** Chandni **
Pomieszczenie
było niewielkie, obskurne, duszne. Dwa niewielkie, okratowane okienka znajdujące
się prawie przy suficie dawały jedyne światło, lecz były zbyt małe by
ktokolwiek mógł się przez nie przecisnąć. Chyba, że dziecko lub zwierze. Z
sufitu dyndał kabel a przy nim rozbita żarówka. Przy ścianie, pod oknami leżały
brudne szmaty, a na nich skulona postać. W powietrzu unosił się odór moczu,
potu, wymiocin i krwi. Po posadzce biegały karaluchy i pająki. Na wprost
leżącej osoby znajdowały się masywne drzwi, zamknięte od wewnątrz bez możliwości
otwarci ich od wewnątrz. Na ścianie po lewej od drzwi widniały rozbryzgane,
zaschnięte ślady krwi. Natomiast po prawej były zawieszone łańcuchy wraz z
okowami. Osoba na posłaniu, z jękiem poruszyła się. Była to kobieta, na oko około
trzydziesto-cztero letnia. Miała na sobie wyplamione spodnie i porwaną bluzkę
khaki. Jej stopy były gołe i od razu można było zauważyć, że jej lewa noga w
kostce była opuchnięta i posiniaczona. Z resztą nie tylko noga; resztę ciała
tez miała zbitą na kwaśne jabłko, od ciosów zadawanych pasem skórzanym, biczem,
ręką czy kastetem. Jej kasztanowe, kręcone włosy kleiły się do jej obolałej
twarzy i przysłaniały ją. Nie miała siły odgarnąć ich z twarzy. Poza tym, wolała
nie ruszać ich. Jedno oko miała tak opuchnięte, że ledwo na nie widziała. Wargę
też miała rozciętą. Westchnęła ciężko, próbując przypomnieć sobie jak tu
trafiła i ile dni już tu przebywa. Coś poszło nie tak… Tylko co? Jakim sposobem
ktoś przechwycił informacje? Czy w OSP był przeciek? Tarren próbowała sobie
wszystko poukładać w głowie, chociaż wszystko ją bolało. Przyjechała do Sudanu
zaledwie tydzień temu i nawet nie zdążyła się dobrze rozejrzeć jak została
porwana. Miała się spotkać z informatorem, ale zamiast niego przybyli ci jakże
sympatyczni ludzie zamaskowani i uzbrojeni aż po same zęby ciężkim sprzętem. Miała
zrobić rozeznanie w sprawie zabitego żołnierza i jego powiązań z handlarzami
bronią z tych rejonów. Informator mówił coś o spisku przez telefon, ale nic
więcej nie zdołała się dowiedzieć. Jej oprawcy również nie byli zbyt gadatliwi,
za to lubowali się z biciu. Wiedziała, ze najgorsze – gwałt – dopiero przed
nią. Skąd miała pewność? Jeden z oprawców ślinił się i dobierał już kilkakrotnie
do niej, lecz jego szef na razie go powstrzymywał. Na razie.
Hetty nie będzie zadowolona, westchnęła na samą myśl o kobiecie, która była jej
matką, co prawda adopcyjną, ale jednak. Hetty adoptowała ja gdy miała cztery
lata i wychowywała jakiś czas. Potem Tarren pozostawała pod opieką ciotki
Lilian. Lecz Hetty, która często znikała na kilka miesięcy, zawsze była obecna
w jej życiu. I to ona zwerbowała ją do NCIS sześć lat temu, po tym jak będąc w
wojsku nie dostała się do wywiadu marynarki wojennej. Zatem nie mogła uwierzyć,
że ona, była wojskowa, dała się złapać w pułapkę. Ktoś musiało prostu zdradzić,
tylko kto? I dlaczego Hetty nie wysyła
odsieczy?, przebiegło jej przez myśli, Czyżby
mieli w OSP problemy? Wiedziała, że jeśli cos pójdzie nie tak to ma
przesrane, ale liczyła na to, że pomoc szybko nadejdzie. Jeśli dobrze pamiętała
to G Callen był w Jemenie wraz z Samem Hanną i prowadzili inne dochodzenie.
Zatem mogli ją odszukać, prawda? Chyba, że już ich nie było w kraju, tylko
wrócili do Stanów. I jeśli tak to miała pozamiatane, bo nie wierzy by sama
mogła się stąd wydostać, a nie wie, czy Hetty ma tu w pobliżu kogoś, kto mógłby
ewentualnie wyciągnąć ją z tego szamba.
