sobota, 7 lipca 2012

DiAngelo

A/N: Miałam więcej nie łączyć NCIS z moim opowiadaniem ale... jak zwykle samo cisnęło się do pisania :) Znowu Ziva ale tym razem pozna kogoś z otoczenia Shardiffa. No skończyłam, bo ilekroć zabierałam sie do pisania nadciągała burza :P Mam nadzieję, że sie spodoba. Oczywiście jest to one-shot.


**Chandni** 



Rio de Janeiro - miasto w południowo-wschodniej części Brazylii nad Atlantykiem, miasto kontrastów, bo z jednej strony można zaliczać je do najnowocześniejszych metropolii świata, a z drugiej strony znajdują się w nim dzielnice biedy (favelas), w których występują problemy przestępczości narkotykowej, walki gangów i wysoki wskaźnik zabójstw. I właśnie w jednej z takich dzielnic w chwili obecnej znajdywała się ona, Ziva David, agentka NCIS.
Zaopatrzona jedynie w jedną broń, swojego Sing Sauer’a P229 o kalibrze 9 mm z jednym magazynkiem oraz w nóż wojskowy, przemierzała ciemna ulicę w celu wykonania zadania. Cel miała jasno określony - znaleźć i zlikwidować Gabriela Morrisa.

Mięli go aresztować, ale po tym jak postrzelił w brzuch Tony’ego... Na samo wspomnienie aż ciarki przeszły ja po plecach. Przyjechali tutaj we dwójkę. Na miejscu spotkali jej przyjaciółkę i mentorkę - Monique Lisson. Dostali też wsparcie BOPE - elitarnej jednostki policyjnej należącej do żandarmerii.
Wszystko szło jak po maśle aż do ostatniej chwili, gdy Tony pchnął ją a sam został ranny. W szpitalu została uspokojona dopiero po rozmowie z Tony’m, który starał się ja rozluźnić swoimi nieudanymi żartami. By nie wzbudzić podejrzeń uśmiechała sie ale w głębi serca pragnęła jedynie zemsty. Chociaż z drugiej strony mogłaby podziękować Morrisowi. Podziękować za to, że w końcu przyznała sie przed sama sobą co tak na prawdę czuła do swojego partnera. I w chwili obecnej nie zastanawiała się nad zasadą numer 12.
Porozmawiam z Gibbsem, może zrozumie, łudziła sie w myślach.

Wtedy dostała od Dyrektora zielone światło. Wink, wink jakby to określił DiNozzo.
Wtedy też wymknęła sie sama ze szpitala. Wiedziała, że Tony będzie próbował ją powstrzymać, tak samo Monique. A gdyby wszystko zawiodło, to miała świadomość, że Lisson podąży za nią. Nie chciała tego. Po części dlatego, że to była jej misja, to jej partnera/ukochanego raniono. Zrobił to by uchronić ją. Cały Dinozzo, pomyślała gorzko. Poza tym nie chciała nikogo narażać. Dostała lokalizacje od Dyrektora, którą przekazali mu ja lokalni informatorzy i ruszyła.

Była wściekła i zdeterminowana ale im dłużej przebywała w tej dzielnicy tym dziwniej się czuła. Sama jednak nie dałaby sobie rady, gdyby nagle ją zaskoczono. Chociaż była wyszkolona przez Mossad to jednak były na nią sposoby, co udowodnił Salim w Somalii. Skręciła w lewo, przebiegła przez pustą ulicę i weszła w zaułek, na którego końcu stał opustoszałe ruiny jednopiętrowego budynku, które juz dawno powinny były zostać rozburzone. Ale nie tu. Tu panowały inne zasady. Ziva wiedziała, że nawet w dzień nie chciałaby nigdy przejść się jedną z tych ulic. Ale dziś była pchana emocjami. Zatem przeładowała swoją broń i najciszej jak sie dało podeszła do czegoś, co niegdyś przypominało okno. Zerknęła i znieruchomiała. Na podłodze leżały zwłoki Morrisa.
- Szlag - zaklęła pod nosem. Najwyraźniej ktoś ja ubiegł. Nagle usłyszała huk wystrzałów. Najwyraźniej gangsterzy wracali z lub jechali na rozbój. Schyliła się i biegnąc przy krzakach wróciła na główną ulicę. Przycupnęła przy ostatnim krzaku, gdy zobaczyła, że gangsterzy wjeżdżają właśnie w zaułek, z którego dopiero co wybiegła. Po chwili doszedł do niej krzyk i przekleństwa po włosku, hiszpańsku, portugalsku z domieszką slangu. Najwyraźniej nie spodobało im się to, co znaleźli.
- Tam jest! - usłyszała złowieszczo. Jak dobrze, że jednak zna osiem języków. Ta umiejętność w zawodzie agenta bardzo się przydaje. Przebiegła przez ulicę i zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu miejsca ucieczki lub kryjówki. Wiedziała, że gdzie by sie nie ukryła i tak ja znajdą. To były ich tereny. Mięli tu swoich ludzi a ona była sama jedna.

