z sokiem.
- Tim gadał z tym Eddiem całym… koleś był wściekły i pełen niepokoju o Susan. Powiedział też, że będzie zdruzgotana, gdy wróci i dowie się o śmierci ich przyjaciela. Ponoć doszło w Sudanie do niezłej rozróby, gdzie zginęło kilku wojskowych i agentów, w tym wysłannik Watykanu – opowiedział Tony, zmęczonym głosem.
 - Wysłannik Watykanu? – zdziwiła się Ziva. Co jakiś wysłannik kościoła katolickiego robił w Sudanie?
 - Mnie nie pytaj. Koleś nie wchodził w szczegóły ale informacja nawet w wiadomościach była – odparł Tony – A wracając… Na jaki kolor chcesz pokój?
 - Mogę odpocząć? – zapytała Ziva ziewając – Najpierw kupimy dom a nasze sprzedamy. Potem pomyślimy nad urządzeniem domu.
 - Wszystko po kolei – zgodził się Tony, przybliżając się i ją przytulając – Myślałem, że cię tam stracę – szepnął, całując jej czoło.
 - Bałam się, że już cię nie zobaczę… że nie urodzę naszego dziecka… - przyznała drżącym głosem Ziva – Gdyby nie Susan… gdybym była sama… nie wiem czy dałabym radę – westchnęła ciężko.
 - Poradzimy sobie – zapewnił ja Tony. A ona tak bardzo chciała wierzyć w jego słowa.
 - Kocham cię i nie żałuję – wyznała ponownie Ziva. Rzadko wyznawali sobie miłość. Ale w tej chwili kobieta miała przemożną potrzebę powiedzenia tego na głos.
 - Ja ciebie też kocham i nasze maleństwo – zapewnił i przytulił jeszcze mocniej.
Oboje nawet nie chcieli myśleć, co by było, gdyby Icarus znów nie interweniował w ich sprawie. Ci ludzie byli bardzo dobrze poinformowani oraz zorganizowani i Ziva wolała by IA wraz z Dod nie mieszali się i zostawili ich w spokoju. Ale cieszyła się z tego, że jak na razie jej i Tony’ego relacje zaczynały się chwilowo poprawiać i miała nadzieję, że tak pozostanie. Wiedziała, że rozmowa o uczuciach była dla nich niekomfortowa, ale Susan przekonała ją do tego, że warto.

***
Rankiem obudził ja telefon. Poczuła jak Tony obraca się na łóżku i odbiera natrętny telefon.
 - DiNozzo – usłyszała jak rzuca zaspanym głosem – Kiedy? – poczuła jak Tony podrywa się i siada gwałtownie na łóżku – Wyrazy współczucia Sam. Alex był świetnym agentem – na te słowa Ziva zerwała się i przerażona spojrzała na DiNozzo, który zakończył rozmowę.
 - Alex? – zapytała niepewnie.
 - Przykro mi… zmarł godzinę temu – oznajmił Tony przytulając ją – pamiętaj, że to nie twoja wina – zaznaczył szybko.
 - Jak to nie moja? – obruszyła się David, odrywając się od ukochanego – Ja go namówiłam na pojechanie do tego szaleńca…
 - Ale nie mogłaś przewidzieć, co się stanie – przerwał jej stanowczo Tony – Alex zginął na służbie i nie z twojej winy – zapewnił ja stanowczo.

Ubrali się i zjedli śniadanie w dziwnej ciszy. Oboje nie byli w nastrojach do rozmowy. Ziva chwyciła za swoją komórkę. Wczoraj nie zadzwoniła i nie dowiedziała się, co u Susan, zatem postanowiła uczynić to teraz. Wiedziała, że będzie mogła pogadać z nią o Alexie i Susan na pewno ją zrozumie. Niestety, nie spodziewała się usłyszeć kolejnych złych wieści.
 - Susan, co się dzieje? Płaczesz? – zapytała, gdy tylko usłyszała zapłakany głos drugiej kobiety.                  
 - W-wyjechał – wydukała łkając.
 - Jak…? Kto…? Nathan cię zostawił?! – nie potrafiła uwierzyć Ziva w to, co słyszała w tej chwili.
 - Zostawił list i wyjechał, kiedy spałam… – wyjaśniła krótko.  
 Ziva spojrzała na Tony’ego, który tylko chwycił kluczyki od samochodu.
 - Napisz mi sms’em adres, przyjedziemy – z tymi słowami rozłączyła się i spojrzała na DiNozzo. Nie tak to wszystko miało wyglądać…

czwartek, 18 kwietnia 2013

Tiva cz. 4

A/N: No jestem rewelacyjna i zbyt łaskawa bo już macie nowy rozdział :D A ja lubię tak trzymać was w napięciu :D Mi też bardzo tapetka się spodobała :D Lovatic - mam nadzieję,  że masz miękka podłogę :P Alexandertto - sama podjudzasz :P Miłego czytania ;) Chyba tylko rozdział lub dwa jeszcze przed nami :) Miłego czytania.

