poniedziałek, 25 marca 2013

Shardiff&Nico - part 4

A/N: Długo to zajęło, ale... weny gdzieś sie podziały a potem wkręciły się w serial i no wiecie... Mam nadzieję, że się spodoba. Jak sie wezmę i kopnę to niebawem ruszę DV i Shardiffa :D Alexandretto - są dla Nico rzeczy niemożliwe... 
Miłego.

** Chandni **


 Ziva David siedziała za swoim biurkiem w przestrzeni biurowej, która zajmował ich zespół. Przed nią stał kubek z gorącą herbatą a w dłoni niepewnie trzymała kopertę, którą ktoś dziś rano dostarczył na jej biurko. Włączyła lampkę, która stała na biurku i pod światło próbowała zobaczyć, co może zawierać niepodpisana koperta. Wiedziała, że musiała zostać zaakceptowana przez ich ochronę, bo inaczej by nie przeszła. Chyba, że to ktoś inny jej osobiście dostarczył.
- Otwórz - usłyszała za sobą głos Carlisle Cartera - Ianto prosił... prosił bym ci to dał, gdyby coś mu się stało - powiedział szorstkim, zimnym tonem, który jednak zdradzał w pewien sposób emocje. Po tych słowach Carter oddalił się w stronę windy.

Ianto, czyli Shardiff...
Mężczyzna, który kolejny raz uratował jej życie, a teraz na dodatek i jej nienarodzonego dziecka. A jednocześnie mężczyzna, który przyprawiał ją o złowrogie dreszcze. Jednak jak zdołała zauważyć gdzieś zgubił tę zimność w oczach i morderczy głód adrenaliny. Dlatego  drżącymi dłońmi ostrożnie otworzyła kopertę, z której wypadły na jej blat dwa zdjęcia. Kiedy spojrzała na pierwsze, wstrzymała oddech. Czuła, że zbiera ją na wymioty. Chwyciła za kubek i wmusiła w siebie łyk herbaty. Wiedziała, że cała sie trzęsie i pewnie jest blada, ale w tej chwili to jej nie obchodziło. Nie mogła zrozumieć dlaczego to wspomnienie wciąż tak na nią wpływa? Może dlatego, że te dzieci miały zaledwie osiem lat?

Eli David, jej ojciec, wysłał ją wraz z jednostką Kidon na specjalną misję w południowej części Iranu. Zadanie jak zadanie, ale ją przerażało, że był z nimi Shardiff. Pamiętała doskonale ich sparing na sali gimnastycznej w siedzibie Mossadu i wcale nie uśmiechało się jej wtedy by  współpracować z nim w jakikolwiek sposób przy tej misji. Miała złe przeczucia i dobrze...
Pamięta, że weszli do jednego z domów, gdzie była kobieta z dziećmi. Rodzina mężczyzny, którego poszukiwali. Kobieta pogardzała nimi i nie chciała współpracować. Ziva widziała jak kurczowo trzyma syna, a córkę pozostawiła bez ochrony. Córki wiązały sie z problemem. To synowie byli najważniejsi i to właśnie wykorzystał Shardiff. Kazał Zivie wziąć dziewczynkę i przyłożyć jej broń do skroni. Kiedy z niesmakiem to uczyniła, matka nawet nie drgnęła. Wtedy Shardiff wyszarpał jej siłą syna. Kobieta zareagowała, błagając by nie robił mu krzywdy. Lecz nawet kiedy pytali o jej męża, milczała. Wtedy Shardiff zrobił cos, czego się nie spodziewała. Wziął oboje dzieci i zaczął je dotykać, tak jak nie powinien, mówiąc zimnym, podłym głosem jak znieważy ich honor i czystość dziecięca. Kobieta była bliska szału, ale nie ustępowała. Zapierała się, ze nie wie gdzie jest jej mąż i jego ludzie i że nie zna ich zamiarów. Shardiff zabrał oboje dzieci do niewielkiego pomieszczenia obok przykazując by Ziva nikogo nie wpuszczała. Po chwili z pokoju dochodziły do nich odgłosy smaganego skórzanego pasa, krzyki i płacz dzieci a potem jeszcze inne odgłosy.
Pamięta, że przebiegło jej przez myśli ‘on je gwałci!’. Chciała tam wejść i go powstrzymać, lecz stała tak jak ją uczono twardo i hardo, celując do płaczącej kobiety z broni.
Pamięta, ze to co stało się potem nastąpiło błyskawicznie. chłopiec z krzykiem wybiegł z pomieszczenia, a Shardiff wyłonił sie zza drzwi momentalnie i strzelił mu prosto w plecy. Następnie podszedł, chwycił go za rękę i jak kukłę broczącą swoją krwią ślad na posadzce, zaciągnął małego z powrotem do pomieszczenia. Ziva widziała jak rozlewa benzynę z karnistra, który musiał znaleźć, po czym wszystko podpala. Pamięta, że wyszarpnął ją za drzwi budynku, a niemalże oszalałą z rozpaczy kobietę pozostawiając przy życiu. Na jego dłoniach była krew i na jasnych bojówkach w kroku. Patrzyła na niego wtedy z obrzydzeniem, kiedy przycisnął ją do muru. W jego oczach widziała obłęd. Szyderczy uśmiech wypełzł mu na ustach, a po chwili brutalnie ją pocałował i ugryzł w wargę. Śmiejąc się ruszył do wozu, gdzie czekała na nich reszta Kidonu.