Z rozmyślań wyrwał ja pisk opon i świst kul. Przyśpieszyła bieg, czując jak wszystkie mięśnie zaczynają protestować, a płuca nie nabierają wystarczającej ilości powietrza. Zdyszana wbiegła w inną ulicę i zatrzymała się niemalże w miejscu, gdy usłyszała specyficzny warkot silnika. Czarne sportowe auto wyłoniło się jakby spod ziemi, gwałtownie zatrzymało obok niej. Drzwi od strony pasażera otworzyły się.
- Hola, podrzucić? - usłyszała, a gdy wskoczyła do samochodu i wymierzyła broń w skroń kierowcy, mężczyzna gwałtownie ruszył.
- Zapnij pasy, moja zabójcza damo - mężczyzna uśmiechał sie od ucha do ucha. Na głowie miał granatową bejsbolówkę odwróconą daszkiem do tyłu. Poszarpane jasne jeansy i jasna koszulka, tak był ubrany. Na lewym przegubie zegarek sportowy Casio w gustownym rażąco-pomarańczowym kolorze, a na palcu widniał srebrny sygnet.
- Kim? - wydyszała Ziva próbując unormować oddech i robiąc jak kazał, zapinając pasy. Uznała, że tak będzie lepiej, bo najwyraźniej ów osobnik był takim samym kierowcą jak ona czy Gibbs.
- Pozdrowienia od Shardiffa - odparł lekko mężczyzna. Na to nazwisko Zivę zmroziło. Zamrugała kilkakrotnie i rozejrzała się.
- Skąd? - duknęła zamroczona tym, że Shardiff wysłał po nią swojego człowieka.
- Byliśmy w okolicy. Wściekł sie kiedy dowiedział sie o tym agencie i domyślił się, że będziesz chciała się zająć sprawa - tłumaczył, a w Zivie rosło przekonanie iż facet lubił nadawać jak radioodbiornik - Zajął się Morrisem a mi kazał zająć sie dowiezieniem ciebie w bezpieczne miejsce.
Agentka patrzyła z niedowierzaniem na mężczyznę. Miał ciemniejszą karnacje ale nie zbyt ciemna. Gdyby miała zgadywać powiedziałaby, że jest Włochem.
- Gdzież moje maniery - roześmiał sie po czym trzymając kierownicę tylko jedną dłonią, drugą wyciągnął ku Zivie - DiAngleo - przedstawił się, co tylko potwierdziło przypuszczenia David. Mógł mieć zaledwie trzydzieści parę lat, chociaż agentka dałaby mu jeszcze mniej. Zachowywał sie niczym Tony, a wóz prowadził jak oszalały.
- Kurka - warknął zirytowany spoglądając w boczne lusterko - Nie ze mną te numery.
Ziva wychyliła sie przez okno i strzeliła kilkakrotnie.
- Jeśli zarysują moje maleństwo to ich zamorduję - dotarły do niej gniewne słowa.
- Maleństwo? - zapytała zaskoczona i lekko rozbawiona.
- Subaru, kochana, Subaru Impreza WRX STI z 2007 roku - wyjaśnił dumnie - tylko niech nie strzelają w silnik bo mi NOS wysadzą.
- NOS?
- Słyszałaś o dopalaczach do samochodów? Nie? To zaraz zobaczysz, co to maleństwo potrafi - uśmiechnął sie szelmowsko i włączył czerwony guziczek przy kierownicy - Trzymaj sie maleńka.
Zivą szarpnęło i na chwilę zaparło dech w piersi. Pędzili przez ulicę z zawrotną prędkością, daleko w tyle pozostawiając gangsterów. Gdy ujechali dostatecznie daleko, DiAngelo zwolnił i spojrzał się na nią.
- Za dwadzieścia minut będziemy na miejscu. Twojego partnera przewieziono do prywatnego szpitala. BOPE zajmie sie resztą gangu Morrisa - tłumaczył uśmiechając się jakby nigdy nic.
- Dlaczego z nim pracujesz? - zapytała nagle Ziva. Była ciekawa, dlaczego ludzie zgadzają się dobrowolnie współpracować z takim potworem jakim był Shardiff.
- Jak widzisz, Zivo, ryzyko to moje drugie imię - odparł wzruszając ramionami.
- Wiesz, co to za człowiek? - ponownie zapytała. Nie mogła wciąż uwierzyć w to, że DiAngelo tak swobodnie o nim mówił.
- Tak - odparł spoglądając na nią - Jest wyzwaniem, niebezpieczeństwem ale właśnie dlatego z nim współpracuję. Jestem jego kurierem - odparł szczerze.
- Jak długo? - zadała kolejne pytanie.
- Wiem, że miałaś z nim nieprzyjemne doświadczenia w Mossadzie, ale Zivo, ten człowiek to kameleon. Bezwzględny zabójca Shardiff o złożonej osobowości, ale musisz poznać też tego drugiego by dobrze go ocenić -odparł lekko wymijająco.
- A ty dobrze go poznałeś? - zapytała z nutą ironii. Wtedy machnął jej sygnetem przed oczami. Ziva widywała podobne sygnety u szpiegów i tajnych agentów. I wcale nie należały do grupy sygnetów małżeńskich.
- Jesteśmy jak stare zgryźliwe małżeństwo po przejściach - zaśmiał się - W przeciągu siedmiu lat aż za dobrze - odparł spoglądając na nią zielonymi oczyma. W tej chwili był poważny, jakby chciał by jego zachowanie potwierdziło jego słowa - Nie czekaj.
Ziva spojrzała sie na niego zaskoczona.
- Obaj z Shardiffem uważamy, że nie powinnaś czekać i mu powiedzieć to co czujesz. Życie jest zbyt krótkie. Chwytaj szczęście jeśli możesz - tym razem nie patrzył na nią a w lusterka. Gdy nie odpowiedziała pojawił się na jego twarzy łobuzerski uśmiech.
- No chyba, ze masz ochotę na romans ze mną - rzucił, wywołując lekki uśmiech na twarzy Zivy.
- Ostry seks bez trzymanki - rzuciła Ziva z przekąsem. Dopiero teraz zorientowała się, że wjechali na teren prywatny. Kilka metrów dalej zatrzymali sie na podjeździe.
- Prywatna klinika doktora Watsona, nawet nie pytaj - powiedział wysiadając z samochodu. Ziva uczyniła to samo i znieruchomiała, gdy po schodach prowadzących do budynku schodził nonszalancko Shardiff, jak zwykle ubrany na czarno i z charakterystycznymi okularami przysłaniającymi połowę jego twarzy. Nie wyglądał tak jak ostatnim razem go widziała w siedzibie NCIS. Teraz miał krótsze włosy i kilkudniowy zarost. Na przegubie spoczywał podobny zegarek do takiego jaki nosił DiAngelo, tyle że czarny. Mężczyzna trzymał w ręce róże o białych płatkach, których końcówki były czerwone. Rzucił kwiat w stronę Zivy, a gdy agentka go złapała powiedział z nikłym uśmiechem na twarzy.
- Nie ma za co Zivo - po czym klepnął dłonią w dach samochodu - Ruszamy - rzucił wsiadając i pozostawiając lekko oszołomioną Zivę.
- Shalom - krzyknęła za nimi po chwili, gdy samochód ruszył z piskiem opon. Gdy zniknął jej za bramą weszła do budynku a następnie do pokoju, w którym spał Tony. Zdecydowana w pełni tego, co zamierza zrobić, podeszła i po prostu wślizgnęła się na łóżko obok DiNozzo.
 - A zasa... – mruknął Tony, lecz uciszyła go pocałunkiem, tak iż mruknął tylko. Chyba jednak będą mieli dług wdzięczności u Shardiffa i DiAngelo.
   