** Chandni **



Zostały wepchnięte do starego hangaru, gdzie już czekały na nie dwa krzesła. Ziva bacznie obserwowała otoczenie. Obie z Susan próbowały stawić opór, ale zakończyło się to tym, ze przystawiono broń Zivie do brzucha. Co to, to nie! Nie miała zamiaru narażać swojego dziecka. Chociaż i tak sytuacja wymknęła się spod kontroli i była dramatyczna. Związano im obu ręce i tak wyprowadzono z furgonu i wprowadzono do hangaru. Prowadziło je dwóch dresiarzy. Zapewne niezbyt inteligentki, ale za to ochoczy do przywalenia komuś i nadmiernego wymachiwania bronią. Kiedy zostały pchnięte na krzesła od razu zostały do nich przywiązane sznurami i jednocześnie przeszukane. Od razu został zabrany Zivie nóż. Susan nie miała przy sobie broni, tylko telefon komórkowy, który został zniszczony tak samo jak został zniszczony Zivy.

Z ich lewej strony, na statywie stała niewielka kamerka.
- Cudnie - westchnęła Ziva, przewracając oczyma i obserwując jak dresiarze oddalają się w stronę stolika, na którym stał laptop, który był przekaźnikiem.
- Witajcie w Bombowym Show - sarkazm i kpina - tak Susan broniła siebie przed popadnięciem w przerażenie.
Jeden z dresiarzy wziął komórkę i wykonał telefon, przekazując swojemu szefowi – zapewne Martinowi – że wykonali zadanie. Następnie krzyknęli do nich, że audycja pójdzie do ich szefa i do ‘Psów wojskowych’. Cudowna nazwa, zakpiła w myślach Ziva. Gdyby była tylko w stanie się uwolnić… Nagle jeden z dresiarzy wrócił się, uświadomiwszy sobie, że nie zostawili jednej rzeczy – bomby. Spojrzał na Zivę a potem na Susan i bez wahania przymontował drugiej kobiecie do ciała bombę i nastawił licznik.
 - Narka – uśmiechnął się wrednie i wybiegł z pomieszczenia, ryglując za sobą drzwi.
 - Szlag! – warknęła Ziva, próbując rozluźnić krępujące ją sznury. Widziała, że Susan robi to samo.
 - Nie puszczają. Trzeba to im przyznać – sarknęła Susan, rozglądając się po pomieszczeniu – Jak się czujesz?
 - Cudnie – zakpiła Ziva – tyle, że to ty masz na sobie bombę.
 - Ile czasu? – dopytywała Susan.
 - Pięćdziesiąt-osiem minut, szaleństwo – odparła Ziva.
 - Wiec… - zaczęła Susan. Ziva spojrzała na nią. Wiedziała, co zamierza Susan zrobić – zacząć rozmowę by rozproszyć je obie.
 - Sprawa dotyczy Wojskowego Bombiarza, który kiedyś był poddany praniu mózgu przez tajne laboratorium – skróciła historię Ziva. Nie mogła uwierzyć, że ponownie jakiś szaleniec próbował zniszczyć jej życie, tylko dlatego, że jego zostało zniszczone i to na dodatek nie z jej winy.
 - Jak ja ten motyw uwielbiam – syknęła cynicznie Susan – Tacy są najgorsi. Zaraz po szaleńcach-fanatykach, którzy chcą zawładnąć całym światem i podporządkować go sobie.
 - Oh, czyli masz doświadczenie w tym temacie – Ziva postanowiła pociągnąć koleżankę trochę za język skoro i tak maja zginąć. Miała kilka pytań przygotowanych i chciała je zadać na spacerze, ale skoro tu są to czemu nie.
 - Szaleńcy-fanatycy próbowali nam zniszczyć życie i prawie im się to udało – powiedziała Susan, lekko zmęczonym głosem.
 - Jako oficer Mossadu doświadczyłam wiele… od różnych złych osób – wyznała Ziva z goryczą w głosie.
 - Zdaję sobie z tego sprawę – zapewniła ja Susan – Nie było ci łatwo.
 - Będziemy wylewać teraz… - zaczęła z przekąsem Ziva, a Susan wpadła jej w słowo:
- Czemu by nie – wzruszyła ramionami – I tak nigdzie nie ruszymy się.
 - Nie lubię rozmawiać o sobie i swoich uczuciach – zaznaczyła stanowczo Ziva, chociaż od razu przypomniała sobie, że przecież zaledwie jeszcze dzisiejszego ranka niemal wyżalała się na ramieniu tej kobiety.
 - Mam już doświadczenie w rozmowach z takimi osobami jak ty, Zivo – zapewniła ją Susan.
 - Czym właściwie się zajmujesz? – zapytała zaciekawiona Ziva. Chciała poprzez to pytanie przejść do głównego odnośnie jej męża.
 - Jestem geologiem współpracującym z firmą UnitLine, która finansuje przedsięwzięcia naukowe na skale międzynarodową – wyjaśniła. Ziva zauważyła, że jak na geologa to całkiem jest opanowana w zaistniałej sytuacji.
