A/N: W przerwie na reklamy :D Robaczkosy dostajecie coś na co wen miał wielka ochotę - jedyne i niepowtarzalne opowiadanie z Jasmine i bliźniakami. Mam nadzieje, że Wam się spodoba. One shot.
Miłego czytania.
**Chandni**
Dubaj
Stary hangar na obrzeżach Dubaju
był oświetlony tylko w jednym miejscu i tak odstawał drastycznie od reszty
miasta, że aż przerażało. Duży reflektor
stał w obskurnym miejscu na wprost dziury jaka była w podłodze dwa metry dalej.
W budynku było duszno i wilgotno a w powietrzu unosił się nieprzyjemny odór
potu, zwierzęcych odchodów i krwi. Na starych, skrzypiących krzesłach tuż przy
dziurze w podłodze, siedziała młoda, trzydziestoletnia kobieta i nieco od niej
starszy mężczyzna. Ich ręce były spięte opaskami za ich plecami a ich twarze
nosiły wyraźne ślady pobicia. Przed nimi
stało czterech rosłych facetów z miejscowej mafii. Ich szef, który jako jedyny
był ubrany w garnitur, był równocześnie poważnym politykiem, o którego czarnych
interesach wiedziano ale władze bały się zrobić cokolwiek. Ali Hadid opływał w
bogactwo, luksus, piękne kobiety, wpływowe znajomości. Miał co tylko chciał na
klaśnięcie dłoni. Posiadał prywatną kolekcję rzadkich dzieł sztuki, antyków oraz
artefaktów, o których istnieniu niektórzy naukowcy nawet nie wiedzieli. Cenne
cymelia a także białe kruki zajmowały większość regałów w jego prywatnym
gabinecie, który miał w wieżowcu należącym do emira Kahaba. Hadidowi było
jednak mało. Jak większości sytuowanych ludzi w tym kraju, zajmował się również
przestępczą działalnością i był na liście FBI i Interpolu od wielu lat.
– Federalne Biuro Śledcze w końcu się zainteresowało - prychnął z pogardą, kalecząc
angielski swoim okropnym akcentem.
- FBI już dawno miało cię na
celowniku – oznajmił ostro skrępowany mężczyzna.
- Nie wysilaj się, Travis –
prychnęła jego towarzyszka beznamiętnie patrząc na przeciwnika, jakby
rozważając coś. Jej czarne włosy były związane w koński ogon, który teraz był w
nieładzie i kilka kosmyków wyślizgnęło się spod gumki. Miała na sobie czarną
bokserkę damską, granatowe jeansy i czarne buty trekkingowe. Po jej śniadej
karnacji spływały kropelki potu.
- Mała ma rację, nigdy nic na mnie
nie będziecie mieli – Hadid prychnął z pogardą – Ale chętnie się dowiem co
wiecie.
- Jurinović co nieco nam powiedział
– oznajmił Josh, spoglądając na Hadida i oczekując jego reakcji.
- Jurinović nic nie wie. To płotka w
porównaniu z Jakimovićem i Danielovicem – zarechotał Hadid – Nawet jeśli coś
wiecie to i tak nic czego bym się bał.
- Bo wszystko jest w gabinecie
wieżowca należącym do Kahaba, prawda – stwierdziła kobieta.
- Bystrzacha – przyklasnął mężczyzna.
Na te słowa czekała tylko kobieta. Jak dobrze, że miała związane za plecami
ręce. Smukłymi palcami dosięgła tarczy zegarka z limitowanej edycji G-shock i
nacisnęła jeden przycisk, podczas gdy Hadid kontynuował – Ciekawe czy taka
bystra byłaś by dowiedzieć się, że twój tatuś jest płatnym zabójcą. Taki
szanowany agent federalny… - westchnął teatralnie i spojrzał na nią, a widząc
gniew i niedowierzanie w jej oczach, zaśmiał się – Nie wiedziałaś, biedniutka –
cmoknął, podszedł i pogłaskał ja po policzku – Skoro nic na mnie nie macie to
pozostawię was w rękach moich towarzyszy – z tymi słowami skierował się w
stronę wyjścia z hangaru.
- Jasmine, tak mi przykro… - zaczął
jej towarzysz i aż zdziwił się jej reakcją, bo nie takiej się spodziewał po
osobie, która właśnie dowiedziała się, że jej rodzic jest płatnym zabójcą.
