** chandni **
W
pomieszczeniu najpierw zapanowała przerażająca cisza a potem jak grom z jasnego
nieba, ataki jeden po drugim ze strony agentów NCIS na młodego oficera Mossadu.
Tylko sami zainteresowani – Hetty i Daniel – stali wpatrując się w siebie. Tarren
zamilkła oczekując tego co się wydarzy. Obserwowała uważnie swoją matkę i
Daniela. Hetty stała z posępnym wyrazem twarzy i niedowierzaniem. Najwyraźniej
CIA perfidnie wykorzystało i ją. Kiedy Tarren spojrzała na Wallancea, widziała
jak wszystkie emocje nim targają i jak w pewnej chwili dociera do niego prawda,
że nie tylko on został wykorzystany i oszukany. Mężczyzna niemalże wybiegł z pomieszczenia
na zewnątrz. Zatrzymał się dopiero na dworze, przed wejściem do tajnej
siedziby. Hetty, Tarren i G podążyli za nim ale tylko Hetty wyszła i stanęła
przy nim. Tarren i G zostali przy otwartych drzwiach, skąd również mogli
doskonale słyszeć ich rozmowę.
- Wykorzystali nas – powiedział drżącym,
zranionym i niepewnym głosem. Zupełnie nie brzmiał jak wcześniej. Z jego całej
osoby znikła nagle zimność, opanowanie, beztroska, nieczułość, pewność siebie,
zdecydowanie. Teraz był rozbity na milion drobnych kawałków. Tarren zawsze
starała się pomóc innym. Nienawidziła patrzeć jak ludzie cierpią. I teraz stała
zastanawiając się tylko w jaki sposób może mu pomóc.
- Zmusili mnie bym w samoobronie zabił
człowieka… - wyznał, roztrzęsionym głosem. Tarren zobaczyła jak spogląda na
swoje drżące dłonie. Nie rozumiała w czym problem, przecież był oficerem
Mossadu. Musiał już wcześniej zabijać, prawda?
- To był twój pierwszy raz, prawda – oznajmiła
nagle Hetty, zaskakując zarówno Tarren jak i G.
- Jestem analitykiem i hakerem – oznajmił gorzko
– Aman… Aman dbał bym… bym nigdy nie musiał być postawiony w takiej sytuacji.
Chciał by jakaś cząstka ludzkości jeszcze we mnie pozostała. Po tym jak mnie
pozbierał wtedy… - Tarren ze swojego miejsca przy drzwiach widziała ich
doskonale. Hetty stała przy siedzącym na ziemi Danielu. Kobieta położyła
ostrożnie dłoń na jego ramieniu, a Tarren dostrzegła spływające łzy po jego
policzkach.
- Co tam się stało, Danielu? – Tarren usłyszała
jak jej matka wypowiada te słowa pełne emocji i determinacji.
- Byłem w innej części budynku, gdy doszło do
bombardowania – zaczął opowiadać – Kiedy atak ustał, ruszyłem sprawdzić kto ocalał.
Musiałem wezwać pomoc… Pomieszczenie, w którym ja byłem z tym, w którym
znajdowali się pozostali łączył długi, wąski korytarz. Wszystko się waliło,
kable i druty wisiały… ale udało mi się tam dotrzeć. Od eksplozji dudniło mi w
głowie, nie słyszałem krzyków czy tego, że przyjechały samochody… Trzy osoby
znalazłem żywe, zatem zawróciłem. Nie zniszczone pomieszczenie zawierało
centralę. Miałem zamiar wezwać pomoc i wrócić do nich. Byłem prawie przy
korytarzu, gdy zauważyłem światła od broni snajperskich i karabinów. Ktoś przyszedł
dokończyć robotę… Zabili pierwszą z tych trzech żyjących osób… Strzelali do
każdego napotkanego ciała, pewnie by być pewnym, że ta osoba nie żyje. W
ostatniej chwili wbiegłem do korytarzu, słysząc i omijając kule. Ale nie wiem
czy to był dobry pomysł, bo chwilę później wszystko się zawaliło na mnie… -
Tarren, chociaż była na to przygotowana, cicho jęknęła i zasłoniła sobie dłonią
usta. Daniel miał wtedy zaledwie osiemnaście lat i był młodym, przerażonym
chłopakiem pozostawionym tam na pewną śmierć.