 - Musiałam nauczyć się opanowania, zahartować się i umieć postawić na swoim – wyjaśniła, jakby rozszyfrowała myśli Zivy.
 - To było aż tak widoczne? – zdziwiła się agentka.
 - My kobiety mamy szósty zmysł, zapomniałaś? – zaśmiała się Susan, a Ziva wraz z nią. Musiała przyznać, że dziewczyna miała rację.
 - A twój mąż? – zapytała, a Susan szybko odpowiedziała:
 - Jest wykładowcą na Harvardzie – po tych słowach znacząco spojrzała na kamerę. Ziva zrozumiała, że więcej nie powie, ale przyjęła do wiadomości, że powinna zaufać. Miała nadzieję, że Susan ma jakiś plan, albo jej mąż. Przecież w parku został się jej ochroniarz. Dopiero teraz uświadomiła sobie Ziva, że Alex pewnie dotarł do pracy i wszystkich zawiadomił. Pewnie pojechali do Patrixona, a kiedy nie będą mogli się z nią skontaktować zaczną szukać. Chyba, że siedzą i oglądają przekaz, ale jak skoro system padł?
 - Mają hakera – szepnęła Ziva. Czyli była jeszcze jedna osoba.
 - Mięśniacy od brudnej roboty i dwa mózgi? – podążyła jej tokiem myślenia Susan. Ziva ucieszyła się, że obie tworzą tak zgrany duet.
 - Niezły z nas tandem – zażartowała na głos.
 - Gdyby nie okoliczności – westchnęła Susan – Macie już imię? – wypaliła nagle.
 - Jeszcze nie… widziałaś jaka byłam na niego zła – westchnęła Ziva i teraz zakpiła sama z siebie. Człowiek nigdy nie wie, co go może spotkać i nie powinien zostawiać pewnych spraw na później.
 - Syriusz zawsze powtarza, że było mu lepiej gdy nas nie znał – zaśmiała się na wspomnienie Susan.
 - Syriusz? – podłapała Ziva. Chciała wyciągnąć od dziewczyny jak najwięcej.
 - Przyjaciel Nathana. Znają się od dziesięciu lat – powiedziała na głos, a ruchami warg bezgłośnie powiedziała: FBI.
 - Kiedy pozwalasz komuś się zbliżyć to zawsze podwójnie boli – zauważyła Ziva.         
 - Zawsze boli, ale nie możemy przejść przez życie nie kochając, nie troszcząc się o innych bo taki nie jest sens naszego istnienia – stwierdziła Susan – Wszyscy, gdy nas widzą a nie znają naszej historii zazdroszczą nam tego szczęścia i miłości. Uważają, że jesteśmy parą, której nic nie może zaszkodzić i się mylą.
 - Dlaczego? – zdziwiła się Ziva.
 - Nate unika mnie od momentu, kiedy poszliśmy się przebadać. Kiedy ustatkowało się wszystko, po prostu nagle uderzył w nas instynkt rodzicielski. Po naszym spotkaniu dostałam telefon, że są wyniki. Oboje poszliśmy je odebrać… - Susan zwiesiła głos, a do jej oczu napłynęły łzy.
 - Nie możecie mieć dzieci – zrozumiała Ziva. Chciała pocieszyć Susan jakoś. Przecież są różne metody.
- Nate nie może i kiedy zobaczyłam jego wyraz twarzy, gdy lekarz nam to powiedział… - mówiła smutnym głosem. Ziva widziała ból rysujący się na jej twarzy – Nie chciał ze mną potem rozmawiać… Wiesz, Zivo… wszyscy myślą jaka to z nas cudna para, i że pewnie wszyscy się cieszyli z naszego małżeństwa, ale powiem ci, że prawda jest inna. Kiedy się pobieraliśmy to moi rodzice i ojciec Nathana odradzali nam to. Nathan sam nie był pewny… tu nie chodziło o jego uczucia, bo kocha mnie szaleńczo, ale o niego samego… o to jakie piętno pozostawiły w nim tamte wydarzenia. Wiem, że byłaś przetrzymywana w Somalii… - wyznała i spojrzała stanowczo na Zivę.
 -Bili mnie, poniżali, chcieli wyciągnąć informacje, głodzili… - wymieniała Ziva – Próbowali złamać poprzez podtapianie. Zmęczyć tym, ze przez kilka dni nikt do mnie nie przychodził a ja siedziałam z workiem założonym na głowie i nie wiedziałam, co dzieje się wokół mnie… Straciłam nadzieję na ratunek i tylko czekałam, aż Salim mnie zabije – wyznała szczerze. Nagle dotarło do niej to, co próbowała powiedzieć Susan. Jej męża torturowano!
 - Kto? – zażądała odpowiedzi Ziva, zaciskając nerwowo związane dłonie. Miała ochotę dorwać i boleśnie zabić tego szaleńca, który skrzywdził tych dwojga.
 - Jugodin… - szepnęła Susan, krzywiąc się na sam dźwięk tego nazwiska.
