A/N: No... praktycznie dobiegliśmy do końca opowiadania. chcecie jakiś epilog Tivowy? Podsumowanie czy coś? Ah, jeszcze niecne plany Tivy względem Nico i Susan >:D Mam nadzieję, że się spodoba :) Czas wrócić do pozostałych fików :/ Wen?! WEN!
** Chandni **
Waszyngton DC
Ziva obserwowała Susan, nie rozumiejąc jej zachowania.
Wcale nie opłakiwała śmierci ukochanego, nie załamała się. Wręcz przeciwnie,
kobieta wybuchła śmiechem.
- Susan? – zapytał
zdziwiony reakcją Tony, który patrzył na nią z niepokojem.
- Syriusz powiadomiłby
mnie o ich śmierci osobiście, a poza tym pierwsze bym wiedziała czując pustkę
tu – tłumacząc położyła dłoń na sercu.
Ziva, Tim i Tony wymienili spojrzenia ze sobą. Carter
miała rację, wiec o co chodziło? Co było grane? Ziva nie cierpiała tego jak
byli pozostawiani niewiedzy. Na dodatek McGee powiedział, że Gibbs jest z
Dyrektorem i Charlisle Carterem w MTAC’ku, co świadczyło tylko o jednym: o
jakiejś tajnej operacji i jeśli Ziva miała zgadywać to pewnie zamieszany w to
był Icarus.
- Dywersja? –
zapytał Tim robiąc niemądrą minę.
- To jedyne
logiczne wyjaśnienie – westchnął Tony, biorąc Zivę za rękę. Oboje potrzebowali
tego kontaktu i bliskości.
- Ciekawe, co się
tam dzieje? – mruknęła Ziva i wyciągnęła komórkę. Nie miała żadnych wiadomości
od Ianto od dobrych ośmiu godzin.
- Nie będziecie
miłe i łagodne dla nich? – zapytał nieśmiało McGee.
- Najpierw
zasłużona zrypka a potem przytulimy do piersi – oznajmiła Susan.
- Oh, tak. Tylko
niech wrócą, bo inaczej… - zapowiedziała bojowo Ziva.
- Kochanie? – Tony
aż oddalił się na bezpieczną odległość.
- No, co? Ianto
też nie jest bez winy. Wiem, że chciał zostawić Selene i Jasmine – wyjaśniła David.
- Nie pomyślałam –
Susan zakryła dłonią usta.
- Na pewno
powiedzieli – zapewniła ją Ziva, która jako pierwsza zrozumiała o co jej chodzi
– Wicedyrektor nie pozwoliłby na to by Selena nie wiedziała, gdzie i co robi
jej ukochany i ojciec jej dziecka.
Ziva jedynie czego chciała teraz to powrotu marnotrawnych
mężczyzn i by Nathan z Susan gdzieś wyjechali daleko stąd, gdzie nikt nie
zakłuci im spokoju by w końcu mogli odetchnąć i zacząć tak w pełni żyć jako
małżeństwo. Bo tak naprawdę ta dwójka nie maiła własnego życia. Ale taki
właśnie był koszt tego czym się zajmowali, zarówno oni jak i agenci NCIS i
innych agencji.
David usiadła za swoim biurkiem, które już nie długo nie będzie
jej. Czuła się nieswojo z tą świadomością, ale wiedziała, że gdy tylko ich
synek przyjdzie na świat to wszystko się zmieni.
- Czy Nate mówi ci
wszystko? – zapytała nagle Ziva, a widząc zaskoczona minę Tony’ego, uśmiechnęła
się tylko.
- Jak sama
widziałaś to nie – odpowiedziała szczerze Susan – Ale prawie wszystko. Nie
ukrywa faktu jeśli coś nam grozi. Wie lepiej by tego nie robić. Ale chyba nie
wie, że wiem o propozycji jednego z jego braci – Susan lekko się uśmiechnęła.
- Znaczy? –
dopytywała.
- Darren jest
zakonnikiem… - szepnęła Carter i mrugnęła do Zivy.
