A/N: Mam nadzieję, że wyjaśniłam najlepiej jak się dało sytuację, i że zrozumiecie postępowanie Nate'a. Przy okazji nasza Tiva popatrzy jak to jest i może czegoś sie nauczą :) Będzie emocjonalnie. Mam nadzieję, że sie spodoba :) Jak zakończyć? Pierwszy raz pozwolę byście to Wy poddały pomysł na zakończenie :) Alexandretto - Ty pewnie czekasz na Shardiffa i DV oraz pewnie byś się ucieszyła, gdybym opisała 'wyjazd chłopaków' osobno <wink wink>
** Chandni **
Ziva i Tony siedzieli na wygodnej kanapie w
pięknym, stylowym salonie. Ziva była pod wrażeniem całego domu; był ciepły, przestronny,
urządzony ze smakiem, jednocześnie oddawał charakter jego właścicieli. Jednym
słowem bardzo przypadł Zivie do gustu i po minie widziała, że Tony’emu również.
Susan siedziała skulona w fotelu, z zaczerwienionymi od łez oczyma. Miała na
sobie jeansy i męski sweter, który na niej wyglądał jak tunika. Jeśli Ziva
miała zgadywać, to zapewne sweter należał do męża Susan. Zivę zakuło to jak
bardzo ta dziewczyna potrzebowała swojego ukochanego. W dłoni Susan trzymała
kubek z herbatą. Przed Zivą i Tonym, na ławie też stały kubki z napojami. Na
tej samej ławie leżało duże zdjęcie ze ślubu Susan i Nathana, gdzie byli w
otoczeniu gości weselnych. Siedzieli w milczeniu. Susan dała im właśnie do
przeczytania list, który pozostawił jej mąż. Oboje spojrzeli niepewnie na
siebie. Ziva bardzo chciała poznać przyczynę nagłego odejścia Nathana. Dlaczego
pozostawił ukochaną, która przeżyła tak koszmarny dzień zaledwie kilka godzin
wcześniej? I czy faktycznie zostawił?, pomyślała
David, bo nie chciała wierzyć, że rzeczywiście mógł to uczynić tak wspaniałej
dziewczynie jaką była Susan.
- Na głos –
szepnęła niepewnie Susan, drżącym głosem. Ziva wiedziała, że jeśli oni
przeczytają to na głos, to do Susan dotrze, że naprawdę to się dzieje, ze rzeczywiście
jej mąż wyjechał, że nie jest to sen.
Tony skinął głową i zaczął wolno czytać.
Kochanie,
Jak trudno mi jest wyrazić to, co teraz czuję…
Patrzę na ciebie. Tak słodko i spokojnie śpisz, podczas gdy ja nie potrafię
znaleźć sobie miejsca. Wiem, że podejmuję decyzję bez ciebie, i że nie tak się
umawialiśmy, ale nie potrafiłbym wyjechać gdybym miał to zrobić, kiedy byś nie
spała. Próbowałabyś mnie zatrzymać, przemówić do rozsądku… A poza tym,
zrezygnowałbym tylko na sam widok łez w twych oczach. Ale muszę… Coś nie
dobrego się ze mną dzieje. Wiadomość, że nie możemy… ja nie mogę mieć dziecka…
Nagonka IA i DoD na nas i ich podważanie naszej lojalności i sposobu działania
oraz chęć poznania listy osób, które należą do Icarusa… Twoje i Zivy porwanie…
śmierć Jake’a… zamykam oczy i widzę was przerażone i siedzące z bombą
odliczającą czas do eksplozji. Jake’a krzyczącego o pomoc… jego powolną śmierć…
Tony przerwał i spojrzał na obie kobiety. Zivie
zaczęły płynąć łzy. Susan znów zaczęła płakać.
- Czytaj
dalej – poprosiła Ziva, ocierając rękawem swetra łzy.
Tony wziął oddech by się uspokoić i kontynuował:
To ponad moje siły… gdzieś, coś we mnie pęka… przecież nie tak dawno ulżyło
nam na wieść o śmierci Santhezów. Myślałem, że będzie lepiej, ale tak nie jest.
Dajemy rady innym parom jak przetrwać i mówimy, że lepiej jeśli będą razem, ale
prawda jest taka, że czasami lepiej, gdy się rozstaną. Bo gorszym grzechem jest
ciągniecie ukochanej osoby w dół. I ja mam takie wrażenie, że spadam w dół,
dlatego nie chcę ciebie ze sobą ciągnąć. Za bardzo cię kocham i pamiętaj o tym.