Ziva zamarła, zamrugała gwałtownie i wpatrywała się blada i przerażona w kobietę siedzącą naprzeciwko niej. Każdy szaleniec przeszedł jej przez myśli, ale nie ten najgorszy. Poczuła jak robi się jej nie dobrze i duszno. Różnych zwyrodnialców i szarlatanów napotkała na swojej drodze ale Jugodin był najbardziej perfidny, wyrafinowany i najbardziej zły z nich wszystkich.
 - Jak długo? – wycedziła starając się zapanować nad sobą i swoimi emocjami. Miała nadzieję, że maluszek się uspokoi bo i on się podenerwował.
 - Trzy dni – odparła smętnie Susan – A potem cała lawina następstw… Nawet nie wiesz jak długo zajęło mi przekonanie Nathana by po domu chodził bez koszulki, a już nie wspomnę o seksie… Cały czas wmawiałam mu, że kręcą mnie te blizny, a poza tym ma seksownie wyrzeźbione ciało – zaśmiała się przez łzy Susan.
 - Nie potrafię sobie tego wyobrazić… Musicie być niezwykle silni i wasze uczucie… - Ziva pokręciła głową z niedowierzaniem. To przez co przeszli po prostu nie mieściło się w głowie.
 - Nie mieliśmy czasu na odpoczynek… - kontynuowała Susan – Musieliśmy powstrzymać szaleńców-fanatyków przed zniszczeniem jakie chcieli wprowadzić… Kiedy musieliśmy sie rozdzielić… to najbardziej bolało. Ledwo go odzyskałam i bałam się jak cholera, że już go nie zobaczę… Uśmiech jaki mi ofiarował, gdy wróciliśmy i ponownie się spotkaliśmy… To jakby na nowo słońce zajaśniało. I ten taniec w ogrodzie Watykańskim w deszczu. Śmialiśmy się jak dzieciaki – Susan rozpromieniła się na to wspomnienie – A ty i Tony? – zapytała, sięgając ramieniem i ocierając spływającą po policzku łzę. Było jej niewygodnie to uczynić z powodu związanych rąk, ale chciała osuszyć policzki z łez.
 - Traktowałam go jak partnera. Na dodatek nieznośnego, który potrafił mnie zawsze zaskoczyć kiedy myślałam już, że go rozgryzłam – zaczęła Ziva z lekkim uśmiechem – zawsze troszczyliśmy się o siebie. Podświadomie byliśmy zazdrośni, gdy któreś miało kogoś. Kiedy Tony zabił mojego chłopaka w samoobronie byłam wściekła… na Tony’ego. Darzyłam Michaela uczuciem, ale jak się okazało zostałam wykorzystana tylko przez niego i mojego ojca. Ulokowałam niewłaściwie i uczucia i zaufanie – przyznała z goryczą zawodu w głosie – Po Somalii musieliśmy z Tony’m na nowo nauczyć się sobie ufać. Na nowo poznać. Mój kolejny wybór, Ray, okazał się kolejnym błędem i niepowodzeniem. Za to poczułam, że z Tonym zbliżamy się jeszcze bardziej. Nie mogłam uwierzyć, kiedy pojawił się dla mnie w Somalii… pozwolił by Salim go przesłuchiwał… Cały czas tylko dowodził jak bardzo mu na mnie zależy… Wtedy i później… kiedy mój ojciec został zamordowany… Ale to, co wy przeszliście… tego się słowami nie da opisać – zaznaczyła – Serio, wasza historia zmusza do myślenia.
 - Może jednak nie powinniście brać z nas przykładu… - westchnęła ciężko Susan. Ziva wyczuła w jej głosie lekkie zrezygnowanie.
 - O nie, moja droga! – rzuciła podniesionym głosem David – Jeśli wy się poddacie, to dla nas nie będzie przyszłości! – zaznaczyła stanowczo.
 - Zważywszy na naszą bombową sytuację teraz… - uśmiechnęła się krzywo Carter – To ile nam zostało? – zapytała.
 - Dwadzieścia minut – odpowiedziała po chwili Ziva. Chciało jej się wyć. Hormony strasznie ją rozregulowały. Była nadzwyczaj uczuciowa. Nie chciała jednak o tym teraz myśleć. Wiedziała, że jeśli zacznie żałować tego, co by było gdyby, to po prostu oszaleje teraz. Zatem wznowiła ich rozmowę – Jesteś upartą laską, zatem… jeśli byśmy przeżyły…
 - Dorwę męża i przypomnę mu, że przysięgał mi, że mnie nie opuści nie ważne co i na dodatek zrobił to przed Bogiem – zapowiedziała stanowczo Susan.
Zivie podobało się jej bojownicze nastawienie. Była silną, stanowcza kobietą po przejściach, której los nie oszczędzał.
Ziva nie myślała za bardzo o rodzinie i dzieciach. Nie tak ja wychował ojciec. Eli wychował ją na mordercę a nie na matkę. Dla niej ciąża to było zaskoczenie. Nie planowali tego z Tony’m. Co nie oznaczało iż nie cieszyła się. Dlatego współczuła z całego serca Susan, która bardzo pragnęła dziecka. I to pragnienie mogło nie zostać spełnione.