Dlaczego przysłał jej zdjęcie tych dzieci? Nie rozumiała. Dopiero po chwili zauważyła drugą fotografię i jęknęła. Na drugiej fotografii były te same dzieci tylko, że już w nastoletnim wieku. Odwróciła zdjęcie i spojrzała na napis.
“Nie jestem potworem. Oboje mają teraz lepsze życie”.
Dzieci, a raczej dziewiętnastolatkowie, na drugim zdjęciu były promiennie uśmiechnięte. Radosne. Dotarło do niej, że Shardiff nie skrzywdził wtedy tych dzieci. To wszystko było udawane, aranżowane i jakimś sposobem udało mu się wywieźć te dzieci z kraju. Ale jak u licha to uczynił? Czy miał to zaplanowane z góry? Przecież widział jak zabija tego chłopca? Chyba, że... Wielokrotnie już to robili i w Mossadzie i w NCIS - udawali postrzał.
Uśmiechnęła się do siebie i odetchnęła z ulgą. Shardiff jednak nie był aż takim potworem jakim siebie malował. Miał swój własny kodeks i najwyraźniej nie zabijał dzieci. Ale dlaczego teraz Carter dał jej to? Mijał właśnie czwarty dzień od śmierci Ianto. Przedwczoraj był pogrzeb... Może nie potrafił? Miał dużo na głowie. Ktoś zabił agenta NCIS i z tego co sie dowiedzieli to miało zginąć więcej agentów. Ona i Ianto mieli być pierwsi. Dyrektor jakoś powstrzymywał ich przed poszukiwaniem zamachowców tłumacząc, że sprawę przejęło FBI. Coś nie pasowało Zivie. Wiedziała, że Gibbsowi i Carterowi również, ale najwyraźniej nie mogli nic zrobić. W tym samym momencie drzwi windy otworzyły się i Gibbs wraz z Carterem wypadli z niej jakby poparzeni wrzątkiem i szybkim krokiem ruszyli w stronę schodów do dyrekcji.
- Macie się tu wszyscy zebrać, ASAP! - krzyknął do niej zdenerwowany Gibbs, wbiegając wraz z Carterem po schodach. Nie rozumiejąc Ziva wykonała jednak polecenie i wezwała wszystkich członków ich obu zespołów. Miała nadzieję, że dowiedzą się co jest grane i jak i czy w ogóle została rozwiązana sprawa zamachowców.

