A/N: Viva España! Ok, ok... pisać fik podczas finału, gdy gole się sypią jak z rękawa... ale jest nowy rozdział :) Dla jasności Ianto był odpowiedzialny za partie Tony'ego a Shardiff za... tak, tak zgadłyście ;) Tylko ten-teges... miało bćc inne zakończenie rozdziału ale Shardiff sie dorwał i wiecie no.... Dobra, nie przedłużam :P Miłego czytania ;)
** Chandni**
- Ty skurwielu! – po pokoju szpitalnym rozległ się ostry głos, pełen frustracji,
gniewu, zdrady. W pomieszczeniu było dwóch mężczyzn. Jeden – młodszy – leżał na
szpitalnym łóżku, podłączony do kroplówki; wciąż blady i z nadal widocznymi
cieniami pod oczami. Drugi – starszy – siedział na niewygodnym krześle
szpitalnym z charakterystycznym dla siebie kubkiem kawy.
Agent Specjalny Leroy Jethro Gibbs z Kryminalnego Biura Śledczego Marynarki Wojennej – w skrócie
NCIS. Tak nazywał się naprawdę Stary Gringo i wcale a wcale nie był byłym komandosem,
który podczas nieudanej misji stracił głos, tylko był agentem federalnym
działającym pod przykrywką.
Tony DiNozzo, detektyw zdradzony przez własnego partnera, torturowany
trzy długie dni przez grupę handlarzy bronią, narkotyków i żywym towarem, który
spędził cztery upojne dni przetrzymywany mimo woli w barbarzyńskich warunkach,
spędził trzy dni na OIOM’ie z powodu utraty krwi i obrażeń jakich doznał. Dopiero
wczoraj późnym wieczorem zaczął odchodzić do siebie, a pełna przytomność
odzyskał w środku nocy. Dzisiejszego dnia, zaraz po porannej serii badań został
przeniesiony na normalny oddział pourazowy. Jego bark spoczywał na niebieskim
temblaku. Kula drasnęła tętnicę i zatrzymała się na kości. Nie było dziury
wylotowej, dlatego też detektyw stracił dużo krwi i dwukrotnie miał zapaść –
raz w karetce a drugi już na sali operacyjnej.
Było późne popołudnie, gdy przyszedł do niego właśnie Agent Gibbs z
wyjaśnieniami, ale nim zdążył to zrobić Tony na niego naskoczył, gdy tylko się wylegitymował.
- Przez trzy pieprzone dni po
prostu patrzyłeś z boku na to wszystko i pozwalałeś im? – zapytał z wyrzutem,
patrząc z odrazą na siedzącego mężczyznę – Jak mogłeś?! – zapytał z
niedowierzaniem.
- Takie dostałem zadanie – odparł
ze stoickim spokojem agent Gibbs.
- Dlaczego...? – przy tym pytaniu
głos Tony’ego zadrżał.
- Dlaczego, co?
- Dlaczego mnie nie zabili tak
jak Danny’ego? – wycedził.
- Twój partner...
- Były – wtrącił szybko Tony.
- Były partner – poprawił Gibbs i
kontynuował – Paplał non-stop o tobie. Jaki to jesteś wyszczekany, niczego się nie
boisz, sypiesz żartami, że nic cie nie złamie.
- Chcieli sprawdzić ile wytrzymam
– zgadł bezbłędnie DiNozzo i opadł ciężko na poduszki, z których przed chwilą
się podniósł. Gibbs tylko przytaknął potwierdzająco.
- Byli zaskoczeni, że milczysz i
nie błagasz o litość dla siebie. Dopiero kiedy krzywdzili tę dziewczynę... –
kontynuował Gibbs, po czym upił łyk kawy.
- Złamali mnie – szepnął detektyw
zamykając oczy.
- Nie – odparł Gibbs tak
naturalnie, jakby to była najoczywistsza oczywistość. Detektyw zaskoczony
otworzył oczy i spojrzał kpiąco na agenta.
- Widziałeś, co oni tam robili?
Mi i... tym ludziom? – zapytał czując jak znowu podnosi mu się ciśnienie.
- Widziałem o wiele więcej niż ci
się wydaje i wiem, że nie złamali cie. Uszkodzili, ale nie złamali – stwierdził
spokojnie Gibbs utrzymując kontakt wzrokowy z detektywem. Jego spojrzenie było
lodowate i ostre, nie znoszące sprzeciwu. Siedział w grafitowej marynarce i
czarnych spodniach. Pod spodem miał szarą polówkę. Jego włosy były regulaminowo
przystrzyżone, przypominając, że należy do wojskowych. Zarost zupełnie znikł z
jego twarzy ukazując w pełnej krasie jego surowe rysy.