Kiedy otworzyła oczy jej sytuacja nie zmieniła się. Tak bardzo łudziła się, że jednak gdy zamknie na chwilę powieki i mocno się skoncentruje to obudzi się z tego koszmaru. Niestety rzeczywistość nie była tak łaskawa. Dalej znajdowała się w dużym, opuszczonym hangarze, gdzieś zapewne na obrzeżach miasta. Siedziała na drewnianym, niewygodnym, starym i skrzypiącym krześle, do którego była przywiązana. Na policzku Zivy widniał czerwony ślad po uderzeniu. Miała również rozciętą wargę. Jej ubranie było brudne i gdzieniegdzie poszarpane.  Maluszek w jej brzuchu niespokojnie się wiercił czując jej podenerwowanie.


Jednak Ziva w tej całej chorej sytuacji nie była sama. Nie wiedziała czy ma się cieszyć czy płakać, bo tak na prawdę to ona wciągnęła Susan w tę kaszanę. Kobieta siedziała na wprost Zivy, również na starym krześle i również była do niego przywiązana. Z tą jedną mała różnicą - miała przyczepioną do ciała bombę, której licznik wskazywał pięć minut do eksplozji. Tylko pięć minut a one są tu już niespełna godzinę. A z ich lewej strony stała niczym zaczarowana kamera, która nadawała online obraz.
- Nasi faceci nie będą z nas dumni - zakpiła Susan, rozglądając się.
- Wybacz, że cię w to wciągnęłam - powiedziała Ziva przepraszająco.
- Obie siedzimy w tym po uszy - zażartowała nerwowo Susan - Nie sądziłam, że tak to wszystko się skończy - dodała smętnie. Jej ugięte w kolanach nogi nerwowo podskakiwały. Nie zwracała uwagi na sznury okalające jej kostki.
- Szlag! - wrzasnęła wnerwiona Ziva - Ja chce urodzić to dziecko! - krzyknęła i spojrzała prosto w stronę kamery - Proszę - szepnęła łamiącym się głosem, a po jej policzkach spływały łzy.
Kiedy przeniosła wzrok na Susan widziała, ze i ona ledwo sie trzyma.
- Oni sobie nie poradzą bez nas - jęknęła, przygryzając wargi. W dłoni trzymała mocno ściśniętą obrączkę. Czuła, że i ją zaczynają emocje dławić.
- Są silni - Ziva próbowała przekonać koleżankę, a jednocześnie samą siebie. jednak wiedziała doskonale, że ich śmierć będzie druzgocząca dla obu mężczyzn. Bała się, że mogą tego nie przeżyć. Zdawała sobie sprawę, że nawet jeśli Tony’ego ciało przeżyje to jego dusza będzie martwa. Ale wiedziała jednocześnie, że będzie wciąż żył, czego nie mogła być pewna przy mężu Susan. Po tym, co kobieta jej opowiedziała, co przeżyli razem, co Nathan przeżył... Ziva wątpiła by... z obu niewiele zostanie... Puste ciała.
Ta myśl ją przerażała.
Spojrzała na wyświetlacz. Niespełna dwie minuty.
Jako oficer Mossadu przyjęłaby twardo i chłodno taką sytuację. Ale nie jako agentka NCIS i na dodatek przyszła matka.
- Ziva - jęknęła przerażona Susan.
Gdyby tylko obie mogły sie teraz przytulić. Jednocześnie obie spojrzały na kamerę i powiedziały do swoich mężczyzn:
- Kocham cię - po tych słowach zamknęły oczy, a chwilę później nastąpiła eksplozja i z hukiem otworzyły się zaryglowane drzwi od hangaru.  

środa, 17 kwietnia 2013

Tiva cz. 3

A/N: Mam nadzieję, że siedzicie. Respiratory będą potrzebne, ale jeszcze nie zabijajcie nikogo :P Wielkie dzięki dla mojej Yarrow za burzę mózgów i podesłanie kilka pomysłów. Było ciężko z ruszeniem ale oto jest. Tak, jestem wredna - ale cóż :D Uwielbiacie, gdy taka jestem :P Trzymajcie się mocno!