Kobieta po prostu roześmiała się i spojrzała wyzywająco na zbliżającego się
napastnika, który dzierżył w dłoni wielki nóż. Zamachnęła się nogami, tak iż
jej krzesło stanęło tylko na tylnych nóżkach, po czym padła ciężko na nogi
prawą kopiąc napastnika w krocze. Poderwała się na nogi, obróciła i zdzieliła
klęczącego napastnika krzesłem, które mocno trzymała za swoimi plecami.
Obróciła krzesłem i Travis zaobserwował w zdziwieniu, że jego partnerka nie ma
opasek krępujących ręce – kiedy je rozcięła tego nie wiedział – ale teraz
kobieta z całej siły dzieliła kolejnego napastnika swoim krzesłem i doprawiła
silnym ciosem z ciężkiego buta, powalająca drugiego napastnika. Na trzecim
połamała całkiem krzesło, w drobny mak, ale i tak to jej nie przeszkadzało.
Wskoczyła rosłemu facetowi na barki i ścisnęła udami jego kark, po czym odgięła
się gwałtownie do tyłu i pociągnęła go za sobą. Stanęła na rękach i w porę
zrobiła gwiazdę bowiem masywny koleś runął na ziemię, po tym jak go przydusiła
i stracił równowagę. Jasmine chwyciła za nogę od rozbitego krzesła i zdzieliła
w twarz napastnika, który próbował się podnieść. Obróciła nóżkę w ręce i zaatakowała
mężczyznę, który podniósł się i wymierzył z broni w Travis’a, wybijając mu broń
z dłoni i wbijając mu w nią złamaną stronę drewnianej nogi.
- Że niby nie wiem czym mój tata się
zajmował, serio? – prychnęła z pogardą, ocierając kącik ust i podchodząc do
swojego partnera, który z przerażeniem na nią patrzył.
- Kim ty jesteś? – zapytał, kiedy
przecięła mu opaski i ruszyła w stronę wyjścia.
- Ich najgorszym koszmarem –
sarknęła – Chodź bo przegapimy imprezę – dodała uśmiechając się uroczo.
- Kto cię nauczył takiego tekstu? –
zdziwił się agent, krocząc wraz z nią w stronę SUV’a, którym zostali
przywiezieni przez swoich napastników.
- Mój tatuś – oznajmiła szczerze i z
czułością.
- Wiedziałaś? – zdziwił się jej
partner, zapinając pasy bezpieczeństwa. Już zdołał poznać jej styl szalonego
kierowcy i wolał nie zginać przez przypadek.
- Ściśle tajne przez poufne –
sarknęła, ruszając z piskiem opon, uśmiechając się przy tym zadziornie.
- Ostrzegano mnie przed tobą –
przytaknął Travis, który dłużej od kobiety pracował w specjalnej jednostce FBI
i musiał przyznać, że kobieta jak mało kto, robiła na wszystkich w zespole
wrażenie. A Jasmine, cóż… była po prostu córeczką swojego tatusia, agenta NCIS
Ianto Barrowmana.
- Mam nadzieję, że twoi znajomi… -
zaczął trzymając się kurczowo uchwytu bezpieczeństwa.
- Kuzyni – poprawiła go Jasmine,
przewracając oczyma. Nie musiała wdawać się w szczegóły typu, że bliźniacy nie
są jej kuzynami z krwi. Może kiedyś Josh się dowie, a może nie. Teraz liczyło
się zadanie do wykonania – I też mam nadzieję, że im się powiedzie. Agenci z
wydziału White Collar czekają w gotowości.
- Cudownie. Chcesz zadzwonić do
wicedyrektora Whiteninga? – zapytał rzucając jej przy tym wyzwanie. Mieli się
nie narażać i tylko zbadać teren. W planie nie było porwania i pobicia. Jasmine
ewidentnie nie wykonywała poleceń swoich przełożonych niejednokrotnie
prowokując i dążąc do akcji jakby była uzależniona od adrenaliny i działania.
Albo po prostu miała to we krwi. Mina kobiety powiedziała mu wszystko; uwielbia
wyzwania ale najwyraźniej kobieta nieco boi się ich dyrektora. Wyglądała teraz
jak dziewczynka, która niebawem zostanie skarcona przez surowego ojca. Jasmine
odchrząknęła, chwyciła za telefon i wybrała numer po czym włączyła
głośnomówiący.
- Jakimović i Danielović są brudni.
Jedziemy właśnie na spotkanie z bliźniakami Carter – przekazała pośpiesznie
jakby bojąc się dojść do słowa wicedyrektorowi.
