wtorek, 10 lipca 2012

Shardiff


A/N: Miałam nie pisać ale to juz ostatnie :) Po prostu samo nacisnęło się... zatem, po prostu miłego czytania!

**Chandni**

Deszcz siąpił nieprzerwanie już czwarty dzień. Ciemne chmury jakby złowieszczo specjalnie wisiały nad Waszyngtonem. Stała ubrana cało na czarno, wzięta pod rękę przez mężczyznę z parasolem. W dłoni trzymała białą różę z czerwonymi końcówkami płatków. Spojrzała się po twarzach zebranych ludzi. Wszyscy byli ubrani jednakowo, elegancko na czarno. niektórzy trzymali parasole, inni pozwalali by deszcz moczył ich ubrania i ciała, jakby miał zmyć cierpienie z ich dusz. Dostrzegła zespół Cartera. Sam chlipiącą na ramieniu męża, Ash uczepioną ramienia Alex’a. Przypominała jej Abby i wiedziała, że obie laborantki spotkają się by wspólnie opłakać śmierć Ash przyjaciela. Tylko Carlisle stał niczym kamienny posąg a jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Spojrzała sie na Gibbsa i blado uśmiechnęła. Obaj mężczyźni mieli wiele wspólnego. Obaj byli wojskowymi, obaj świetnie wyszkoleni, surowi, sprawiedliwi a zarazem troskliwi. I nigdy nie pokazywali po sobie uczuć, no prawie nigdy. Spojrzała na swój już widoczny brzuszek i znów uśmiechnęła sie blado. Chwyciła sie mocniej mężczyzny stojącego obok niej, który schylił głowę i złożył delikatny pocałunek na jej czole. Słyszała słowa księdza, widziała zebranych agentów, dyrektorów różnych agencji i Sekretarza Jarvis’a. Westchnęła ciężko i wróciła wspomnieniami do tego feralnego dnia.

**Flashback**


Poszła do szpitala zaraz po pracy by upewnić się. W swoim zawodzie została tak nauczona, że trzeba mieć stuprocentową pewność. Wizyta zajęła jej niespełna pół godziny. W szoku, na miękkich kolanach wychodziła ze szpitala. Nie mogła uwierzyć, w to, co przed chwilą potwierdziła lekarka. Minęło zaledwie pół roku od misji w Rio i od dnia, w którym wyznali sobie uczucia. Nie mogła wprost uwierzyć, że wcześniej nie wiedziała, że nie ma typowych objawów. Lekarka tłumaczyła, że ma silny organizm, bardzo odporny i dobrze znosi to wszystko. Była już niemalże przy drzwiach, minęła strażnika i wyciągnęła z kieszeni kurtki zdjęcie, które dała jej lekarka. Gdyby wcześniej kobieta jej nie wytłumaczyła jak się na nie patrzeć, nic by nigdy jej to zdjęcie nie powiedziało.
 - Ho, ho... mały DiNozzo w drodze – usłyszała za sobą szorstki, znajomy głos i mimowolnie zesztywniała. Obróciła się gwałtownie. Dopiero teraz dostrzegła, że zatrzymała się i stała przed rozsuwanymi drzwiami – Wzięłaś naszą radę sobie do serca, gratuluję – stał uśmiechając się do niej, po czym nachylił się i pocałował ją w czoło.
 - Co to robisz? – zapytała gdy otrząsnęła się z pierwszego szoku.
 - Pracuje – mrugnął do niej.
 - Shardiff... – zaczęła nie wiedząc za bardzo, co powiedzieć.
 - Tak, wiemy, dziękujecie – zaśmiał się i zaczął schodzić po schodach. Schowała zdjęcie z powrotem do kieszeni i również wyszła ze szpitala. Na zewnątrz było przyjemnie chłodno i ciemno. Ruszył powoli w stronę samochodu zaparkowanego na parkingu, lekko się uśmiechając. Bała się reakcji Tony’ego ale wiedziała, że oboje są już gotowi od dawna, i że poradzą sobie. Maja wiele osób im bliskich do pomocy. Szła zamyślona i nie zauważyła jadącego samochodu. SUV przyśpieszył i zaczął prosto na nią jechać. Poczuła silne pchniecie i upadła miedzy samochody na podłogę, kątem oka dostrzegając jak Shardiff koziołkuje przez dach auta i spada na ziemie. Oszołomiona i przerażona podniosła się. Zobaczyła jak Shardiff próbuje podnieść się, trzymając w drżącej dłoni broń. Jakim sposobem znalazł się przy mnie?, przemknęło jej przez myśli. Usłyszała pisk opon i zobaczyła jak czarny SUV zatrzymuje się, a z otwartego okna wychyla się mężczyzna i celuje w nią.