9 komentarzy:

  1. Myślałam, że zaraz ją tam zabiją :< Ale na szczęście DiAngelo ją znalazł..ale śmieszne DiNozzo - DiAngelo :D No i Ziva która jest pewna swoich uczuć do Di..no cudo ♥ I jeszcze jak ją odepchnął by sam oberwać kulkę - no mistrzostwo..więceh takich historii z Zivą poproszę ! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że się podobało :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne :D Zbieżność nazwisk zapewne nieprzypadkowa :D Ziva zareagowała na postrzelenie Tony'ego tak, jak można się było po niej spodziewać :D Fajnie mi się czytało :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zbieżność nieprzypadkowa i w 100% pasująca do postaci tylko jedno małe pytanie... czy faktycznie DiAngelo to jego nazwisko :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmm..a może ksywka ? Ja myślałam, że to rodzina Di :P Szkoda, że to one-shot :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Lovatic wybacz nie rodzina ;) Ale nadając to 'nazwisko' skojarzyło mi sie z DiNozzo i dlatego powstał DiAngelo. Ale jak to w takim zawodzie - nigdy nie poznasz prawdziwego imienia i nazwiska danej osoby i w 100% nie możesz być pewna, że ta osoba na pewno jest tym za kogo sie podaje :D Jak wspominałam - i tak juz dwa crossy dostałyście - a nie powinnam pisać ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj, tam. Zaraz nie powinnaś :D Wen nie wybiera :_ I pisz, pisz, bo my bardzo lubimy czytać Twoje historie :D

    OdpowiedzUsuń

Nowe opowiadanie

 A/N: Nie mam pojęcia czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale umieszczam post. Zaczęłam pisać nowe opowiadanie, a w zasadzie przerabiam stare. Umie...