- Wysyłam dwa zespoły interwencyjne
by zajęli się nimi. Porozmawiamy po waszym powrocie – odpowiedział jej
lodowatym, szorstkim głosem mężczyzna i ewidentnie było słychać jak jest zły na
swoich agentów za niesubordynację. Po tych słowach rozłączył się a Jasmine i
Travis jednocześnie głośno wypuścili powietrze, które wstrzymali na moment.
- Uff… mam nadzieję, że ochłonie do
naszego powrotu – rzucił Travis, zerkając do schowka w poszukiwaniu jakiejś
broni w razie gdyby im była potrzebna.
- Ochłonie ale i tak nam się oberwie
– oznajmiła uśmiechając się blado do partnera, po czym zgrzytnęła zębami; jej
oberwie się podwójnie jeśli nie potrójnie.
- Jesteśmy niestosownie ubrani jak
na gości wielkiego emira i jego przyjęcie – zakpił, zastanawiając się jak by
Jasmine wyglądała w sukni wieczorowej, przy okazji zmieniając nieco temat. Nie
ma co teraz się tym martwic, zwłaszcza że za dziesięć minut będą na miejscu.
- Cóż… my tylko jesteśmy od czarnej
roboty i powalająco wyglądam w sukni – oznajmiła posyłając mu zalotne
spojrzenie i gwałtownie biorąc ostry zakręt.
***
Wysoki blondyn ubrany w zieloną
koszulę lnianą i białe, również lniane, spodnie siedział przy stoliku niedaleko
basenu i na pewno nie podziwiał pięknych, skąpo ubranych kobiet pływających w
wodzie i chodzących dookoła basenu. Ciemne okulary przysłaniały jego jasno
błękitne oczy, złota obrączka błyszczała na palcu u lewej dłoni, a nieco wyżej,
na nadgarstku spoczywał zegarek z limitowanej serii G-shocka. Przed nim na
stoliku leżał najnowszej generacji laptop a w szklance wypełnionej do połowy lodem
było orzeźwiające Mojito. Mężczyzna nie miał nawet trzydziestki i wyglądał jak
syn amerykańskiego biznesmena, uwielbiającego dobre drinki i markowe gadżety. I
o to im chodziło. By wmieszać się w tłum i nie zwracać na siebie uwagi. Od
niechcenia spojrzał na zegarek a kiedy zobaczył mrugające czerwone światełko,
prawą dłonią dotknął ucha, gdzie miał włożoną mikrosłuchawkę bezprzewodową i
włączył przycisk nadawania.
- Czas na show, braciszku –
przekazał półszeptem. Usiadł wygodnie, upił łyk drinka i sięgnął po laptopa, by
po chwili jego palce tańczyły na klawiaturze z zawrotną szybkością wpisując
kody i komendy jemu tylko znane.
Tymczasem na sto dwudziestym
piętrze wieżowca jego brat ubrany w czarny smoking, rozglądał się po sali bankietowej,
pod ramie trzymając piękną kobietę. Po tym jak dostał od brata zielone światło,
wraz z towarzyszką zbliżył się do wybranego przez siebie obiektu, którym był
mężczyzna w średnim wieku, a który zajmował stanowisko Ministra Dziedzictwa i
Kultury Narodowej Dubaju.
- Następnym razem to Nicky zakłada
smoking – warknął do towarzyszki, dotykając dłonią muszki, która uwierała go w
kark.
- Przecież na co dzień chodzisz tak
ubrany – odszepnęła jego partnerka z nikłym uśmiechem na twarzy.
- Nie aż tak – westchnął i przybrał
najbardziej profesjonalny wyraz twarzy na jaki go było stać w tej chwili –
Panie Ministrze… - zaczął ale nie dane mu było skończyć.
- Gabriel Carter, miło mi w końcu
poznać. Wiele dobrego słyszałem na twój temat młodzieńcze – mężczyzna uścisnął
mu dłoń i mocno potrząsnął, uśmiechając się szeroko – To zaszczyt mieć na
przyjęciu syna doktora Nathana Cartera oraz wnuka profesora Richarda Cartera.
Ten młodzieniec – tu minister zwrócił się do pozostałych osób mu towarzyszących
– Odziedziczył jednak talent i urodę po matce – klepnął przyjacielsko Gabriela
w policzek – Wydział White Collar, bardzo dobry wybór mój drogi – przytaknął
mężczyzna i już otwierał usta by coś jeszcze dodać gdy włączył się alarm
zagłuszający wszystko.