** Chandni **



Nieznane miejsce



Kiedy otworzyła oczy jej sytuacja nie zmieniła się. Tak bardzo łudziła się, że jednak gdy zamknie na chwilę powieki i mocno się skoncentruje to obudzi się z tego koszmaru. Niestety rzeczywistość nie była tak łaskawa. Dalej znajdowała się w dużym, opuszczonym hangarze, gdzieś zapewne na obrzeżach miasta. Siedziała na drewnianym, niewygodnym, starym i skrzypiącym krześle, do którego była przywiązana. Na policzku Zivy widniał czerwony ślad po uderzeniu. Miała również rozciętą wargę. Jej ubranie było brudne i gdzieniegdzie poszarpane.  Maluszek w jej brzuchu niespokojnie się wiercił czując jej podenerwowanie.


Jednak Ziva w tej całej chorej sytuacji nie była sama. Nie wiedziała czy ma się cieszyć czy płakać, bo tak na prawdę to ona wciągnęła Susan w tę kaszanę. Kobieta siedziała na wprost Zivy, również na starym krześle i również była do niego przywiązana. Z tą jedną mała różnicą - miała przyczepioną do ciała bombę, której licznik wskazywał pięć minut do eksplozji. Tylko pięć minut a one są tu już niespełna godzinę. A z ich lewej strony stała niczym zaczarowana kamera, która nadawała online obraz.
- Nasi faceci nie będą z nas dumni - zakpiła Susan, rozglądając się.
- Wybacz, że cię w to wciągnęłam - powiedziała Ziva przepraszająco.
- Obie siedzimy w tym po uszy, a poza tym to ja wyciągnęłam cie na ten głupi spacer - zażartowała nerwowo Susan - Nie sądziłam, że tak to wszystko się skończy - dodała smętnie. Jej ugięte w kolanach nogi nerwowo podskakiwały. Nie zwracała uwagi na sznury okalające jej kostki.
- Szlag! - wrzasnęła wnerwiona Ziva - Ja chce urodzić to dziecko! - krzyknęła i spojrzała prosto w stronę kamery - Proszę - szepnęła łamiącym się głosem, a po jej policzkach spływały łzy.
Kiedy przeniosła wzrok na Susan widziała, ze i ona ledwo się trzyma.
- Oni sobie nie poradzą bez nas - jęknęła, przygryzając wargi. W dłoni trzymała mocno ściśniętą obrączkę. Czuła, że i ją zaczynają emocje dławić.
- Są silni - Ziva próbowała przekonać koleżankę, a jednocześnie samą siebie. jednak wiedziała doskonale, że ich śmierć będzie druzgocząca dla obu mężczyzn. Bała się, że mogą tego nie przeżyć. Zdawała sobie sprawę, że nawet jeśli Tony’ego ciało przeżyje to jego dusza będzie martwa. Ale wiedziała jednocześnie, że będzie wciąż żył, czego nie mogła być pewna przy mężu Susan. Po tym, co kobieta jej opowiedziała, co przeżyli razem, co Nathan przeżył... Ziva wątpiła by... z obu niewiele zostanie... Puste ciała.
Ta myśl ją przerażała.
Spojrzała na wyświetlacz. Niespełna dwie minuty.
Jako oficer Mossadu przyjęłaby twardo i chłodno taką sytuację. Ale nie jako agentka NCIS i na dodatek przyszła matka.
- Ziva - jęknęła przerażona Susan.
Gdyby tylko obie mogły się teraz przytulić. Jednocześnie obie spojrzały na kamerę i powiedziały do swoich mężczyzn:
- Kocham cię - po tych słowach zamknęły oczy, a chwilę później nastąpiła eksplozja.     