- Kiedy świadomość do mnie ponownie wróciła…
wszędzie było ciemno i cicho. W powietrzu unosił się kurz, tynk, odór krwi i
śmierci. Coś leżało na mnie… coś ciężkiego… Nie wiem czy cześć sufitu, czy ściany…
Próbowałem się poruszyć i zobaczyć w jakim jestem stanie. Wiesz… szok i te
sprawy… od razu nie wiedziałem… Wtedy poczułem cholerny ból przy żebrach. Cały
brzuch mnie bolał. Zastanawiałem się kto charczy, bo docierało do mnie w
strzępach czyjeś charczenie, jak u umierającego starego człowieka, który albo
był zagorzałym palaczem i umierał na raka płuc, albo nabawił się dżumy płucnej.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to ja wydaje te dziwne, przerażające odgłosy.
W ustach miałem ten metaliczny smak krwi połączony z pyłem. Nie widziałem niczego
i nie mogłem się poruszyć. Najgorsze… nie mogłem zawołać pomocy i kiedy dotarło
do mnie, że umrę tam pogrzebany pod gruzami, długą, bolesną śmiercią… Zacząłem
panikować, co nie było dobrym rozwiązaniem... Miałem wrażenie, że ściany zacieśniają
się wokół mnie, jakby chcąc zmiażdżyć. Chciałem umrzeć, ale śmierć nie chciała
być dla mnie aż tak łaskawa… Nie mam pojęcia jak długo tam leżałem. Rozmyślając
o całym moim życiu, o planach jakie miałem. O tym jak się zawiodłem na tobie,
na przybranych rodzicach… na wymiarze sprawiedliwości… Przemykały mi przed
oczyma martwe twarze osób, z którymi zaledwie chwilę wcześniej rozmawiałem. Nie
byłem na to przygotowany, Hetty… - Tarren zobaczyła jak oboje z Hetty ukradkiem
ocierają łzy z policzków. Pierwszy raz w życiu widziała jak jej matka jawnie
przy kimś płacze.
- Nie mam… nie mam pojęcia skąd Aman tam się wziął…
jak mnie znalazł? Po prostu, chyba kiedy straciłem kolejny raz przytomność,
pojawił się z ekipą ratunkową. Najgorsze było oczekiwanie. Nie mogli od razu
wszystkiego ze mnie ściągnąć. Musieli rozcinać gruzy. Najgorsze… najgorsze było…
było gdy musieli podnieść tę cześć z prętem wbitym w moje ciało. Nie mogli go
od razu wyciągnąć, bo bym się wykrwawił, zatem musieli trochę podnieść by uciąć
pręt. Ten ból Hetty… - przy tych słowach zamilkł. Tarren zaciskała mocno wargi.
Po policzkach płynęły jej łzy, a za dłoń ściskał ją G. Był jej wsparciem, którego
teraz potrzebowała. Nie potrafiła sobie wyobrazić przez co przeszedł Daniel. To
co opisywał, przerażało ją.
- Chciałem umrzeć, ale Aman mi nie pozwalał –
kontynuował Wallance – Trzymał mnie za rękę… I był, kiedy go potrzebowałem –
szepnął lekko się uśmiechając – Wybrałaś najgorszego z możliwych do tego
zadania, Hetty – zakpił.
- Wiedziałem, że sobie poradzi – zapewniła go.