- Co u licha się dzieje? – zapytał
Minister, pośpiesznie kroczącego emira Keheba, do którego podeszli ochroniarze.
- Ktoś włamał się do biura senatora
Hadida – przekazał półszeptem ochroniarz.
- FBI służy pomocą – zaoferował się
Gabriel i skinął na swoją partnerkę.
- Byłbym wdzięczny – zgodził się
niczego nie świadom emir i dał znać szefowi ochrony by zaprowadził dwoje
młodych agentów do gabinetu senatora.
***
Dwadzieścia minut później
Minister Dziedzictwa i Kultury Narodowej i emir Kehab dołączyli do agentów
federalnych, którzy weszli do biura senatora Hadida, a zaraz za nimi wszedł sam
senator Hadid.
- Co tu się dzieje? Jakim prawem?! –
denerwował się Hadid z przerażeniem obserwując jak agenci federalni zaczynają
przeszukiwać pomieszczenie.
- Te obrazy to falsyfikaty z lat pięćdziesiątych.
Bardzo dobre wykonanie, musze przyznać i gdyby nie jeden drobny szczegół, to
zapewniam, że żaden specjalista nie odgadł by iż to podróbka – Gabriel Carter
wskazał na obrazy, które zostały ściągnięte ze ściany – Tu natomiast mamy zbiór
białych kruków wartych co najmniej pół miliarda dolarów. Rzadkie cymelia,
rękopisy, faksymile pochodzące z czarnego rynku. Ten cenny rękopis przepadł w
1859 roku. W dwutysięcznym roku był ponoć w posiadaniu jednego rosyjskiego
mafiosa.
- Szefie, powinien pan zobaczyć to –
agentka, która partnerowała Gabrielowi, podała swojemu przełożonemu, który
wszedł tu wraz z pozostałymi agentami, pokaźny czarny notes.
- Nie macie prawa! – cały czerwony
ze złości Hadid rzucił się na agentów by tylko zostać obezwładnionym a jego
ręce zostały boleśnie skute kajdankami.
- Senatorze, jest pan aresztowany
pod zarzutem przestępczości gospodarczej, malwersacji finansowych, handlu
antykami pochodzącymi z czarnego rynku oraz kontakty ze światem przestępczym – agent
po pięćdziesiątce przedstawił zarzuty po czym odczytał jakie senatorowi
przysługują prawa.
- Mam immunitet – krzyknął Hadid na
co Minister podszedł do niego i warknął:
- Już ja się postaram byś go nie
miał.
Po tych słowach senator został wyprowadzony z pomieszczenia a agenci
zabezpieczali przedmioty jako dowody.
- Na nas już czas – Gabe pociągnął
partnerkę za rękę i oboje wyszli z gabinetu – Nicky zapewne już się niecierpliwi.
- Nie mogę pojąć jak Magda panuje
nad nim – zaśmiała się jego partnerka wchodząc za nim do szatni i szybko przebierając
wizytowy strój w jeansy i koszulkę.
- Dokładnie tak jak ty nade mną –
Gabe cmoknął kobietę w wargi i uśmiechnął się zadziornie.
***
Kiedy Jasmine wysiadła z samochodu Nick podszedł do niej ubrany w jeansy i
koszulkę w kolorze khaki.
- Taka impreza was ominęła – dłońmi zaznaczył
jak wielka impreza to była i wyszczerzył się w charakterystycznym uśmiechu –
Wyglądacie okropnie – skwitował i rzucił jej woreczek z lodem, który trzymał w
dłoni – Wujek nie będzie zadowolony.
Jasmine przewróciła tylko oczyma. Oczywiście, że jej tato nie będzie
zadowolony ale jakoś to przeżyje.
- Gdzie Gabe? Senator już odwieziony?
– dopytywała swojego kuzyna.
- Gabe i Alex już idą – Nick wskazał
na szybko zbliżającą się parę – A senator głośno beknie tak iż usłyszymy go w
Chile. A teraz zawijaj troki bo samolot nie będzie czekał – oznajmił nieco
bezczelnie, po czym skinął na partnera Jasmine, który tylko się wszystkiemu
przysłuchiwał, a następnie skierował się w stronę samochodu, którym agenci
przyjechali – Myślałem, że masz lepszy gust – sarknął, przez co tylko zarobił
silnego kuksańca w ramię.