 - S-owaj się – warknął Shardiff klęcząc na ziemi i nim zdołała zareagować posłał kilka celnych strzałów w stronę samochodu. Kierowca zginał na miejscu, a facet, który do niej mierzył przeskoczył na tylne siedzenie i chowając się za auto, przyczaił czekając na odpowiedni moment. Z daleka słyszała syreny policji. Nagle jakby spod ziemni wyłoniło się drugie auto. Wiedziała, że nie jest dostatecznie zasłonięta przez samochody. Rozejrzała się za opcją ucieczki ale była zbyt roztrzęsiona wszystkimi emocjami by racjonalnie myśleć. A poza tym za samochodami był jedynie metrowy mur. Kolejny strzelec wychylił się z nowo przybyłego auta i zaczął strzelać w jej kierunku. Schyliła głowę, przyciskając się bliżej aut i zasłaniając ramionami głowę i brzuch by osłonić przed tłuczonym szkłem. Żałowała, że  nie ma przy sobie broni. Czuła się jak zwierzyna schwytana w pułapkę. Spod ramienia dostrzegła Shardiffa, który się rzucił w jej stronę. Mężczyzna strzelał w stronę przeciwników ale nie miał szans. Ziva musiała jeszcze mocniej schylić głowę, bo kule świsnęły tuz obok niej i gdy po chwili uniosła ją ponownie do góry z przerażeniem zauważyła opierającego się o samochód Shardiffa.
 - Jes-teś ccała? – wydukał spoglądając na nią. Krew zaczynała szybko pojawiać się na jasnym betonie. Przypadła do niego i pomogła usiąść na ziemi. Następnie zaczęła sprawdzać obrażenia, gdy złapał ja za dłoń. Ich oczy zetknęły się ze sobą i do Zivy dotarło jak bardzo jest źle.
 - Nie – szepnęła kręcąc przecząco głową – Trzymaj się – rzuciła gniewnie. Po chwili policja i lekarze do nich przybiegli.
 - B-bądź silna – jego głos zaczynał sie łamać, a skurcz bólu nie schodził z jego twarzy. Zakrwawioną dłonią dotknął jej policzka.
 - Zabieramy go – usłyszała głos lekarza, a w tym momencie jego sina dłoń opadła bezwładnie na podłogę – Pośpieszmy się, tracimy go! – krzyczał lekarz.

**koniec flashback’u**

Jak przez mgłę pamięta, co dalej się działo. Pytania lekarzy, sprawdzali czy z nią wszystko w porządku, następnie pytania policji. Oficjalnie w szpitalu znajdował się Ianto Barrowman, bo przecież pod takim nazwiskiem tu przebywał i na dodatek był agentem federalnym. Nie wie jak długo siedziała zanim wyszli do niej. Miała wrażenie deja vu. Pamięta, że osunęła się w ramiona Tony’ego, który przyjechał zaraz po tym jak do niego zadzwoniła.

A teraz stała tu ze wszystkimi żegnając osobę, która ocaliła ją dwukrotnie, osobę, która pchnęła ją do podjęcia decyzji o zaczęciu związku z DiNozzo. Bała się go i nienawidziła a teraz... teraz, gdy odszedł stał się częścią jej rodziny. Kiedy dziecko dorośnie na pewno opowie mu o człowieku, dzięki któremu żyje, bo jak się okazało próbował ja zabić człowiek, któremu zniszczyła życie jeszcze będąc oficerem Mossadu.
Westchnęła i spojrzała Siena niebo. Deszcz przestał padać i słońce zaczynało się przebijać przez chmury. Oboje z Tony’m podeszli do trumny i położyli biało-czerwone róże. Gdy się odwróciła dostrzegła znajome sportowe, czarne auto stojące na drodze za ogrodzeniem cmentarza. O maskę Subaru opierał się młody mężczyzna w przeciwsłonecznych okularach i wcale nie był ubrany na czarno, lecz zwyczajnie, tak jak go widziała ostatnio w Rio. Ledwie widocznie skinął na nią głową, wskoczył do samochodu i z piskiem opon ruszył znikając jej z pola widzenia.
Była ciekawa, co teraz pocznie bez swojego partnera, ale była jednego pewna. Nikt z tych obecnych tutaj nigdy nie zapomni ani o Shardiffie ani o Ianto Barrowmanie.

10 komentarzy:

  1. mały DiNozzo w drodze ♥ Ale słodziudko <3 Ale szkoda, że zabiłaś Shardiffa no :<

    OdpowiedzUsuń
  2. A co Ty tak złagodniałaś? Mały DiNozzo, Shardiff ratujący Zivę... Starzejesz się chyba... :P Żartowałam oczywiście :) Bardzo fajne to było, przeczytałam z prawdziwą przyjemnością, zresztą jak wszystkie Twoje opowiadania :D

    OdpowiedzUsuń
  3. No faktycznie łagodna byłam :D ej, no nie można cały czas na ostro :P bo mi padną co poniektóre osobniki ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fakt łagodnie było, ale przecież było też bardzo fajne! Tylko szkoda, że zabiłaś Shardiffa/Inato...

    OdpowiedzUsuń
  5. Musiałam to zrobić, bo chłopcy należą do innego uniwersum :P Ale czy faktycznie go 'zabiłam'? >:D

    OdpowiedzUsuń
  6. A no, no znając Ciebie to pewnie upozorował własną śmierć :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Też mi się tak wydaje. Tekst świetny, zresztą jak wszystkie twoje teksty.

    OdpowiedzUsuń
  8. Cieszę się bardzo, że sie podobała i dziękuje za komentarze. 'Chłopcy' wrócili psocić w swoim uniwersum ;) Na razie na kilka dni wyjeżdżam. Trzymajcie kciuki bym wróciła z nowymi pomysłami - chyba, że ktoś ma jakieś życzenie ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. A no no, trzymam kciuki :D A jak chcesz to możesz napisać Callen + Ziva + zazdrosny Di + akcja i bd bombowo :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Pomyślimy pomyślimy ;) Peace, Chandni, Out!

    OdpowiedzUsuń

Nowe opowiadanie

 A/N: Nie mam pojęcia czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale umieszczam post. Zaczęłam pisać nowe opowiadanie, a w zasadzie przerabiam stare. Umie...