A/N: Udało się napisać 2 część przygód chłopaków. Zostawić ich samych tylko na chwilę :D Krainę lodu polecam - Olaf <3
Mam nadzieję, że się spodoba :)
Miłego czytania. Rozdział DV na dniach :)
** Chandni **
Waszyngton, DC – trzy dni
wcześniej
Spojrzał
na zegarek. Miał jeszcze chwilę nim jego gość przybędzie. Rozejrzał się po
dużym mieszkaniu a raczej apartamencie; dwa pokoje, salon, łazienka,
kuchnia-wszystko czego trzeba trzyosobowej rodzinie. Duże i przestronne w
dobrej lokalizacji Waszyngtonu pomiędzy tymi w których półtora roku temu każde
z nich z osobna mieszkało. Znaczy ich dwójka bo Jasmine jeszcze niespełna rok
temu była w brzuchu swojej mamy. A właśnie, Jasmine! Jego córka grzecznie
bawiła się zabawkami w kojcu. Opieka nad nią była dla niego jednocześnie
przyjemnością jak i sporym wyzwaniem. Dobrze, że w swojej pracy nauczył się
cierpliwości i opanowania. Czasami miał wrażenie, że jego córka celowo chce go
sprowokować i wyprowadzić z równowagi, przy okazji przyprawiając o zawał. A to
był dopiero początek; przecież jeszcze nawet roku nie ma skończonego, a co
dopiero gdy będzie nastolatką? Wolał, dla własnego bezpieczeństwa, nie myśleć o
tym.
Z
zamyślenia wyrwało go radosne gaworzenie a kiedy spojrzał w stronę kojca, mała
próbowała wspiąć się po drabince po zabawki, które wyrzuciła na zewnątrz, lecz
jedynie niezdarnie oklapywała na pupie. To jednak nie zniechęciło jej. Znów
zaczęła się wspinać .
-I, że niby co ja z tobą mam? Mała
Agu-agrr-babu - z tymi słowami podszedł i wyciągnął ją z kojca, gdy zadzwonił
dzwonek - Przydałby się słownik – westchnął - Zobaczymy jak wujek sobie poradzi - zaśmiał się pod nosem obłudnie. Niech się
wujaszek wprawia, prychnął w myślach i gdy tylko otworzył drzwi, przesłodko
i złowieszczo się uśmiechnął.
- Co zmalowaliście? - zapytał Nathan od
razu na widok jego miny, niepewnie wchodząc i patrząc podejrzliwie na Ianto a
potem na Jasmine.
- My? - zapytał niewinnie, po czym
uśmiechnął się podstępnie.
- Tia… - westchnął Nathan przewracając
tylko oczyma - Już ja cię znam.
- Widzę, że jeszcze w jednej całości
jesteś - zauważył Ianto, z nutą kpiny w głosie – Coś do picia?
- Sok – odparł jego gość uśmiechając się do
gaworzącej Jasmine – Dlaczego nie miałbym być… - zaczął lecz Ianto tylko
wymownie na niego spojrzał – No dobra – przyznał, drapiąc się po wciąż krótkich
włosach – Codziennie rano po wizycie w toalecie wyklina mnie.
- Standard, zobaczysz przy porodzie – zaczął Ianto
podając mu sok. Obaj mężczyźni udali się do salonu. Mała Jasmine usiadła na
kolanach taty, lecz szybko wyciągnęła rączki w stronę nowego przybysza – Po
drodze czeka cię wyklinanie narodu męskiego za opuchnięte nogi, duży brzuch, nabrzmiałe
piersi, bóle w plecach i rozpychanie się dziecka po jej wnętrznościach –
kontynuował słodkim tonem – Następnie, gdy dotrwacie w jednym kawałku do tego
jakże upragnionego dnia, to będzie cię mordować w myślach i wskrzeszać przez
cały poród, ale cię nie zabije bo przecież nie ma zamiaru męczyć się sama z
twoim dzieckiem. Zmiesza cie z błotem i powie, że następnym razem to wypchaj
się i sam rodź jak chcesz kolejne dziecko – zakończył z dziką satysfakcją
obserwując reakcję towarzysza.
- I mówisz mi to z uśmiechem kota Cheshire –
Nathan spojrzał na niego jak osoba czekająca na wyrok; przerażona i wciąż niedowierzająca
w to co się dzieje – Nie lubię cię – stwierdził, dąsając się. Mała Jasmine
właśnie dobierała się do jego dekoltu, naciągając jego koszulkę i z
zaciekawieniem przypatrując się i badając długą, wypukłą, różową bliznę.
- A lubiłeś? – prychnął Ianto nie przestając
się obłudnie uśmiechać.
- Jeszcze przed chwilką – przyznał Nathan, z
rozbawieniem obserwując poczynania małej, która go łaskotała.