- Zamknij się smarku i wsiadaj. Ja prowadzę
– odgryzła się Jasmine i poczekała na pozostałych, po czym zwróciła się do Travisa
– Podrzucić cię gdzieś?
- Nie, dzięki. Przypilnuję FBI – Travis
uśmiechnął się i pomachał. Wybrał bezpieczniejszą opcje bo przygód miał na dziś
wystarczająco dużo a domyślał się iż Jasmine i jej krewni szykują się na
kolejną szalona ekspedycję.
Chile – kilka godzin później
-
Taki widok nie powinien mnie dziwić i martwic ale nic na to nie poradzę –
Jasmine pozwalała by jej ojciec przemył jej zadrapania tak jak zawsze to robił
odkąd pamiętała. Nick kręcił się na krześle obrotowym i szczerzył w obłudnym
uśmiechu. Jasmine posłała mu mordercze spojrzenie. Miała dziką ochotę sprawić
by kuzyn wywrócił się na tym krześle. Tak jak to często robiła kiedy byli
dzieciakami i Nick za bardzo rozrabiał.
- Dzieci – Ianto Barrowman warknął
niebezpiecznie, hamując dziecinne zapędy Jasmine i Nick’a.
- Jesteśmy rodzicami i na to nic nie
poradzimy – Nathan Carter stał z założonymi ramionami na piersi i uśmiechał się
– Dziwisz się, że poszły w nasze ślady?
- Nie, ale dlaczego to takie
ciężkie? – odparł Ianto i spojrzał na Nico jakby mężczyzna miał gotową
odpowiedź na wszystko.
- Bo to nasze dzieci – Nico wzruszył
ramionami – I kiedy cierpią my też cierpimy.
- Oj tato… - jęknął Nick, który
przestał właśnie się kręcić.
- Pogadamy smarku, kiedy twoja córa
w końcu przyjdzie na świat – odgryzł się Carter Senior i klepnął syna w
policzek.
- Nie lubię cię – jęknął Nick mrużąc
oczy i dąsając się.
- Życie, młody, życie – jego ojciec
roześmiał się – A te miny na mnie nie działają. Sam je opatentowałem – dodał kierując
się w stronę wyjścia z tajnej siedziby Icarusa - A pamiętasz naszą konferencję
w El Dorado? – Nico zwrócił się do Shardiffa, który tylko się roześmiał,
krocząc wraz za nim. Jasmine i Nick poderwali się na równe nogi i przypadli do
swoich ojców.
- Co było w El Dorado? – dopytywali jednocześnie,
pełni podekscytowania. Zawsze lubili opowieści rodziców, które byłe pełne
przygód.
- Na bajki to już za duzi jesteście –
parsknął Shardiff.
- Oj, no, tatuś, nie bądź taki –
Jasmine posłała tacie spojrzenie kota ze Shrek’a, na co Nico odpowiedział:
- Dawno, dawno temu, w odległej
galaktyce…
Liberum veto! LIBERUM VETO!!!!!!!!! To nie może być one shot!!! Musi być coś dalej!!! Tak się nie robi... :( Pomysł ekstra, ale tak jesxcxe z 20 części.... Dobra, odpuszcze ... 10 :) Czekam niecierpliwie na notkę z nadzieją, że moje modlitwy o cedeka zostaną wysłuchane :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z NSO231200 to nie może być jednorazówka!!! To jest zdecydowanie zbyt dobre, ażeby było tylko one-shotem! To ma tak wielki potencjał, że można by napisać co najmniej te 10 rozdziałów, jak nie więcej :D
OdpowiedzUsuńJasmine wymiata, a bliźniaki to geniusze! I takie moje pytanie Travis to Travis, a Josh to Josh, czy jest to jedna osoba Josh Travis? Bo mi to spokoju nie daje. To jest dobrym wyjściem na dłuuuuugie opowiadanie; no w sensie jak sobie na początku dzieciaki radziły z takimi rodzicami, jak bliźniaki poznali swoje drugie połówki...
Chandni, jesteś wielka :D Genialnie Ci to wyszło. Bliźniaki równie bezczelne jak tatuś, a Jasmine równie niebezpieczna i zabójcza jak Shardiff :D Ale w końcu mieli najlepszych nauczycieli na świecie :D No i własnie - nie ma się co dziwić, że poszli w ślady rodziców, skoro oni sami tak często ładowali sie w kłopoty :D Boskie opowiadanie.
OdpowiedzUsuń