***

Gdyby mógł tylko zrobić zdjęcie… Miny obu agentów, gdy go zobaczyli były bezcenne. Po otrzęsieniu się z pierwszego szoku, Carlisle podszedł do niego, zdzielił w twarz a następnie chwycił w objęcia. Mężczyzna nawet nie zdawał sobie sprawy, jak Shardiff za nimi tęskni. Jak tęskni za byciem częścią większej rodziny.
 - Teraz rozumiecie dlaczego nie prowadziliście tej sprawy – powiedział dyrektor spoglądając na swoich agentów, po tym jak wprowadził ich w sprawę. W pomieszczeniu był jeszcze SecNav i Wicedyrektor FBI Syriusz Whitening.
 - Idźcie przekazać dobre wieści waszym ludziom a my tu dokończymy pewne sprawy – rozkazał SecNav.
Kiedy wyszli, poprosił Cartera by od razu nie mówił im o nim. By najpierw wprowadził w sprawę. Carter i Gibbs przytaknęli i poszli szybciej. Ianto spojrzał na osobę stojącą przed gabinetem dyrektora i rozmawiającą przez telefon.

** flashback **

 - Dlaczego aż tak bardzo zależy ci na tym bym wrócił do mojej rodziny? – kontynuował rozmowę, gdy wsiedli do samochodu.
 - Psychologicznie powiedzą ci, że mam deficyt ‘rodziny’ – odparł Nathan, całkiem skoncentrowany na jeździe – Obu nas życie tak skopało, że nie powinniśmy ponownie przystosować się do środowiska. Powinni nas zamknąć w wariatkowie – stwierdził z nutą goryczy – Ale właśnie rodzina to jest to co nas umacnia. Jeśli sądzisz, że nie boje się jej utracić, to się cholernie mylisz – uprzedził jego słowa – Trzy lata temu straciłem przyjaciela, omal nie straciłem Susan… Cały czas boję się kiedy chłopaki idą na akcję, ale… wiara mi pomaga zaakceptować ten fakt… Przyswoić śmierć bliskich i cierpienie. Ale wiem, że nie jestem sam. Że muszę walczyć dalej i wyzbyć się destruktywnego strachu, bo to jest nieuniknione. Nauczyłem się żyć i cieszyć chwilą obecną.
 - Gdybym tylko tak mógł… - westchnął i zwiesił głos.
 - Możesz… jesteś silnym facetem – zapewnił go Nathan.
 - Na wszystko masz odpowiedź? – zapytał nagle, spoglądając na towarzysza.
 - Po prostu dzielę się własnymi przeżyciami – Nathan wzruszył ramionami i lekko się uśmiechnął.
 - Tu nie tylko chodzi o mnie i Selenę ale również o Jasmine – zauważył Shardiff – Jak mam niby jej wytłumaczyć? Nie masz dzieci więc złotej rady mi nie… - Shardiff w porę zamilkł, gdy uświadomił sobie coś. Spojrzał na Nathana i na widok jego twarzy, aż mentalnie skopał się za swoje słowa i grubiaństwo – Nie możecie…? – zapytał.
Nathan zamachał prawą dłonią przed skronią, jakby odgarniając niesforne włosy. W jego oczach był smutek i zwątpienie. Nerwowo przygryzał dolna wargę.
 - Nie wiem… czekam na wyniki… - szepnął drżącym głosem – Susy nie zasługuje… oboje chcemy rodziny i może za bardzo tego chcemy… - zaśmiał się nerwowo. Nathan był wysokim, szczupłym mężczyzną, ale teraz wyglądał jak zraniony chłopiec, który potrzebuje opieki – Nie można mieć wszystkiego, co?
 - Wybacz… - powiedział, kładąc rękę na jego ramieniu.
 - Nie, masz racje… - przytaknął – Nie wiem sam, co bym powiedział swojemu dziecku… Mówimy o bezpieczeństwie… i tak dalej… może lepiej byś porozmawiał z Maykym, Samirem i chłopakami, którzy mają rodziny… wiesz… pełne. Albo z Carlisle – poradził mu i przypomniał jednocześnie, że jego szef ma dzieci.

** koniec flashback’u **

Zatrzymał się zaraz przy ścianie i wychylił się. Wszyscy byli zasłuchani w opowieść Gibbsa i Cartera. Dostrzegł cały swój zespół i zespół Gibbsa. Selena wraz z Jasmine również były i musi przyznać, że strasznie pragnął zbiec po schodach i chwycić je w ramiona.