- A co? Oczekiwałeś może wsparcia? – zakpił Barrowman,
upijając łyk, drugiej już kawy.
- Solidarność plemników i te sprawy… wiesz,
łudziłem się – odciął się Nathan, robiąc głupią minę i rozśmieszając Jasmine.
- Nie potrzebujesz tego, bo sobie poradzisz –
stwierdził pewnie Ianto – Jak po tamtym?
- O dziwo lepiej – przyznał Nathan, zerkając na
przyjaciela – Dopiero co odstawiłem leki, ale jest dobrze – uśmiech potwierdził
jego słowa – Wciąż nie dociera do mnie, że będziemy mieć dziecko. Będę tatą –
powiedział dumnie, spoglądając na Ianto. Barrowman uśmiechnął się. Nico, jak
mało kto, zasługuje właśnie na takie szczęście. Wiedział, ze poradzi sobie i
będzie świetnym ojcem, bo skoro on ze swoją przeszłością sobie radził to
dlaczego nie Nico. Widział zdecydowaną poprawę u Nico; ale to już wcześniej
zaobserwował – podczas wspólnych treningów.
Ianto wciąż nie mógł uwierzyć, że Nico świetnie daje sobie z nim radę
podczas sparingów. To zawzięty,
upierdliwy, niezmordowany szczeniak, pomyślał z rozbawieniem.
- Oj, tak – przytaknął Ianto obserwując jak
jego córka podskakuje na kolanach Cartera – To wspaniałe uczucie, takie całkiem
nietypowe dla mnie – wyznał.
- Serio? – zakpił Nico, posyłając mu szydercze
spojrzenie.
- Po utracie bliskich – zaczął ciężkim, głębokim
tonem głosu – Nawet nie przyszło mi przez myśl założenie własnej rodziny. To nie
wchodziło w grę przy moim byłym zawodzie.
- Nie dziwię się i zarazem rozumiem – odparł Nathan,
trzymając Jasmine pod pachami. Mała radośnie podskakiwała i gaworzyła – Słownik
by się przydał, co? – zaśmiał się.
- No panie mądraliński, znasz tyle języków, że
nie mów, że masz problem – sarknął Ianto, krzyżując silne ramiona na piersi.
- Ej, no wiesz… to wyższy poziom
wtajemniczenia – odparł niewinnie Nathan, po czym dodał – Po tamtym półmroku też
nie sądziłem, że założę rodzinę. Nie sądziłem, że będę normalnie funkcjonował –
rzucił cynicznie i pokręcił głową – Ale gdybym zrezygnował z moich marzeń i
planów to tylko bym pozwolił by moi oprawcy wygrali, a na to nie mogłem
pozwolić.
- Kto jak nie my, co? – zażartował Ianto.
- Ale przymulamy – odparł Nathan i poderwał
się z wygodnego fotela, na którym siedział. W radio zaczęła lecieć taneczna
muzyka, wiec zaczął wywijać z Jasmine, która zanosiła się śmiechem.
- Jak miło widzieć, że masz tyle niespożytej
energii – uśmiechnął się chytrze Ianto.
- Ustaw się w kolejce – odparł niewinnie Nico –
Jestem tak rozchwytywany, że… - wzruszył ramionami, po czym zrobił samolocik z
Jasmine.
- A właśnie, ta konferencja w… - zaczął temat
Ianto.
- El Dorado – rzucił Nathan.
- No właśnie – Ianto zmarszczył brwi i łypnął
podejrzliwie na Nico.
- Spokojnie, Złotego Miasta nie mam zamiaru
szukać – uspokoił go – To tylko sympozjum naukowe.
El Dorado, Wenezuela – kilka godzin
wcześniej
- Sympozjum naukowe – prychnął Ianto, gdy
zobaczył reakcję Nico na wieść, że mieszkańcy El Dorado są terroryzowani przez
Horatio Oreiro; wielką szychę, który dorobił się na nielegalnych interesach,
wyzyskiwaniu pracowników, praniu brudnych pieniędzy, handlu żywym towarem i
bronią – czego oczywiście policja nie mogła mu udowodnić, bo miał ich w garści.
Ponoć Oreiro prowadził, na swojej ogromnej posiadłości, niewielki burdel.
Nathan spojrzał na niego wymownie. To nie wróży niczego dobrego, westchnął
ciężko, dlaczego zgłosiłem się na
ochotnika jechać?, podrapał się po głowie, nie rozumiejąc. Chociaż
odpowiedź była prosta jak drut.
- Spróbuj mu powiedzieć ‘nie’ – westchnął załamując
ręce i człapiąc za Carterem, zdając sobie sprawę z tego, że zaraz wpakują się w
poważne kłopoty.