Bez ciebie jestem rozdarty i niekompletny. Malujesz mój cały świat barwami
kolorowymi, ale moja przeszłość… te trzy dni…
Ostatnimi czasy budzę się w nocy i widzę jego żylastą dłoń wyciągniętą ku
mnie, chwytającą mnie za gardło… nie mogę oddychać…
Nie wiem dlaczego akurat teraz… Właśnie mija trzy lata od tych fatalnych
wydarzeń… Nie chciałem cię denerwować, ale wiem, że znalazłaś tabletki…
niestety objawy PTSD wróciły… Nie umiałem ci tego powiedzieć. Czekaliśmy na
wyniki badań. Tak bardzo chcemy tego dziecka… naszego dziecka… Bo niestety
przeze mnie nie będziemy mogli adoptować. Tamte przejścia, moja praca,
wracające PTSD… Tak mi przykro Susan…
Może trzeba było posłuchać wtedy rodziców…
Ale nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Potrzebuję cię jak powietrza do
życia.
Zaraz zamoczę łzami ten kawałek papieru...
Tony przerwał czytać. Ziva widziała jak jego ręce
drżą i jak nerwowo mruga powiekami. Położyła dłoń na jego rękach i spojrzała
zachęcająco by skończył.
To była również lekcja dla nich, bolesna i bardzo
emocjonalna ale Ziva miała nadzieję, że wiele ich nauczy i miała wielką
nadzieję, że między Susan a Nathanem się ułoży. Kiedy Nathan wróci weźmie go na
porządną rozmowę jako osoba po przejściach z osobą po przejściach. Ułożenie
sobie życia po czymś takim nie było łatwym zadaniem. Ale wiedziała, że Nathan
da radę. Może i go nie znała ale czuła, że nie należy do ludzi, którzy się
łatwo poddają. Zwłaszcza, że był osobą wierzącą. Po prostu upadł i potrzebował
się podnieść z tej chwilowej słabości. Ale wiedziała, że taka miłość jak ich
przetrwa najcięższe chwile. Była naprawdę piękna. Ziva chciałaby im jakoś
pomóc. Przecież już dwa razy Nathan ją uratował. Wiedziała, że uratował Ianto i
namówił do powrotu do Seleny i Jasminy. I przede wszystkim robił cholernie
ciężką i dobrą robotę dla Icarusa. Ziva zdawała sobie sprawę z tego, że
wszystkiego nie wiedzą, ale to czego się dowiedziała jej wystarczyło. Chciała
by jej i Tony’ego związek był tak silny. Ziva wiedziała, że dołączyli do tej
wielkiej rodziny i wiedziała doskonale, że będzie mogła zawsze, na tych jeszcze
do niedawna całkiem obcych ludzi, liczyć bardziej niż na swoją biologiczną
rodzinę.
Przecież byli normalnymi ludźmi, agentami
federalnymi ale wciąż ludźmi z krwi i kości, którzy mieli swoje uczucia.
Uczucia, które często musieli spychać na boczne tory ale jednak wciąż je mieli,
chociaż pewnie w wielu wypadkach woleli by ich jednak nie mieć. Mieli też swoje
sukcesy i porażki i potrzebowali silnego ramienia by wesprzeć się i iść dalej.
Gdyby Tony nie uparł się, że chce zemsty na Salimie pewnie by jej nie
uwolniono, bo przecież oni nawet nie wiedzieli, że wciąż żyje. Podobnie było
kiedy mściła się za ojca. Cały zespół był za nią i wraz z nią. I to właśnie
było najpiękniejsze w ich rodzinie i z tego właśnie powodu nie chciała
opuszczać zespołu, ale wiedziała, że nie ważne gdzie pójdzie i zostanie
przydzielona oni zawsze pozostaną jej rodziną. Ale jednocześnie bała się takiej
sytuacji, która właśnie spotykała Susan i Nathana. Ta bezradność, gdy drugie
cierpi i chce na własna rękę sobie poradzić. Ale może właśnie Susan zdawała
sobie sprawę z tego, że musi pozwolić mu załatwić swoje sprawy po swojemu. Osobie,
która była więziona i poddawana torturom potrzeba samodzielności i nauczenia się
ponownego proszenia o pomoc. Sama Ziva znała to doskonale z autopsji, bo sama
przez to przeszła. Tyle, ze ona miała blizny na duszy, a Nathan miał i na ciele
i na duszy. Został dotkliwiej skrzywdzony w trzy dni niż ona wciągu czterech miesięcy.