Nagle jej
rozmyślania przerwał dziwny odgłos. Z tężała momentalnie nasłuchując. Znała ten
odgłos. Był to odgłos nadciągającej kawalerii. Pomoc w końcu przybyła. Teraz
coraz wyraźniej słyszała odgłosy walki i strzałów. Krzyki w nieznanym jej
języku i dwie eksplozje. Ostrożnie, ostatkiem sił podniosła się do pozycji
siedzącej. Jej oczy były utkwione w drzwi, które nagle otworzyły się z łoskotem
i upadły z hukiem, wyrwane z zawiasów, na podłogę. W drzwiach nie stał żaden z
agentów OSP. Nie był to też osobnik, którego mogłaby znać. Był wysoki i
postawny, a połowę twarzy miał zasłoniętą arafatką, tak iż nie mogła rozpoznać
rysów. Mężczyzna stał nieruchomo z bronią gotową do strzału, obrócił się w bok
i robiąc miejsce drugiemu mężczyźnie, który wbiegł do pomieszczenia, chwycił ją
i poderwał na nogi. Gdy tylko zauważył, że nie da rady iść, po prostu przerzucił
sobie ją przez ramię.
- Hej? – wymsknęło jej się. Nie miała pojęcia
kim są ci ludzie i dokąd ją zabierają.
- Później – warknął osobnik niosący ją. Był
nieco niższy od swego towarzysza i szczuplejszy, jednak nie oznaczało, że
słabszy, czy że nie da rady jej unieść.
Zatem
pozwoliła się wynieść z ciągu baraków w których była przetrzymywana. Następnie
została niemalże wrzucona na tylne siedzenie jeepa. Mężczyźni szybko do niego
wsiedli. Tarren zauważyła, że trzech mężczyzn wsiada do drugiego jeepa i czeka
na ich sygnał.
- Pani Lange nas przysłała – oznajmił mężczyzna,
który ją niósł. Jak dziwnie brzmiało pani
Lange. Na dodatek sposób w jaki je wypowiedział ów mężczyzna sugerowało, że
nie pała sympatią względem Hetty.
- Komu zawdzięczam ocalenie? – zapytała, próbując
dowiedzieć się jak najwięcej.
- Mossad – odparł drugi z mężczyzn, który
kierował samochodem.
- Jak mnie odnaleźliście i co ze sprawą? –
dopytywała. Chociaż była zmęczona, głodna i obolała to chciała wiedzieć.
- Pani Lange wszystko ci wyjaśni – oznajmił zimno,
ten który ją niósł. Musiała im nadać jakieś ksywki, skoro nie chcieli się przedstawić.
Nagle przypomniała sobie, że pierwsze co rzuciło jej się szczególnego u tego kolesia
to oczy. Miał jasnoniebieskie oczy w ciemnej oprawie brwi. Wiec nazwie ich ‘Niebieskookim’
i ‘Brązowookim’. Wracając do ‘Niebieskookiego’ to idealnie mówił po angielsku,
jakby był to ojczysty jego język. Nie miał ciężkiego akcentu jak jego kompan.
Resztę
drogi przemilczeli. Tarren czuła ciężką atmosferę, jakby obaj mężczyźni byli ze
sobą skłóceni ponieważ musieli wziąć udział w misji ratującej jej skórę.
Wymieniali tylko między sobą zimne, a niekiedy gniewne spojrzenia, jakby w ten
sposób się ze sobą komunikując i kłócąc. Tarren jednak była zbyt zmęczona by dłużej
zwracać na nich uwagę. Chwilowy zastrzyk adrenaliny jaki pojawił się, gdy
usłyszała strzały, opuścił ją. Ułożyła się zatem najwygodniej jak mogła na
siedzeniu i postanowiła zdrzemnąć.
***
Po tym jak
na lotnisku wojskowym została przebadana i opatrzona przez lekarzy, dano jej
chwilę na szybki prysznic, przebranie się i zjedzenie. Następnie wraz z ‘Niebieskookim’
wsiadła do samolotu.
- Lecisz ze mną? – zdziwiła się. Chciała co nieco
dowiedzieć się o tym mężczyźnie.
- Dyrekcja prosiła mnie bym odebrał informacje
o delikatnej treści, które ma dla nas pani Lange – oznajmił sucho, nawet na nią
nie spoglądając. Wydawał jej się zimny, nieczuły i zdystansowany. Pewnie Mossad
go wyprał ze wszystkich uczuć podczas swoich morderczych szkoleń.