Siedziba NCIS, Navy Yard - 3 godzin wcześniej


Im głębiej wchodzili w tę sprawę, tym coraz mniej podobało im się to co odkrywali, a raczej czego nie odkrywali. Po bliższemu przyjrzeniu się ofiarom znaleźli w końcu upragniony mianownik. Wojskowe, tajne eksperymenty medyczne, podczas których chciano wyszkolić super żołnierzy do walki z terroryzmem. Ci ludzie poddawani byli jednym słowem praniu mózgu, który tak na prawdę służył stworzeniu elitarnych zabojców-maszyny, którzy nigdy nie mieli prawa podważyć decyzji przełożonych. Agenci znali doskonale takiego typu programy. Ianto sam był częścią podobnego eksperymentu, ale na szczęście teraz pracował dla nich. Jednak Ziva doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to właśnie Ianto powinien najlepiej rozumieć tego szaleńca.
- I rozumiem - powiedział Barrowman, gdy siedzieli i dyskutowali na temat sprawy - Dokładnie postąpiłbym tak samo. Chce rozgłosu i by jego oprawcy cierpieli to właśnie to otrzymuje.
- Tu chodzi o coś więcej - wtrącił Gibbs. Ziva wiedziała, że obaj z Carterem chłodno analizują każdą możliwość i ewentualność, ale nie było mowy o przypadku. Myśląc o sprawie nagle jej myśli wybiegły do czegoś innego. Charlisle Carter i Nathan Carter - czy tych dwóch łączyło pokrewieństwo czy tylko była to zbieżność nazwisk. Ziva potrząsnęła głową, nie czas na to. Teraz mieli szaleńca na wolności. Dogrzebali się do danych personelu, który brał udział w tym eksperymencie i wszystkie główne osoby już nie żyły. Zatem pozostawało pytanie czy nastąpią kolejne zamachy i na kogo? Trzech największych speców, czyli Tim, Abby i Ash, próbowało od kilku godzin odkodować wiadomość, którą dostał Sekretarz.
Nagle z zamyślenia ich wszystkich wyrwał telefon. Gibbs wyciągnął komórkę i odebrał.
- Gibbs, Gibbs, Gibbs - dotarł do nich wszystkich podekscytowany głos Abby - Udało się!
David ucieszyła się. Możliwe, że po trzech godzinach mieli w końcu przełom w śledztwie.
- Chyba jednak nie - zaalarmował ich Alex, wskazując na plazmę. Na wszystkich ekranach obraz zaczął mrugać, szwankować, jakieś dziwne cyfry i literki po monitorach zaczęły przemykać.
- Zawirusował cały system! - usłyszeli krzyk Abby. Tony szybko podszedł, wziął od Gibbsa komórkę i włączył na tryb głośno mówiący.
- Mów Abby! - polecił zdenerwowany Gibbs, a wszyscy w przestrzeni biurowej nastawili uszu.
- Zawirusował cały budynek. Odciął nas od wszystkiego. Trochę potrwa zanim usuniemy wirusa i postawimy od nowa system - tłumaczyła zdenerwowana Abby.
- Szlag by to - warknął Carter.
Ziva coraz mniej rozumiała. Dlaczego atakował budynek NCIS? Może tu chodziło o jakiegoś agenta, który prowadził przed laty tą sprawę?
- Kto prowadził sprawę Bombiarza? - odezwała się Ziva.
- Marcus Ferguson i Scott Damien - przeczytała Samantha - Jeden przeszedł na emeryturę i przeprowadził się na Alaskę, a drugi zostawił NCIS i teraz pracuje w prywatnej firmie ochroniarskiej.
- Musimy się jakoś z nimi skontaktować tylko jak, jak system padł? - zapytał Tony. Wcale, a wcale nie podobała mu się ta sprawa.
- Mam wydrukowany adres, gdzie pracuje Damien, można do niego pojechać - zaproponowała Samantha.
- Sam, bierz DiNozzo ze sobą i jedzcie. My idziemy na rozmowę z Dyrektorem i sekretarzem. Ianto, zapytaj czy twoi starzy znajomi nie mogą nam pomóc jakoś - Carter rozporządzał zadania.
- Ziva idź na lunch z Alexem - rozkazał Gibbs - Zakup też dla nas jedzenie i kawę - dodał, a widząc protestujący gest od Zivy, uciszył ja srogim spojrzeniem nie znoszącym sprzeciwu.


Wszyscy rozbiegli się w swoje wyznaczone strony. Ziva spojrzała na Alexa, który bezbronnie wzruszył ramionami. Miał nadzieję, że nie będzie wyżywać się na nim, za to, ze została przydzielona do takiego zadania. Zivie nie podobało się to, że Gibbs oddelegował ją na lunch i zaopatrzenie ich w jedzenie. Ziva wzięła ponownie do ręki teczkę z wydrukowanymi informacjami. Przewróciła kilka kartek i znalazła listę żołnierzy, którzy brali udział w eksperymentach. Teraz tylko potrzebowała dostępu do Internetu i sprawdzić ilu z nich żyło i gdzie przebywało. Złożyła kartkę i włożyła do kieszeni płaszcza.
- Czas na lunch - rzuciła w stronę kolegi i oboje ruszyli w stronę windy.