** flashback **

 - Możemy żyć dalej – zapewnił go Nathan – Pytanie jest, czego TY chcesz? – wypowiadając te słowa dźgnął go palcem w pierś. Stali właśnie w podziemnym parkingu tajnego biura Icarusa.  

** koniec flashback’u **

Czy jest w stanie normalnie funkcjonować? Do tej pory mu się udawało. Wystraszyło go to, że ktoś chciał ich zabić – jego i Zivę. Ale przecież sam pchnął Zivę w objęcia Tony’ego. Dlaczego niby jemu i Selenie miało by się nie udać? Wziął głęboki oddech i ruszył w stronę schodów. Od razu usłyszał zdumione odgłosy i szlochy. Widział niedowierzanie malujące się na twarzach agentów, ale pierwsze co to podszedł do swoich kobiet i wziął je w ramiona. Kiedy zaciągnął się ich zapachem, poczuł, że jest w domu i zrozumiał jak za tym tęskni. Następnie przywitał sie z każdym członkiem obu zespołów, ocierając przy tym łzy Zivie, Abby, Samathcie i Ash. Potem wziął Jasmine na ręce i przytulił do siebie. Tak cudownie, dziecięco pachniała i rozkosznie uśmiechała się do niego.
 - Kim są ci ludzie? – zapytała Sam, a gdy spojrzał na górę, zobaczył jak Syriusz idzie wraz z Nico w stronę windy.
 - Kimś z kim nie chcesz zadzierać, a zarazem kimś kto uratuje ci życie – wyjaśnił tajemniczo i skinął głową.
 ‘Dzięki’ ruchem dłoni zamigał. Wiedział, że Nico będzie wiedział za co.
 - Za co dziękujesz? – zapytała zaciekawiona Abby, która odczytała bez problemu.
 - Za dobre rady i uratowanie życia – odparł, całując córkę w czoło i jednocześnie obserwując jak obaj mężczyźni znikają w windzie.
 - Podziękuj i od nas – powiedziała Selena.
 - Koniecznie – poparły ja Ziva i Abby.
 - Rodzina znowu w komplecie tak jak to powinno być – zauważyła radośnie Ash.
 - Dobra, dziś macie wolne – rozkazał Carlisle – Ale jutro widzę wszystkich bez wyjątku na swoich miejscach.
 - Tak jest – odpowiedzieli chórem.


The end.         

4 komentarze:

  1. Już??? Tak szybko koniec?? Ja się tak nie bawię... Jak dla mnie, mogłabyś to pisać i pisać, i wcale by mi się nie znudziło. Cudowne zakończenie, takie rodzinne i ciepłe. W sumie, to Ianto wygrał nad Shardiffem :D I chociaż kocham Shardiffa, to lepiej dla wszystkich, żeby już nigdy nie powrócił. Bardzo ładnie połączyłaś oba zespoły i wszystkie wątki. Naprawdę super. Teraz czekam na dalszy ciąg o Zivie i Tonym i ich dziecku :D

    OdpowiedzUsuń
  2. TO BYŁO GENIALNE!!! Ale za krótkie :(

    Świetne połączenie obu zespołów... szkoda tylko, że nie było więcej tego pokazane. Ciekawa też jestem co by Nico poradził Zivie :)

    Inato w końcu jest szczęśliwy z rodziną! Och no i scena jak Carter przyłożył, a potem przytulił Inato to cuuuudo, lubię takie sceny...

    Też z miłą chęcią przeczytam coś o małym DiNozziontku i rodzicach!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ładnie poprosicie i będziecie mocno chciały, to coś się napisze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tak ładnie, bardzo ładnie proszę (robi oczy Kota ze Shreka) napisz coś o rodzince DiNozzo... Maluszek to będzie dziewczynka, czy chłopiec? Ja nie wytrzymam, pisz pliiiiis!

    OdpowiedzUsuń

Nowe opowiadanie

 A/N: Nie mam pojęcia czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale umieszczam post. Zaczęłam pisać nowe opowiadanie, a w zasadzie przerabiam stare. Umie...