- Nawet nie znam twojego imienia – zauważyła.
Nie czuła się przy nim komfortowo. Po bliższym przyjrzeniu mogła spokojnie
stwierdzić, że nie miał typowych azjatyckich rysów. Zatem Europejczyk lub Amerykanin, zgadywała. Był ubrany w czarne
bojówki i szarą, przyległą do ciała koszulkę z krótkim rękawem. Zatem
wiedziała, że trenuje, bo zdradzała go sylwetka. I był młodszy od niej,
zdecydowanie młodszy, co najmniej sześć lat.
- Bo się nie przedstawiłem – odparł,
najwyraźniej lekko rozbawiony i jakby zastanawiając się czy jej powiedzieć –
Daniel Wallance – w końcu się przedstawił. Tarren próbowała przypomnieć sobie
czy gdzieś już nie słyszała tego nazwiska, czy nie obiło jej się o uszy, ale w
chwili obecnej nie była w stanie.
- Musiała być strasznie przyciśnięta skoro
porosiła mnie o pomoc – odezwał się nagle. Spojrzała na niego zaciekawiona.
- A to dlaczego?
- Bo wie, że nie wychodzę często w teren –
oznajmił, a gdy uniosła brew nie rozumiejąc uśmiechnął się lekko – Jestem analitykiem
i informatykiem.
Tarren
jeszcze bardziej podejrzliwie spojrzała na niego.
- Dlaczego tak jej nie lubisz? – zapytała wprost.
- Twojej matki? – odpowiedział pytaniem na
pytanie.
- Wiesz? – zapytała zaskoczona. Kim u licha ten koleś jest?, przemknęło przez
jej myśli. Poczuła się nagle zagrożona. Niewiele osób wiedziało, że Hetty ją
adoptowała. Kiedy na niego spojrzała, posłał jej kpiący i pogardliwy uśmieszek.
Jest hakerem, olśniło ją nagle, ale dlaczego uwziął się na Hetty?
- Pani Lange popełniła kilka błędów – oznajmił
tajemniczo.
- Nikt nie jest święty – odparła oschle. Nie
podobało jej się, że oczernia jej matkę.
- Nie jesteś jedyna, Tarren – oznajmił i
spojrzał na nią zimno – Ale to ona powinna ci powiedzieć. Jednak znając ją to
przemilczy sprawę – dodał. Był opanowany i chłodny, spokojnie rozmawiając. Ani
razu nie podniósł głosu. Był za coś wściekły na Hetty ale nie okazywał jawnie
tego. A przynajmniej nie w mowie ciała. Nawet głosem za bardzo się nie
zdradzał.
- Tak, wiem, że oprócz mnie uratowała wiele
dzieci, które teraz pracują w agencjach rządowych – oznajmiła sucho. Nie chciała
również się zdradzić ze swych emocji.
- Ale i komuś zniszczyła życie – oznajmił, odwracając
od niej wzrok.
Tarren nie
bardzo chciała wierzyć w jego słowa. W jaki sposób Hetty mogłaby komuś
zniszczyć życie? Może Daniel próbuje zamieszać jej w głowie? Może Mossad go
nasłał na nią by odwróciła się od NCIS, albo nawet została podwójną agentką.
- Chcesz zemsty? – zapytała nagle. Rozejrzała
się a potem utkwiła spojrzenie w nim, bojąc się jakby niespodziewanego ataku. Jednak
nie spodziewała się tego. Daniel po prostu roześmiał się, jakby powiedziała
jakiś ekstra śmieszny żart.
- Zemsty? – zachichotał, po czym spoważniał lekko
– Jedynie czego chcę to by zostawiła mnie w spokoju i zapomniała, że w ogóle
istnieję – oznajmił szczerze, a potem dodał ucinając dalszą rozmowę – Powinnaś się
przespać, okropnie wyglądasz.
***
Dopiero
kiedy wysiedli, zauważyła, że Daniel ma ze sobą czarną skórzaną kurtkę, którą
włożył zaraz po przylocie. No tak, różnica temperatur. Tam przyzwyczaił się do
upałów. Zdziwiła się jednak, gdy niespodziewanie podszedł i narzucił jej na
ramiona drugą kurtkę, tyle że materiałową.
- Dzięki – szepnęła i znów się zdziwiła, gdy
wziął ja pod rękę i pomógł dojść do samochodu. Całkowicie zimnym draniem to on nie jest, pomyślała. Czekały na nich
dwa samochody z agentami NCIS, których ona nie znała. Droga do tajnego biura
przebiegła w totalnym milczeniu. Obserwowała jak Daniel wygląda przez szybę.