***
Nie
pomylił się, kłopoty pojawiły się i to błyskawicznie, gdy wprosili się do
rezydencji Oreiro. Facet, grubo po pięćdziesiątce tłuścioch z mania wielkości,
od razu nie spodobał się Ianto. Nico zamiast udać się do łazienki, o której
możliwość skorzystania poprosił, udał się na myszkowanie po rezydencji, co nie
spodobało się właścicielowi. Ianto nie stawiał oporu – taki był plan Nico;
jeśli to można było nazwać planem. Natomiast Nico odkrył w jaki sposób
dziewczyny były zmuszane do podłości i ponizania – były upajane gazem rozweselającym,
który wypaczał u nich lęk, strach i fakt iż były wykorzystywane. Wmawiano im,
gdy były pod wpływem, że same tego chcą. Zostali przeszukani, pozbawieni
wszystkich rzeczy osobistych, zaprowadzeni do niewielkiego baraku na krańcu
posiadłości, po drodze mijając wspominany burdel, przywiązani do krzeseł i
pozostawieni sam na sam.
Teraz
Shardiff siedział i męczył się ze sznurami, słuchając opowieści Nico. Po chwili
jednak dotarło, że Nico nie mówi ale…
- …mam tę moc, mam tę moc, wyjdę i zatrzasnę drzwi!
Mam tę moc, mam…
- Nico? Czy ty właśnie śpiewasz – zapytał w
momencie, gdy udało mu się rozerwać sznury. Obrócił się ostrożnie by zobaczyć w
jakim stanie jest jego towarzysz.
- Tak, a co? – zapytał niewinnie i z
rozmarzonym westchnieniem; najwyraźniej gaz rozweselający do końca nie przestał
działać. W chwili ciszy Shardiff dosłyszał strzały i krzyki. Upragniony dźwięk,
którego wyczekiwał niecierpliwe. Na terenie prywatnej posiadłości Oreiro siłą
był przetrzymywany doktor Nathan Carter, współpracownik FBI oraz agent NCIS,
Ianto Barrowman. Interpol nie miał problemu z wkroczeniem na teren celem
wyswobodzenia dwóch obywateli Stanów Zjednoczonych, a dodatkowo miał pretekst
do sprawdzenia całej posiadłości. Dowody teraz same się sypały jak asy z
rękawa. Plan był iście sprytny.
- Czy wiesz, że odsiecz przybyła? – zadał kolejne
pytanie, pomagając Nico rozwiązać ręce.
- Tak, a co? – odparł przesłodkim głosem.
- Nico, dobrze się czujesz? – zapytał z nutą
zatroskania i stanął na wprost rozbawionego Cartera. Nico właśnie cytował Olafa
z bajki Kraina Lodu, a wcześniej
śpiewał refren piosenki z tejże bajki.
- Tak, a co? – Nathan spojrzał na niego
niewinnie i delikatnie się uśmiechnął.
- To po co była ta akcja z nożem, skoro
odsiecz tak szybko przybyła? – zapytał spoglądając na niego podstępnie.
- Bo nie lubię mieć rąk skrępowanych sznurem? –
zapytał lekko piskliwym głosem i wzruszył ramionami. Na jego wargach zatańczył rozbrajający
uśmiech.
Jak oni się teraz wytłumaczą swoim
żonom i przełożonym?
Shardiff westchnął zrezygnowany i
przewrócił oczyma.
- Jesteś jeszcze gorszy niż DiAngelo –
stwierdził gorzko. W co on się właściwie wpakował zaprzyjaźniając się z
Carterem?
- Aha, ale za to mnie kochasz – odparł zarozumiale,
wyszczerzając się w szelmowskim uśmiechu.
O mamuniu! To było... było genialne :D
OdpowiedzUsuńNico śpiewający "Mam tę moc" wymiata, no i Olaf... Tak, a co! Nadal nie mogę przestać się śmiać :D... No tak to teraz biedna Suzan musi się przez 9 miesięcy męczyć podczas gdy jej mąż się "bawi" w El Dorado. Oj nie ładnie, nie ładnie Nico hihihi!
Oj Ianto... Dlaczego tak brzydko straszysz Nico?? A nie, przepraszam... Ty go tylko uświadamiasz :D Nie będzie lekko, oj nie. Coś o tym wiem ;) To świetnie, że Nico zostanie tatą, a co ma mieć lepiej niż Ianto :) Tylko te ich wyprawy... Zawsze wpakują się w kłopoty i zawsze, jakimś cudem, udaje im się wykaraskać :D A Nico pod wpływem gazu jest przesłodki :D Dokładnie, właśnie za to Ianto go kocha :D I niemożliwe, żeby był gorszy od DiAngelo! On jest jedyny w swoim rodzaju...
OdpowiedzUsuń