A/N: Wiem, trochę krótkie, ale ważne, że jest bo ostatnio Wen coś nie dopisuje zatem jestem szczęśliwa, że cokolwiek pozwolił napisać. Mam nadzieję, że się spodoba. Jak zapowiedziałam Tiva też jest :)
** Chandni **
Ziva odebrała wiadomość o treści: Jesteśmy
pod budynkiem konferencyjnym. Na razie wszystko gra. Odezwę się z Damaszku.
Ziva spojrzała na zebranych ludzi. W kuchni, przy blacie
na stołkach barowych, sącząc kawę, siedzieli Gibbs i Whitening. W salonie Susan
pokazywała zdjęcia Tony’emu. Reszta niedawno rozjechała się do swoich domów.
Ziva usiadła z powrotem obok Susan i DiNozza i spojrzała na zdjęcie jakie
przedstawiało Susan i Nathana. Oboje byli uśmiechnięci a Susan dumnie
prezentowała na palcu pierścionek, jaki właśnie dostała od ukochanego.
- Jest silny i
cholernie uparty – oznajmiła nagle Ziva – Nie potrafiłabym wrócić do Somalii,
do miejsca, gdzie mnie przetrzymywano. A Nate to robi bo cie kocha i chce się
od tego uwolnić – stwierdziła. Nie miała pojęcia skąd ten młody mężczyzna brał
tyle siły, ale wiedziała, że właśnie dochodził do punktu krytycznego i potrzebował
regeneracji i oczyszczenia, ponieważ zemsty dokonał już jakiś czas temu.
- Każdy z nas na
swój sposób musi zmierzyć się z własnymi demonami i gdybyś musiała zrobić to
dla siebie czy też dla ratowania związku z Tonym, to pojechałabyś tam – stwierdziła
Susan – Poślubiając Nathana wiedziałam na co się piszę i z czym jest związane. Zdawaliśmy
sobie oboje sprawę z tego jakie mogą być konsekwencje naszego czynu, ale po
tym, co razem przeszliśmy wiedzieliśmy, że nie możemy już bez siebie żyć. To
nie miałoby sensu. Ani ja ani Nate nie potrafilibyśmy ułożyć sobie życia bez
drugiego. Tylko byśmy myśleli o sobie czy jesteśmy bezpieczni, zdrowi, czy
sobie radzimy, czy kogoś mamy? – tłumaczyła Susan.
- Uparci i
zawzięci. To ma się rozumieć – zaśmiał się Tony, który podziwiał siłę i hart
duha Susan. W pewnym stopniu przypominała mu Zivę.
- Jeśli się
poddamy to tylko pozwolimy by nasi wrogowie zwyciężyli, a tego nie chcemy,
prawda? – rzuciła wyzywająco i spojrzała z tajemniczym uśmiechem na Zivę.
- Jak najbardziej
– David przytaknęła – Jakbym… um… - Ziva nie wiedziała jak zacząć ten temat –
Jakby nie odpowiadało mi to, co zaoferują mi w NCIS, to czy…
- Jak najbardziej,
Zivo – zapewniła ja Carter – My kobiety musimy się trzymać razem i być twarde
przy naszych facetach a czułe i bojowe jak niedźwiedzice przy naszych młodych –
zaśmiała się lekko Susan.
- Najpierw
wybierzemy dom i sprzedamy nasze apartamenty – zaznaczył Tony.
- Ja urządzam –
zaanonsowała Ziva.
- Duży plazmowy
telewizor w salonie to podstawa i miejsce na moją kolekcję filmów –
poinformował ukochaną DiNozzo – Strasznie dużo wydatków – syknął lekko się
krzywiąc.
- Poradzicie sobie
– zapewniła ich Susan.
- Jeśli się
wcześniej nie pozabijają – doszedł ich rozbawiony głos Gibbsa – Dzieciaki –
westchnął, kręcąc przy tym głową.
***
Mossad podstawił do ich dyspozycji samochód, który czekał
tuż przed lotniskiem. W milczeniu udali się do niewielkiego motelu, z którego już
wcześniej Shardiff korzystał. Po wzięciu prysznica Shardiff ułożył się wygodnie
na łóżku, obserwując Nathana, który czytał Brewiarz. Jednak Shardiff bez
problemu mógł zauważyć, że nie był skoncentrowany na tekście modlitwy.
- Uparciuch –
rzucił Ianto, wpatrując się w sufit i wyczekując reakcji. Niestety Nate milczał
jak zaklęty – Sprawdzasz moja cierpliwość? – Barrowman nie ustępował. Nie miał
zamiaru dać za wygraną i się łatwo poddać. Był cierpliwy, gdy tego sprawa
potrzebowała – Idź spać – rozkazał, widząc jak Nathan co chwila przeciera
zmęczone oczy. Kiedy ostatnio ten
dzieciak spał?