- Sam był o włos od uduszenia mnie poduszką –
przyznał – Musiał męczyć się z dzieciakiem ze zdiagnozowanym PTSD, atakami
paniki i klaustrofobią, który na początku wymagał całodobowej opieki z powodu niestabilności
psychicznej, a przede wszystkim z powodu niedomagań organizmu – wymienił – Nie mam
najmniejszego pojęcia jak udało mu się postawić mnie na nogi – wyznał szczerze
i sama Tarren również się dziwiła.
- Bo obaj jesteście silni i uparci – przyznała
Hetty – próbowałem się dowiedzieć, ale Aman odmówił kontaktów. Najwyraźniej
wściekł się porządnie – dodała – CIA popełnia ciągle błędy i myślą, że są
nietykalni. Bo w pewnej mierze są. I nie wszyscy tam są źli, chcę byś to
wiedział. Ten projekt miał działać na zasadzie szkoleń. To miało się odbywać
jednak za waszą zgodą. Nie chciałam byś skończył jak twoi biologiczni rodzice,
lub tak jak to się skończyło. Chciałam byś wyszkolił się na dobrego człowieka i
agenta. Zamierzałam się bardziej tobą zająć, ale zostało mi to uniemożliwione.
Przepraszam cię, za to, co cię spotkało. Gdybym mogła…
- Nie, Hetty – przerwał jej nagle – Tak musiało
być i pogodziłem się już z tym. Teraz lepiej obmyślmy jak powstrzymać tych
szaleńców.
- Tu się z tobą zgodzę – uśmiechnęła się lekko
i łagodnie Hetty – Sądzę, że z panem Beal i panną Jones uda wam się coś znaleźć
w sieci. Natomiast moi agenci operacyjni są gotowi ruszyć w teren. I nie, nie
pójdziesz z nimi – oznajmiła stanowczo, podając mu rękę i pomagając wstać z
ziemi.
***
Nie zajęło
im długo dotarcie do prowodyra całej sytuacji. CIA jak zwykle próbowało
wszystko zamieść pod dywan i nie chciało się początkowo przyznać, lecz po
ostrych perswazjach ze strony Sekretarza Stanu i Dyrektor Mossadu, ulegli i
zajęli się uporządkowaniem burdelu, jaki powstał. Oczywiście agenci NCIS i
Daniel nie wierzyli by agenci CIA ponieśli kary konsekwentne do swoich czynów,
ale na to niestety nic już nie mogli poradzić.
- Co teraz masz zamiar zrobić? – zapytała Tarren,
gdy na chwilę zostali sami. Daniel spojrzał na nią. Wydawał się być jakiś inny,
jakby ciężar został mu z barków zdjęty.
- Wrócę do Mossadu, tam jest mój dom –
oznajmił spokojnie i z uśmiechem.
- Wpadniesz czasem?
- Do Los Angeles, bardzo chętnie – uśmiechnął się.
Tarren cieszyła się, że odnalazł spokój i dogadał się z Hetty. Wiedziała, że w
pewien sposób zyskała młodszego brata.
- Masz tam kogoś? Wiesz, nie mówię o Amanie –
uśmiechnęła się znacząco.
- Możliwe, ale zawsze bałem się jej powiedzieć
o tym, co do niej czuję. Nie chciałem wciągać jej do burdelu, jaki panował w
moim życiu – wyznał szczerze. Zdecydowanie wolała go właśnie takim,
sympatycznym młodym facetem jakim niewątpliwie był. Teraz mógł spokojnie
planować nowy etap w życiu.
- A ty? Wiem, że z G to tylko koleżeństwo, ale
chyba jest ktoś inny w twoim życiu? – zapytał, ostrożnie pąkując swoje rzeczy,
które zostały przywiezione z jego pokoju hotelowego do siedziby OSP.
- Chyba też jestem gotowa mu powiedzieć, co
czuje – odparła uśmiechając się.
- Gotowy? – zapytał G, przerywając im rozmowę.
- Jasne – odparł Daniel, po czym dodał – Uważaj
na nią
- Jak najbardziej – skinął głową G.
- Hej! – oburzyła się lekko Tarren.
