sobota, 10 sierpnia 2019

Skończyć swoje życie cz3


Rozdział 3





 - Tony... - Rety... wracamy do zabawy! Zaczynamy show z Ziv-ah! Ale muszę się przyznać, że mam lekki dreszczyk niepokoju. Co moja Mossadowska ninja mi powie? Niech mówi cokolwiek, ta ciemność i pustka przytłaczają mnie i coraz bardziej chcę stąd uciec.
 - Mój mały włochaty tyłeczku – zaczęła a ja miałem ochotę zawyć z upokorzenia. Tylko nie włochaty tyłeczku!
  - Daj spokój, Tony! Prześpisz całe swoje życie! Tęsknimy, wiesz o tym, prawda? Prawda. Tak samo dobrze wiesz, że skopię ci tyłek! Co ty sobie myślisz? Co?! Ja...To nie twoja wina... ale obudź się wreszcie.... Proszę, Tony, tylko proszę, wróć do nas. To nie to samo bez ciebie. McGee jest cichy i widziałam jak spogląda tym szczenięcym wzrokiem na twoje biurko. Siedzimy cały czas przy zimnych sprawach a wiesz jak ja nie lubię siedzieć za biurkiem
Z Ducky’m i Palmerem tylko tutaj się widujemy, kiedy zmieniamy się by posiedzieć przy tobie. Abby jest smutna i bardzo cicha a wiesz, że ona zawsze jest rozgadana. I Gibbs... Tony nigdy nie widziałam go w takim stanie. Najpierw jest wściekły i warczy na nas, a potem smutnieje i błądzi gdzieś myślami. On też wpatruje się dziwnie w twoje biurko. Ja... wiesz... nie jestem w tym ostatnio dobra ale tęsknię za tobą, za moim najlepszym przyjacielem. Na ciebie zawsze mogę liczyć, nie ważne co by się nie działo jesteś przy mnie. I za to jestem ogromnie wdzięczna, za to, że mnie wspierasz i za twoje często głupkowate teksty – śmiech Zivy był dla niego niczym melodia syren w ciemnych otchłaniach fal nicości. - Wiesz, że jesteś mi bardzo bliski, prawda? I przysięgam, nie myśl sobie, że tego nie zrobię! Ale jeśli szybko się nie obudzisz to przyjdę i nakopię ci do tyłka!


*****


Próbuję, naprawdę próbuję, ale cholernie trudno jest mi znaleźć wyjście z tej otchłani. Chcę się obudzić, ale nie mogę. Wiem, że jestem bardzo blisko. Już wydaje mi się, że zaraz się wydostanę, obudzę ale po chwili znów coś mnie ściąga. Tylko, co?
Strach...
Nie... to nie może być...
 - Tony -  ktoś wymawiał moje imię, które odbijało się w nicości echem. Znam ten głos.
Szefie?
Zacząłem biec w ciemności.
Szefie, pomóż mi, mów do mnie!
 - Śpiący królewiczu, co ty sobie myślisz? Uh?... Tony... Rany... To moja wina i przepraszam za to, Anthony – głos Gibbsa jest zmęczony i ciężki.
Nie, nie, nie! Szefie, to nie była twoja wina!
 - Musisz do nas wrócić, synu. Ja... ja...  - czuję, jak trudno mu jest.
 Jego głos trzęsie się z emocji i aż trudno mi uwierzyć, że to może być mój szef, który uznawany jest za największego drania w  agencji.                                     - Straciłem moje dziewczyny i nie mogę teraz stracić... syna... Zawsze będziesz moim dzieckiem. Odkąd ściągnąłem cię z Baltimore, wiedziałem, że nie będziesz tylko agentem. Zalazłeś mi porządnie za skórę. Nawet nie wiesz jak często byłem blisko tego by złoić ci tyłek, gdy zrobiłeś coś niebezpieczne lub głupiego. Ale musisz wiedzieć, że jesteś łatwy do kochania, lecz gorzej już z troszczeniem i opiekowaniem się tobą. Ducky ciągle mi powtarza, że jesteś w tym do mnie podobny. Jestem dumny z ciebie, osoby, którą się stałeś. Sprawiasz, że dzień staje się łatwiejszy do przyjęcia dzięki swoim głupkowatym żartom, a one nie tylko mnie pomagają...