Ziva doskonale zdawała sobie z tego sprawę, bo widziała niejednokrotnie ofiary
Jugodina. Tym bardziej Nathan musi się zmotywować by nie dać tym draniom
satysfakcji, że go złamali. To było nie do przyjęcia.
- Tony –
poprosiła łagodnie Ziva po chwili ciszy. Tony skinął głową, odchrząknął by
przeczyścić głos i czytał dalej.
Dobrze, że śpisz, kochanie, bo łatwiej jest mi napisać teraz to wszystko,
niż powiedzieć. I dobrze, że śpisz bo gdybyś nie spała i dowiedziała się gdzie
zamierzam pojechać, to byś zrobiła użytek z tych kajdanek, które chłopaki
któregoś razu zostawili u nas.
Kiedy Tony to przeczytał wszyscy uśmiechnęli się
lekko, nawet Susan.
- Wariat –
westchnęła potrząsając głową. Jej wargi drżały w bladym uśmiechu.
- Dokończę –
powiedział Tony, przyglądając się uważnie Susan i Zivie, po czym wrócił do
czytania.
Muszę tam pojechać po tę część siebie, która się tam zapodziała. Wiem, to
czyste wariactwo, bo nigdy w pełni nie odzyskam siebie. Syriusz i Arthur nie
będą zadowoleni, bo nikogo nie uprzedziłem. Jadę sam… a przynajmniej pozwolą mi
myśleć, że jadę sam, bo przecież wiesz doskonale jak ten system działa. I chyba
to też właśnie mnie męczy. To ciągłe mówienie gdzie i kiedy idę. Tłumaczenie
się jak nadopiekuńczym rodzicom, z tą różnicą, że ja nigdy nie musiałem się
tłumaczyć ojcu. Nigdy nie musiałem prosić o pozwolenie aż do teraz. Wiem, że to
dla bezpieczeństwa ale czuję się jak więzień. Pomyślisz, że myślę tylko o
sobie. Myślę o naszej dwójce, o tym co mamy i czym dzielimy się z innymi. Dałaś
sobie świetnie radę tam, w tym przeklętym hangarze wraz Zivą. Jestem ogromnie
dumny z ciebie, kochanie. Ale jeśli jedno z nas usycha… To cały nasz związek może
się rozlecieć jak domek z kart, a tego nie chcę.
Będę powoli kończył, bo niedługo musze jechać na lotnisko.
KOCHAM CIĘ!
I wrócę. Zrobię wszystko by wrócić do ciebie.
Twój na zawsze Nathan.
Ziva spojrzała na list. Na początku pismo było
normalne i staranne, jakby ważył każde słowo. Pod koniec listu widać było, że
jest mu trudnie pisać, że emocje bardzo nim targały. Ziva wstała, podeszła do
Susan i ja przytuliła. Teraz rozumiała. Nathan musiał odnaleźć spokój duszy.
- Będzie
dobrze – zapewniła ją – Dałyśmy wczoraj radę to i przez to pomożemy wam przejść
– dodała stanowczo.
- Susan, czy
wiesz, gdzie Nathan pojechał? – zapytał nagle Tony, który odłożył list i wziął
do ręki zdjęcie.
- Zapewne do
Damaszku – odpowiedziała ocierając łzy – I jeśli mam zgadywać to zapewne
pojedzie najpierw do Jerozolimy – dodała.
- Chce
zmierzyć się ze starymi demonami – odgadła Ziva, wstając i biorąc album z
komody – Mogę? – zapytała. Susan tylko skinęła głową.
- I kto jest
z nim? – Tony zadał to pytanie, które i chodziło po głowie Zivie. Martwiła się,
że mężczyzna pojechał tam sam, a raczej z ludźmi, którzy byli jego cieniami, a
którzy mogli nic o nim nie wiedzieć. Nathan teraz potrzebował osoby z przeszłością,
która mogłaby go doskonale zrozumieć, i która jednocześnie znała go w pewnym
stopniu.
- Jake była
wam bliski? – zapytała Ziva, siadając z powrotem obok Tony’ego, z albumem w
ręce i otwierając go.
- Jake była
jak starszy brat dla Nathana. Znali się dziesieć lat – odparła Susan. Podeszła
do nich i usiadła na poręczy kanapy, ręką wskazała zdjęcia, które przedstawiało
Jake’a i Nathana z początków ich znajomości.
- Dyrektor
Whitening – Tony zauważył na kolejnym zdjęciu wicedyrektora z Nathanem, Jeake’em
i kilkoma innymi osobami.
- Nate jest
jedynakiem ale dla tych kolesi jest jak mały upierdliwy brat, dla którego
skoczą w ogień – wyznała Susan, lekko się uśmiechając.