- Co ‘hej’? Nie będę znów ratował twojego
tyłka, gdzieś na Dalekim Wschodzie – zaznaczył stanowczo Daniel.
- Dla nas to Daleki Wschód, dla ciebie to
będzie rzut beretem – Tarren wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu – Pamiętaj, że
zawsze możesz liczyć na naszą pomoc – przypomniała mu.
- I zawsze jesteś mile widziany w moim domu –
Hetty wybrała ten moment by się dołączyć do nich.
- Dzięki – odparł lekko speszony. Tarren
odgadła, że nie był przyzwyczajony by aż tyle osób się o niego troszczyło. Nauczy się, pomyślała. Taki miała plan.
- Hetty… -
Wallance zwrócił się do kobiety, ale nie wiedział, co powiedzieć. Zbyt wiele się
wydarzyło złego i dobrego by to wszystko ująć w słowa. Ale teraz wychodzili na
prostą. Przede wszystkim wyjaśnili sobie wszystko. Oboje byli ofiarami
manipulacji CIA, ale wyszli z tego zwycięsko.
Lange dała
palcem znak by Wallance przybliżył się i nachylił i nim się zorientował, Hetty
nie bacząc na obserwujących ich agentów, przytuliła go.
- Dzwoń, gdybyś czegokolwiek potrzebował –
szepnęła mu do ucha.
- Przecież mam dług u ciebie do odebrania –
uśmiechnął się zadziornie – Miło było poznać – zwrócił się do reszty. Założył plecak
na ramię i ruszył w stronę wyjścia odprowadzany przez G, Hetty i Tarren. G
miało odwieźć go na lotnisko, zatem na chwilę jeszcze zatrzymali się przy
samochodzie. Nie zauważali osoby wchodzącej przez bramę. Dopiero po chwili
usłyszeli czyjś głos.
- Hetty Lange! – Tarren, G i Daniel
równocześnie się odwrócili. To stało się w przeciągu sekundy. Adam Hunt strzelił
w stronę Hetty, zanim agenci zdołali zareagować i oddać strzały w jego
kierunku, zabijając na miejscu. Oboje podbiegli do mężczyzny sprawdzić puls i
przeszukać kieszenie, gdy nagle dotarł do nich zdenerwowany i przerażony głos
Hetty.
- Tarren, dzwoń po pogotowie!
Dopiero po
chwili oboje z G zorientowali się w sytuacji. Kiedy oni wyciągnęli broń by
zlikwidować intruza i napastnika, Daniel zasłonił Hetty własnym ciałem.
Wallance leżał na ziemi w rosnącej kałuży krwi. Jego głowa spoczywała na
kolanach Hetty.
- Musiałeś grać bohatera?! – objechała go
Tarren, podczas gdy Callen wzywał pomoc.
- Lubisz… boh-haterów – zakpił. Kiedy Tarren
spojrzała na niego, nie wyglądał zbyt dobrze. Dwie kule trafiły w brzuch i jedna
w bark. Ale G oberwał gorzej, pocieszała
się Tarren w myślach, Skoro G wyszedł z
czegoś tak okropnego, to i Daniel da radę. Dopiero po chwili dotarło do
niej, gdzie trafiła jedna z kul – nieszczęsne płuco, które już raz zawiodło.
- Pomoc jest w drodze – oznajmił G i podszedł
by pomóc tamować krwawienie.
- Aman się wkurzy – syknął Daniel.
- Więc lepiej nie dawaj mu powodów do
wkurzenia – Tarren próbowała żartować i nie panikować, lecz sytuacja nie
wyglądała zbyt dobrze. Daniel tracił zbyt dużo i zbyt szybko krew. Nagle
zakrztusił się krwią, chwycił Hetty za rękę. Z jego niebieskich oczu płynęły
łzy.
- Nie zapomnij… - zaczął i ponownie zakrztusił
się. Krew spłynęła mu po policzku.
- Nie zapomnę – obiecała Hetty, powstrzymując
się przed płaczem.