** koniec flashback’u **



Spojrzałem na Gibbs, a potem wziąłem głęboki oddech. Musiałem mu powiedzieć coś, coś bardzo ważnego, ale nie wiedziałem jak zareaguje.
 - Szefie... - zacząłem niepewnie. Spojrzałem na nogi i poczułem jego wzrok na sobie. Czekał na mnie. Czekał, aż zbiorę się w sobie i to wykrztuszę.  - Szefie, kiedy byłem w śpiączce... kiedy rozmawiałeś ze mną ... Coś się stało... ja... Spotkałem kogoś...  - Spojrzałem na niego i zobaczyłem, jak zamknął oczy.
 - Więc... powiedz nam o tym - wyszeptał.
Skinąłem głową i zacząłem pisać.



** flashback **



Coś się stało. Widziałem białe światło a znając mnie, w mojej głowie zaczęły dzwonić słowa ze "Shrek’a" - "Nie umieraj, Shrek i jeśli zobaczysz jakiś tunel, nie idź do światła!"
Ale mnie coś w tym świetle przyciągało. A potem...
 - Musisz wrócić, Tony - usłyszałem i zobaczyłem małą, słodką dziewczynkę. Wiem, że widziałem ją gdzieś i wtedy mnie to uderzyło - to Kelly! Kelly Gibbs - córka Szefa!
 - Kelly...?
 - Tak, Tony. Tatuś cię kocha i musisz wrócić - powiedziała.
 - Kelly, ja... Nie wiem, czy jestem wystarczająco silny. – Proszę, przyznałem się. Podświadomie czułem, że coś jest nie tak z moim ciałem, ze mną. Inaczej cały mój zespół nie odważyłby się na tak czułe słowa.
 - Tatuś ci pomoże, tylko musisz mu pozwolić – zapewniała mnie - Wszystko będzie w porządku, Tony.
 - Dlaczego? - zapytałem. Dlaczego nie moja mama, Kate, Paula, mój najlepszy przyjaciel Jerry czy ktoś inny? Dlaczego akurat zobaczyłem Kelly?
 - Nie pytaj mnie -  odpowiedziała posyłając mi ten swój słodki i niewinny uśmiech.
 - Ale ja nie wiem jak wrócić? - powiedziałem jej. Ona tylko się uśmiechnęła.
 - Zadbaj o naszego Tatusia dla mnie - powiedziała i następną rzeczą jaką  wiedziałem był fakt iż otworzyłem oczy, a następnie smutne niebieskie oczy wpatrzone we mnie.
 - Szefie... - szepnąłem. Rety... to jest mój głos? Nieh... to kogoś, kto pali niezliczone ilości papierosów.
 - T-tony? -  cóż, zobaczyć szok, szczęście i miłości na twarzy Gibbs’a było naprawdę niesamowitym przeżyciem zaraz po obudzeniu się ze śpiączki. Człowiek od razu czuje się kochany.



** koniec flashback’u **



Przestałem pisać i spojrzałem niepewnie na Gibbs. I wow! Uśmiecha się a jedna łza właśnie spływała mu po policzku. Objął mnie ramieniem.
 - Dziękuję -  Nie trzeba więcej słów w naszej przyjaźni czy jak to nazwiesz relacji ojciec-syn. Skinąłem głową i posłałem mu uśmiech pełen ulgi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nowe opowiadanie

 A/N: Nie mam pojęcia czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale umieszczam post. Zaczęłam pisać nowe opowiadanie, a w zasadzie przerabiam stare. Umie...