***

Czterech. Tylu im pozostało, gdy sprawdzili wszystkich z listy. Większość z żołnierzy nie zyła lub była w kiepskim stanie przetrzymywana w zamkniętych zakładach czy to psychiatrycznych czy też karnych. Zatem pozostało im tylko czterech do sprawdzenia. Ziva odhaczała kolejnych, którzy według niej nie pasowali do schematu.
- Dawidson jest za stary. Miałby z siedemdziesiąt parę lat. A Crooproft ma Parkinsona daleko posuniętego - czytał informacje Alex. Oboje zabukowali się w kawiarence internetowej niedaleko ich ulubionej knajpki, gdzie wszyscy agenci z Navy Yardu się zaopatrywali w jedzenie.
- Czyli Patrixon i Sparkney - westchnęła Ziva.
- Patrixon uległ wypadkowi dziesięć lat temu i jest sparaliżowany - przeczytał Kallen - Mieszka cztery przecznice stąd.
- A Sparkney? - dopytywała zrezygnowana. Nagle jej komórka zasygnalizowała przybycie wiadomości.
“Jestem w Stanton Park, jeśli masz ochotę na kawę i pogawędkę. Susan”
Ziva uśmiechnęła się. Jej nowa znajoma była nadal w mieście i proponowała jej spotkanie. I to całkiem niedaleko mieszkania Patrixona.
- Sparkney wyjechał do Indii i wstąpił do zakonu buddystów - oznajmił Kallen.
- Jest mnichem? - zdziwiła sie Ziva. Przez chwile wpatrywała sie raz na adres Patrixona a raz na swoja komórkę.
- Słuchaj, koleżanka chce sie spotkać. Dobrze mi zrobi pogadanie z kimś w przerwie a jednocześnie możemy zahaczyć i sprawdzić Patrixona, bo mieszka niedaleko parku, gdzie mam sie z koleżanka spotkać - zaproponowała.
- Gibbs nie będzie... - zaczął lecz Ziva go uciszyła.
- To nasz jedyny ślad. Tylko pojedziemy porozmawiać, nic więcej - zaznaczyła ostro i stanowczo. Kiedy Alex skinął głową, wysłała wiadomość Susan, że się zgadza i będzie za godzinę.

***

Kiedy podjechali pod budynek, poczuła jak maluszek niesfornie kręci jej się w brzuchu, dlatego położyła na nim dłoń i pogładziła.
- Wszystko w porządku, brzdącu - zapewniła go - Upierdliwiec jak jego ojciec - sarknęła, uśmiechając się i kręcąc głowa. Kiedy wysiedli i podeszli do drzwi, nie zdążyli zapukać, gdy się otworzyły i w drzwiach stanął mężczyzna około czterdziestu lat.
- Martin? - zdziwił się Alex. Ziva również poznała Martina, jednego z ich analityków.
- Eh, tak... no... zaprosiłbym was do środka, ale właśnie mojemu ojczymowi pogorszyło się i czekamy na karetkę... e, no... - tłumaczył się nerwowo i zaglądał raz na drogę, a raz do środka jakby nasłuchując - Pewnie zaraz tu będą.
- Przyjdziemy innym razem - rzucił Alex i cofnęli się z Zivą.
Kiedy wsiedli do samochodu wymienili tylko znaczące spojrzenia.
- Nie wydawał ci się jakiś podejrzany? - zapytał nagle Alex.
- Podrzuć mnie do parku. Sam wracaj po resztę i przyjedźcie tu to sprawdzić, bo mam złe przeczucia. Martin jest pasierbem Patrixona? - Ziva próbowała ogarnąć sytuacje. Zachowanie Martina zdradzało, że coś było nie tak i nie chodziło tu o pogarszający się stan zdrowia ojczyma.
- Jesteśmy w kontakcie, tylko nie rób niczego głupiego - poprosił ja Alex, gdy zatrzymał wóz przy parku.
- Hej, idę tylko na spotkanie z koleżanką, co może się złego stać? - zapytała niewinnie Ziva. Nie miała zamiaru sama pchać się do domu podejrzanego. Wolała poczekać na resztę zespołu. A poza tym była umówiona. Zatem posłała łagodny uśmiech Alexowi i wyskoczyła z samochodu, bo już widziała zbliżającą się w ich kierunku Susan. Alex machnął dłonią i odjechał, podczas gdy Susan podbiegła do Zivy.
- Hej - przywitała się.
- Hej, biegasz w taka pogodę? - zapytała Ziva widząc sportowy ubiór, w jakim była kobieta.
- Gdybyś musiała siedzieć pięć godzin na nudnej konferencji to też byś potem poszła pobiegać - zaśmiała się Susan. Ziva dostrzegła mężczyznę czającego się w pięciometrowej odległości za Susan.
- Ochrona - uśmiechnęła się Susan, próbując złapać oddech - Świetnie, że dałaś się wyciągnąć na spacer do parku. Pewnie macie pełne ręce roboty.
- O, tak - westchnęła Ziva. Obie panie nie zauważyły Wana, który nagle pojawił sie na ulicy i zatrzymał tuz przed nimi.
- Susan! - krzyknął ostrzegawczo mężczyzna i wyciągnął broń. Drzwi Wana otworzyły się i dwóch zamaskowanych ludzi wciągnęło kobiety do środka, po czym z piskiem ruszyli nie zamknąwszy drzwi, z powodu kul wystrzeliwanych przez ochroniarza Susan.      

Nowe opowiadanie

 A/N: Nie mam pojęcia czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale umieszczam post. Zaczęłam pisać nowe opowiadanie, a w zasadzie przerabiam stare. Umie...