Tarren usłyszała
syrenę karetki, spojrzała w nadziei w stronę drzwi i odetchnęła z ulgą, gdy
zobaczyła sanitariuszy.
- Już są – oznajmiła, odwracając się z lekkim
uśmiechem ulgi, lecz spełzł on jej z twarzy, gdy zobaczyła puste, martwa oczy Daniela.
Hetty roztrzęsioną ręką, zamknęła mu je.
Tarren
wydała stłumiony jęk. Poczuła jak G odciąga ją od ciała Wallance’a. Z
przerażeniem i niedowierzaniem patrzyła jeszcze przez chwilę jak lekarze i
sanitariusze bezskutecznie walczą o przywrócenie czynności życiowych, by po dziesięciu
minutach stwierdzić zgon.
To wszystko
nie mieściło się w jej głowie. Adam Hunt przyszedł zabić Hetty a w rezultacie
zabił własnego syna. A może to była misja samobójcza? Pewnie niebawem się tego
dowiedzą, ale w chwili obecnej nie obchodziło jej to. Straciła nowo poznanego
brata i ta strata bolała ją. To było niesprawiedliwe. Daniel miał zacząć na
nowo żyć.
***
Kiedy wyładowali
wojskowym transporterowcem na lotnisku w Tel Aviv, wciąż nie mogła uwierzyć w
niedawne wydarzenia. Teraz w trumnie obleczonej flagą Izraela leżał Daniel
Wallace, który najpierw uratował jej życie a następnie – poświęcając własne –
uratowała jej matkę. Przyjechali całą grypą by oddać honor zmarłemu. Jak się okazało
później, nie tylko jemu. W tym samym dniu były odprawiane uroczystości pogrzebowe
wieloletniego przyjaciela i mentora Daniela, Amana Cohena, który zginął podczas
ostatniej misji ratowania zakładników. Ich śmierć dzieliła zaledwie dobę, ale
Tarren czuła ulgę. Zdawała sobie sprawę jak bliscy ci dwaj mężczyźni mogli się
sobie nawzajem stać. A teraz nie musieli cierpieć z powodu śmierci tego
drugiego, bo obaj, jak wierzyła Tarren, byli po drugiej stronie.
Wiedziała
jednak, że nigdy nie zapomni Daniela. Jego zdjęcie włożyła do portfela, zaraz
przy starym zdjęciu Hetty. Na szyi natomiast miała łańcuszek srebrny z gwiazdą
Dawida. Łańcuszek, który nosił Daniel, a jakimś sposobem znalazł się w jej
ręce, gdy Callen odciągnął ją wtedy od martwego ciała Daniela.
A kiedy
wróci do Stanów, nie będzie się dłużej ociągać i powie Martinowi, co czuje do
niego.
KONIEC.
No wiesz co! Zabiłaś takiego fajnego gościa... Nie dość, że bystry, inteligentny, to przy bliższym poznaniu całkiem sympatyczny. Ale dobrze, że wszystko sobie wyjaśnił z Hetty. Smutne zakończenie, ale kiedy ginie ktoś z rodziny, to od razu pozostali dostają kopa, żeby pozałatwiać wszystkie zaległe sprawy. Coś jest w tym, że uświadamiamy sobie, że możemy nie zdążyć... Czekam na Twój kolejny projekt :D No i na pozostałe blogi, może w końcu Wen się zlituje :D
OdpowiedzUsuńJesteś mi winna paczkę chusteczek!!! Rozkleiłam się na maxa :(
OdpowiedzUsuńTaki fajny gość i z tego co wywnioskowałam Amaan też był porządku... eh tym razem to nie Mossad namieszał, a i tak stracili dwóch świetnych oficerów... gezz miałam zamiar coś skrobnąć po przeczytaniu tego rozdziału, ale obawiam się, że mnie za bardzo rozkleiłaś i nie dam rady napisać nic optymistycznego... Dzięki noooo
Ale poważnie rewelka opowiadanie, niestety bez happy endu