- Powinieneś teraz
być z Seleną i Jasmine – usłyszał w odpowiedzi. Nathan nawet na niego nie
spojrzał. Owszem był cholernie zmęczony, ale bał się zamknąć chociaż na chwilę
powieki.
- Właśnie, a
jestem tu z tobą
- Nie prosiłem o
to – warknął groźnie Carter, odstawiając na bok modlitewnik.
- Nie – Shardiff zerwał
się z pozycji leżącej – Powinieneś teraz przytulać żonę a nie uciekać.
- Ja nie uciekam –
syknął Nathan wstając z łóżka – Musze stawić czoła demonom, które ciągną mnie w
dół – oznajmił smętnie – Sam wiesz najlepiej jak to jest – przypomniał mu.
- Idź spać –
powtórzył rozkaz Shardiff.
Nathan, który do
tej pory krążył po pokoju, zatrzymał się i roześmiał.
- Nie mogę spać.
- A wziąłeś
chociaż karty byśmy w pokera zagrali? – zapytał nagle Ianto, uśmiechając się.
Nathan tylko pokręcił smętnie głową, wrócił do łóżka i zgasił światło.
- Możemy liczyć
razem barany – zaproponował Ianto. Postanowił przybrać taktykę DiAngelo –
upierdliwca. Wiedział, że w chwili obecnej bardzo łatwo było można wyprowadzić
Nathana z równowagi i o to mu chodziło.
* * *
Obaj zdrzemnęli się zaledwie dwie, góra trzy godziny.
Shardiff nie mógł spać, gdy na drugim łóżku Nico wiercił się niespokojnie i mówił
niezrozumiale przez sen, z którego trzykrotnie budził się z krzykiem, nie mogąc
złapać powietrza do płuc. To im wystarczyło by darować sobie sen na resztę
nocy. Kiedy tylko zaczęło szarzeć wymeldowali się z motelu, zatrzymali w
całodobowej knajpce na szybkie śniadanie i ruszyli w drogę. Ich pierwszym
przystankiem był budynek konferencyjny.
- Ziva powinna
spędzać czas z Tonym – odezwał się ponurym głosem Nathan.
- Powinna, a
siedzi z twoją żoną. Oboje siedzą – odparł Shardiff – Chcesz się poczuć lepiej?
Robi to bo chce, bo uratowałeś jej dwukrotnie życie. Jej i ich dziecku
nienarodzonemu – zaznaczył, bo wiedział jak rozchwiany emocjonalnie jest w
chwili obecnej Carter. To niby ma mnie
pocieszyć?, prychnął pogardliwie w myślach Nathan. Wciągnął w to już zbyt
dużo osób. Dlaczego wtedy nie przyjął oferty Darrena? Tego nie mógł zrozumieć,
ale teraz już było na to za późno.
Shardiff zatrzymał samochód i obaj powoli z niego
wysiedli. Byli ubrani tak by wmieszać się w tłum; Koszulki bawełniane, jeansy,
arafatki, okulary przeciwsłoneczne i masywne buty. Shardiff miał przy kostce broń,
ukrytą pod szeroką nogawką. Szedł kilka kroków za Nathanem, który wspiął się po
schodach, rozejrzał i zatrzymał przy poręczy.
Nathan pamiętał jak dziś ponowne spotkanie z Syriuszem i
jak zdenerwowany tym był. Jak wyszedł na zewnątrz. Telefon Syriusza i nagły ból
w boku, po tym jak sztylet mu go przeorał.
Chwycił się barierki by nie upaść. Zapomniał jak jest tu
duszno i gorąco o tej porze roku. Spojrzał w stronę drogi, gdzie miasto budziło
się do życia. Spojrzał na Shardiffa. Mężczyzna stał z komórka w ręce. Zapewne
zdawał raport, gdzie są i co robią.
To miejsce było dopiero początkiem ich podróży i
początkiem jego koszmaru. Wiedział jednak, że musi pojechać w tamto miejsce,
gdzie był przetrzymywany. Zatem zbiegł po schodach i mijając Shardiffa zawołał:
- Możemy jechać
dalej.
Nico i jego demony... Czuję, że będzie boleć. I to bardzo. Rany na psychice są znacznie poważniejsze niż te zadane nożem... Dobrze, że nie jest sam. Ale i tak straszny z niego uparciuch.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, że wszyscy się tak nawzajem wspierają. A Susan to niezwykle silna kobita, skoro nawet w takiej sytuacji potrafi udzielać dobrych rad innym. I ciekawe, czy Tony i Ziva faktycznie kupią sobie taki wielki telewizor plazmowy do nowego domu? :D
haahhaha wiedziałam, że Tony coś dowali :D Telewizor mu się marzy :P
OdpowiedzUsuńMi jest szkoda Nico, i to bardzo :( No i Susan..ale będzie dobrze..musi być :P