- Obcy
ludzie staja się nam często bliżsi niż własna rodzina – przyznała Ziva i
ścisnęła Tony’ego za rękę.
- Dawałam ci
rady a teraz widzisz jak to wygląda… - zakpiła Susan – Ale od goryczy nie
uciekniemy w życiu.
- I bez łez
i bólu – dodał Tony.
-
Myśleliście nad tym czy chcecie ślubu? – zapytała nagle Susan.
- Najpierw
chyba zmierzymy się z byciem rodzicami – westchnęła Ziva, lekko się uśmiechając
i spoglądając na DiNozzo.
- Jeśli nie
umiecie rozmawiać to piszcie listy. Taki jak ten – poradziła Susan – A przede
wszystkim okazujcie sobie uczucia.
- Taki jest
plan – zapewnił Tony.
-
Zostaniecie na obiad? – zapytała Susan, a Ziva i Tony od razu się zgodzili.
Wiedzieli, że dziewczyna nie chce zostawać sama w pustym domu.
Nagle telefon Zivy zaczął dzwonić i kiedy spojrzała
na wyświetlacz od razu posłała spojrzenie Susan i Tony’emu, a następnie szybko
odebrała.
- Ianto? –
rzuciła do słuchawki, kiedy tylko szybko przełączyła na głośnomówiący.
- Zapewne
jesteś u Susan – odezwał sie szorstkim głosem. W tle było słychać ruch uliczny
i klaksony.
- Są u mnie
– odparła Susan – Jesteś na głośnomówiącym. Ianto…
- Whitening
podejrzewał taką sytuację i prosił bym się tym zajął. Mam go cały czas na oku –
zapewnił i jednocześnie wyjaśnił.
- Wie, że z
nim jesteś? – zapytała Ziva.
- Jak
najbardziej – powiedział sarkastycznie Ianto, a Ziva mogła sobie wyobrazić jak
na jego twarzy wykwita ten jego nikły diaboliczny uśmieszek – Powiedziałem, że
gówno mnie obchodzi jego zdanie, ale jest skazany na moje towarzystwo. Wie, że
lepiej mnie nie denerwować. A poza tym leci w moje rejony i będzie potrzebował
wsparcia osoby po przejściach. Kogoś kto będzie tunelem łączącym jego
przeszłość z teraźniejszością – wyjaśnił, a następnie dodał – Susan, przywiozę
ci go z powrotem, nie obiecuje w jakim stanie jeśli zacznie stawiać opór… -
Ziva czuła, że Ianto próbował rozładować atmosferę. Cieszyła się, że to właśnie
on był tam z Nathanem i widziała, że Susan jakby również odetchnęła z ulgą.
- Uważajcie
na siebie - poprosiła Susan.
- O nic się
nie martw, za kilka dni wrócimy – z tymi słowami Ianto rozłączył się.
- Jestem
głodny, a wy? – odezwał się nagle Tony.
- Ten to jak
zwykle głodny – westchnęła Ziva i rozłożyła bezradnie ręce.
- Tylko
jakim sposobem DoD i IA pozwoliły mu wyjechać, podczas gdy oni prowadzą
nagonkę? – zdziwił się nagle Tony, który podążał za kobietami do kuchni.
W drzwiach stanął wicedyrektor Whitening.
- Na to mogę
udzielić prostej odpowiedzi – oznajmił i przesunął się robiąc miejsce dla
nowych gości. Za jego plecami był dyrektor Vance, Gibbs, Abby, Tim, Charlisle,
Samantha i Ash – Przyprowadziłem nowych członków rodziny – oznajmił, podchodząc
i mocno przytulając Susan.
Prześliczna rodzina! Wiedziałam, że staną na wysokości zadania i nie zostawią ich samych. Przepięknie to opisałaś. Oni właśnie są taka ogromną, kochającą się rodziną, która nikogo nie zostawia w potrzebie, I przyjmuje pod swoje skrzydła co rusz nowych członków. Każdy z nich wiele przeszedł, więc muszą, po prostu muszą trzymać się razem. Mają siebie i dzięki temu są silniejsi niż ktokolwiek.
OdpowiedzUsuńAha. I pewnie, żebym chciała opis wyjazdu chłopaków :D W końcu drugiego takiego duetu nigdzie indziej nie ma :D
I oczywiście, czekam na Shardiffa i DV, bo zostawiłaś mnie w zawieszeniu :D Nieładnie :D
Normalnie nic innego bym nie robiła tylko czytała Twoje opowiadania *.* Strasznie mi się podoba ten rozdział <3
OdpowiedzUsuń