- Wybacz – wtrącił
się do rozmowy DiNozzo – Ale jakoś nie umiem wyobrazić sobie twojego męża jako
zakonnika.
- W tym sęk, że ja
tak – uśmiechnęła się tajemniczo Susan.
- Darren to ten,
który nauczył go sztuk walki – przypomniała Ziva i uśmiechnęła się.
- Wojownik ninja w
habicie – Tony zmarszczył brwi próbując wyobrazić sobie tę scenę – Nie… nie… Mistrz
Shaolin? Hymn… Amerykańska Ninja lub Legendy Kung-fu. Dobre filmy, polecam –
uśmiechnął się do nich.
- Tony! – skarciła
go Ziva, jak małe nieznośne dziecko. W co ona się wpakowała?! Pod jednym dachem
z DiNozzo! Jeśli w pierwszym miesiącu nie pozabijają się to będzie dobrze. Ale
nie żałowała swojej decyzji. Tony potrafił być upierdliwy i dziecinny ale za
razem czuły, poważny i opiekuńczy. Kogoś właśnie takiego potrzebowała u swojego
boku. Kogoś kto przede wszystkim jest jej przyjacielem i kochankiem. I przy kim
może być sobą – zwykłą, zagubioną nieraz Zivą z całymi swoimi dziwactwami i
słabościami.
Damaszek – siedem godzin wcześniej
Weszli do hangaru i od razu zostali otoczeni przez innych
ludzi. Shardiff zauważył snajpera na wysokiej pozycji przy suficie oraz kilka
czerwonych promieni laserowych wycelowanych w osoby, które ich przetrzymywały.
Bricker obróciła się na pięcie w stronę jego i Nico. Ianto szybko wyswobodził
się nokautując dwóch osiłków z zamiarem udzielenia pomocy Nathanowi. Jednak jak
się okazało nie musiał bowiem jeden z napastników puścił Cartera i znokautował
drugiego.
- Co…? – dukneła Bricker,
rozglądając się po pomieszczeniu i widząc oficerów Mossadu, FBI oraz CIA.
Nathan podszedł chwiejnie do niej kręcąc z dezaprobatą
głowa. Zatrzymał się i lekko syknął.
- Nastazjo,
Nastazjo – westchnął, a na jego twarzy tańczył przebiegły uśmieszek wyższości –
Naprawdę myślałaś, że uda ci się mnie przechytrzyć? – zapytał patrząc prosto w
jej przerażone oczy – Podmienione wyniki badań, nieudana akcja w Sudanie,
nagonka DoD i IA – ciągnął niebezpiecznym tonem głosu. Był od niej wyższy o
dziesięć centymetrów, zatem lekko się nachylił i powiedział – Teraz już wiesz
dlaczego nikt nie ma prawa poznać listy współpracowników – zakpił.
Shardiff był pełen podziwu. Nathan należał do cholernie
przebiegłych ludzi, mających swoich ludzi i wpływy wszędzie. Bricker przeceniła
swoje możliwości. Myślała, że wykorzysta chwilowy kryzys w życiu Cartera, który
straci czujność. Ale popełniła błąd. Przede wszystkim nie miała pojęcia z kim
zadarła.
- Wiedzieliśmy o
spisku od samego początku, ale trochę zajęło nam dotarcie do ciebie i kilku innych
twoich znajomych – oznajmił Nathan i skinął głową na dwóch agentów – Zabierzcie
ją – polecił i gdy tylko agenci oddalili się wraz z nią, zawołał na Shardiffa –
Shar… - nie zdołał dokończyć, lecz na szczęście agent zareagował natychmiast i już
po chwili chwycił w sile ramiona nieprzytomnego Cartera.
- Co ja mówiłem o
worku kartofli? – westchnął Barrowman.
Waszyngton DC – cztery godziny później
Czas wlókł się okropnie. Powinni rozjechać się do domu,
ale nie potrafili. Poszli razem na obiad, lecz i on im nie wchodził. Czekanie
na prywatny samolot, który miał niebawem wylądować było niemiłosierne.