Jego twarz nie zdradzała jednak emocji. Musiał się na prawdę dobrze maskować.
- Mieszkałeś tu, prawda? – zapytała nagle, gdy
zobaczyła jak zamyka dłoń w pięść. Co tu się
wydarzyło? Co Hetty miała z tym wspólnego?, te pytania natrętnie
przelatywały jej przez myśli. Wiedziała, że jak tylko wróci zapyta Hetty, a
jeśli ona nie będzie chciała rozmawiać, to poprosi Eryka by wyszukał wszystkich
informacji na temat Daniela Wallance.
Wiedziała
też, że Hetty nie lubi się prosić o pomoc, zwłaszcza osób, którym zaszkodziła. Stosunki
na linii NCIS-Mossad nie były zbyt przyjemne po śmierci dyrektora David, zatem
to był kolejny powód dla, którego ciężej było pewnie Hetty prosić o przysługę i
wymianę informacji.
Kiedy
dotarli do siedziby OSP dało się wyczuć ciężką atmosferę. G i jego zespół
przywitali ją ciepło, Hetty również okazała radość z jej powrotu, lecz po
chwili zniknęła w swoim gabinecie wraz z Danielem. Tarren potrzebowała
pretekstu by tam do nich wejść i chyba wyczuł ją Callen bo dał jej znać by tam
po prostu weszli.
- To informacje, o które prosili mnie twoi przełożeni
– oznajmiła formalnie Hetty i przekazała mu spora teczkę oraz przedmiot wyglądający
jak pendrive.
- Musiało cię to sporo kosztować, co?
Zadzwonienie do mnie i poproszenie o pomoc – rzucił, zdając sobie sprawę z
tego, że nie są już z Hetty sami.
- Wiedziałam, że pomimo wszystko pomożesz –
oznajmiła otwarcie.
- Skąd ta pewność? – rzucił jej wyzywająco.
Siedział wygodnie w fotelu i wpatrywał się w Hetty zimnym i stanowczym
spojrzeniem. Jednocześnie wydawał się być nonszalancki w swoim zachowaniu.
- Bo chociaż w przeszłości cię skrzywdziliśmy,
to jednak jesteś dobrym człowiekiem. Nie chcesz by tamto zniszczyło ci życie. Nie
chcesz być do nich podobny – oznajmiła spokojnie Hetty.
Daniel uśmiechnął
się lekko i uniósł lewą brew do góry. Dopiero teraz do Tarren dotarło, że jest
przystojnym mężczyzną i nieco przypomina agenta CIA, Adama Hunta. Nagle Tarren
olśniło. Hunt mógłby być jego ojcem!
Czy o to właśnie chodziło? Czyżby Daniel nie dał się zwerbować?
Daniel
wskazał dokumenty i wstał.
- To odbieram jako współpracę między agencjami
– zaczął, po czym przeszedł na hebrajski – Ale zgłoszę się do ciebie odebrać
matczyny dług – z tymi słowami opuścił pomieszczenie.
- Hetty? – zapytała osłupiała Tarren. Udało
jej się zrozumieć jego słowa.
- Czasami człowiek błądzi w swoim życiu – to były
jedyne wyjaśnienia jakie uzyskali od Hetty, która również wyszła ze swojego
gabinetu, pozostawiając zaskoczonych i zdezorientowanych agentów samych.
***
Kiedy
Tarren w końcu ułożyła się spać, czuła się wymęczona i miała głowę pełna
mętliku. Jednocześnie czuła się bezpiecznie bowiem na kanapie w salonie spał G.
A przynajmniej miała nadzieję, że śpi na kanapie a nie na podłodze. Zamknęła
oczy. Chciała przestać myśleć. Po kolejnej dawce leków przeciwbólowych
wiedziała, że to niedługo nastąpi. Ale zanim pozwoliła by otchłań snów
pochłonęła ją zupełnie, obiecała sobie, że dowie się, co spotkało Daniela
Wallance i jaki to miało związek z Hetty.
Moja droga Chandni, to nie może być one-shot :D Musi być dalszy ciąg, przecież nic nie wyjaśniłaś :D Poza tym wiesz, że uwielbiam LA na równi z DC i z radością witam każde opowiadanie w tym klimacie. A jest ich stanowczo za mało! Dlatego puść wodze fantazji (a raczej spuść Wena ze smyczy :D) i do dzieła :D
OdpowiedzUsuń