- Dzięki doktorze Watson za
szybką diagnozę – rzucił ironicznie.
Zawisła miedzy nimi grobowa i złowieszcza cisza. Ciężkie emocje gęsto
wisiały w pomieszczeniu, co wyczuwali biedacy, którzy byli zmuszeni wejść do
niego – czyli lekarze i pielęgniarki.
Gibbs wyciągnął zza pazuchy marynarki bladożółtą teczkę i rzucił
detektywowi na kolana. Tony od niechcenia ja otworzył i osłupiał widząc swoje
akta.
- Wiedzieliście o nas od samego
początku! Sprawdzaliście nas! – krzyknął odrzucając teczkę tak iż trafiła
Gibbsa w pierś i spadła na podłogę, rozsypując kartki.
- Gdybyś się przyjrzał to byś
zauważył, że akta zawierają wszystko, dosłownie wszystko o tobie – odparł ze
stoickim spokojem Gibbs – Dzieciństwo, szkoły, kartoteka medyczna, praca w
policji, nagany i wyróżnienia.
- Tożeś sobie niezła lekturę
wybrał – prychnął Tony czując jak środki przeciwbólowe przestają działać.
Właściwie to przestały działać już jakiś czas temu ale on był uparty i prędzej się
przekręci niż naciśnie magiczny guziczek i zawoła pielęgniarkę.
- Właściwie, co NCIS robiło w
Meksyku? – zapytał. Tylko tego drobnego elementu tejże jakże przyjemnej
układanki mu brakowało.
- Kojoci zabili dwóch marynarzy,
a następnie porwali jednego. Rozpracowywaliśmy ich od czterech miesięcy ale
wiedzieliśmy, że jest potrzebny człowiek wewnątrz – odparł agent zbierając kartki
z podłogi i odkładając akta na blat szafki stojącej przy łóżku detektywa.
- Przeżył? – zapytał nagle Tony wpatrując
się w sufit i przygryzając z bólu wargę. Monitor ukazujący wszystkie jego
parametry życiowe zaczął mocniej pipkać.
- DiNozzo? – Gibbs zerwał się na
równe nogi i chwycił za przycisk by przywołać pielęgniarkę, gdy zobaczył jak
Tony łapie się za bark. Na twarzy detektywa wykwitł grymas silnego bólu, oczy
miał mocno zaciśnięte, a na czoło wystąpił pot.
Agent Gibbs gwałtownie został odepchnięty od łóżka pacjenta i
praktycznie wyrzucony za drzwi.
Najwyraźniej część kuli, której lekarze nie byli w stanie podczas
operacji wyciągnąć, postanowiła właśnie w tej chwili zacząć się przemieszczać
niebezpiecznie w stronę mięśnia sercowego detektywa DiNozzo.
Ej no nie :< Nie może być, że po tym wszystkim co Dinuś przeszedł zabije go jakaś pieprzona kula..weź happy end'a napisz. Czyżby tym człowiekiem wewnątrz o którym wspominał Gibbs był właśnie Di ? :)
OdpowiedzUsuńCzłowiekiem wewnątrz był Stary Gringo ;) no zobaczę, zobaczę czy mi się uda happy end spłodzić >:D
OdpowiedzUsuńOrzesz...ku... włoski!! Co?! jaka kula??? Zgadzam się z Lovatic. No przecież po tym wszystkim co przeszedł biedny Toniaczek, jakiś tam odłamek kuli nie może go zabić! A Gibbsa to mógł od razu za drzwi wyprosić... rozkazy rozkazami, ale przez trzy dni Gibbs patrzył jak torturują Tonego, jak zabili jego byłego partnera, jak torturowali tego Meksykańca i go zabili, jak gwałcili tą dziewczynę (i ją też zabili), a teraz jakby nigdy nic przychodzi do Di i co właściwie chce osiągnąć?
OdpowiedzUsuńNo, Chandni, tu mnie zaskoczyłaś :D To znaczy, spodziewałam się, że Stary Gringo ma jakieś powiązania z Gibbsem (żeby nie było że ja taka niedomyślna jestem :D), ale faktycznie, nie ukazałaś mojego ulubionego agenta w zbyt korzystnym świetle... Zgadzam się ze Sforą - co Gibbs chciał przez to osiągnąć? To znaczy, rozumiem, że pracował pod przykryciem i musiał zachowywać się tak, a nie inaczej, żeby samemu nie zginąć. Ale i tak zrobiłaś z niego bezwzględnego drania. Ale i tak opowiadanie super :D Dałaś czadu i to mi się bardzo podoba :D
OdpowiedzUsuńCierpliwości, jeszcze dziś sie wytłumaczymy ;)
OdpowiedzUsuń