- Pozwolę ci go
wyściskać, potem sama go wyściskam a potem przełożymy przez kolano – oznajmił Abby
podskakując w miejscu nerwowo w przestrzeni biurowej agentów. Za oknem było już
ciemno, ale nikt nie miał zamiaru ruszyć się. Susan uśmiechnęła się szczerze i
przytuliła Abby.
- Trzymam cie za
słowo – powiedziała, chociaż dobrze wiedziała, że gdy Abby tylko ujrzy jej męża
od razu będzie chciała go niańczyć. A nie chciała nawet myśleć jak by Gotka
zareagowała na wieść kim tak naprawdę jest jej mąż. Tony i Ziva również tego
nie wiedzieli i chyba tak było bezpieczniej dla nich. Selena z mała Jasmine również
przyszła, tak iż teraz na piętrze panowała iście rodzinna atmosfera, jakby
nastały święta.
- Święta mamy? –
zapytał Gibbsa dyrektor Vance. Gibbs tylko uśmiechnął się nieznacznie.
- Rodzina nam się
powiększyła – stwierdził krótko.
Nagle winda wydała z siebie typowy dźwięk i otworzyła
drzwi wypuszczając ze swych wietrzy upragnione przez zebranych osoby. Ianto i
Nathan szli w towarzystwie Syriusza i Carlisle.
Ziva chwyciła mocno Tony’ego za rękę obserwując Susan i Nathana,
którzy padli sobie w objęcia.
- Jak w romansie
ze szczęśliwym zakończeniem – szepnął Tony, ściskając nieznacznie jej dłoń.
Ziva wyciągnęła szybko chusteczkę i otarła łzy.
- Nigdy więcej nie
waż mi się tego robić – powiedziała stanowczo Susan. Nathan tylko mocniej ją
przytulił.
- Wróciłem
kochanie, wróciłem – szeptał.
Rzeczywiście obaj mężczyźni nosili ślady walki, ale najwyraźniej
walka tylko pomogła oczyścić im emocje. Ziva musiała przyznać, że Nathan wyglądał
jak siedem nieszczęść i nim się dopadną do niego, to najpierw doprowadzą go do
stanu ‘sprzed’.
Po chwili Nathan podszedł do Zivy i Tony’ego. Zivę
ucałował w policzek i lekko przytulił, a z Tonym wymienili szybkie uściski.
- Dziękuję wam
oboje – powiedział. A kiedy tylko obrócił się lekko, został zaatakowany przez Abby,
tak iż Tony i Ziva musieli ich przytrzymać.
- Abby, miażdżysz go
– zwrócił uwagę przyjaciółce Tony.
- Ciocia Abby się zajmie
maleństwem, co nie oznacza, że maleństwo nie oberwie za to, co zrobiło – oznajmiła
stanowczo Abby puszczając go z objęć i dając lekkiego kuksańca w ramię.
- Wszyscy
ucieszeni? To zbierać się do domu – rozkazał Gibbs – Wy troje ze mną –
oznajmił, wskazując na Susan, Syriusza i Nathana.
- Yay! Tatko Gibbs
się wami zajmie – klasnęła w dłonie podekscytowana Abby.
- Jutro też dzień
i można się spotkać – zauważył dobrze Carter. Nathan spojrzał na Ianto przytulającego
Selenę i córkę. Nie tylko dla niego owocny okazał się ten wypad. Mężczyźni
wymienili szybkie, porozumiewawcze spojrzenia.
- Jeszcze tu
jesteście?! – zagrzmiał srogi głos Gibbsa, a wszyscy tylko parsknęli śmiechem.
Rodzina, to nie tylko więzy krwi. Ziva powiedziałaby, że
teraz dopiero poznała prawdziwe znaczenie słowa ‘rodzina’ przez duże ‘R’.
Znowu rodzinnie zrobiło się :D Najbardziej podobała mi się Abby i jej teksty o maleństwie :D Ciocia Abby zabrzmiało super :D I jeszcze takie drobne gesty pomiędzy Zivą i Tony'm... Piękne to. I chcę epilog oczywiście :D Może tak coś z potomkiem Tivy?
OdpowiedzUsuń