czwartek, 7 czerwca 2012

Rozdział 7


A/N: HA! Udało mi sie w... niespełna godzinę napisać rozdział :D Jesteśmy z Wenem dumni z siebie ;) Mam nadzieję, że Wam się spodoba. 
** Chandni**


Gibbs nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Próbował zająć się łodzią ale nie szło mu to za bardzo. Zabierał się za czytanie książki ale nie potrafił sie skoncentrować na tekście. Jego przeczucie podpowiadało mu, ze stało się cos złego. Jako Alfa miał bardzo silne i dobrze rozwinięte przeczucie ale jeśli do tego dołożysz instynkt ojcowski... Gibbs omal wewnętrznie nie szalał. Krążył po salonie niczym lew uwięziony w klatce i rzucał gniewne spojrzenia na telefon. Wiedział, że G jest z Tony’m, a raczej Tony z G u Abby. Jak ten smarkacz zalazł mu za skórę! Nie martwił się nigdy o nikogo aż tak bardzo, nawet o Abby. To przez to, że DiNozzo jest szczeniakiem!, tłumaczył sobie w myślach.  Wiedział, że nie może zamienić się w swoją zwierzęcą formę bo jeśli któryś z nich zadzwoni to nie będzie w stanie odebrać. Zatem musiał pozostawać czujny w ludzkiej postaci i to doprowadzało go do szału, bo w swej drugiej postaci lepiej radził sobie z emocjami. 

Siedem miesięcy! W te siedem miesięcy Dinozzo stał się jego dzieckiem. Wróci! To stało sie w przeciągu kilku dni!
- Cholera! - zaklął Gibbs przecierając szorstką dłonią zmęczone oczy. Nagle podskoczył na dźwięk telefonu i poczuł jak serce podchodzi mu do gardła - Gibbs - warknął i zamarł. Czuł jak czas zwalnia, jak z niedowierzaniem słucha tego, co mówił mu a raczej próbował powiedzieć Callen. Mężczyzna był w szoku. Mówił nieskładnie i szybko. 

Napad...
Pięciu na dwóch...
Bokser zaatakował Tony’ego...
Tony jest na OIOM’ie...


Gibbs nie wiedział jakim sposobem znalazł się w szpitalu i nie spowodował po drodze żadnego wypadku. Niemalże biegł w stronę oddziału, który wskazał mu G. Zatrzymał się przed wejściem na oddział i uderzył pięścią w ścianę by rozładować choć trochę napięcie. Jeszcze będąc w domu zadzwonił po Ducky’ego. Tylko on mógł w razie czego przetłumaczyć całą terminologie medyczna z ichszego na Gibbsowski. Gibbs oparł głowę o zimną ścianę. Po śmierci Kelly obiecał sobie, że juz nigdy nie pozwoli by ojcowskie uczucia w nim się obudziły i wzięły nad nim kontrolę. Przez tyle lat udawało mu się to, aż do pojawienia się w jego życiu DiNozza.
- Szlag! - warknął, wziął głęboki oddech i wszedł na oddział. Od razu zobaczył siedzącego na krześle Callena. Przy nim stał najprawdopodobniej lekarz, tak bowiem wskazywał wygląd mężczyzny.
- Co z Tonym? - zapytał podchodząc do nich.
- Jak mniemam Agent Gibbs. Jak mówiłem agentowi Callenowi, agent DiNozzo miał wiele szczęścia. Ma wybity prawy bark, złamane trzy żebra, lekki wstrząs mózgu. Szkło, które wbiło się mu w brzuch na szczęście nie uszkodziło organów wewnętrznych. Uderzenie o ścianę spowodowało obrzęk prawego płuca, przez co agent DiNozzo ma problemy z oddychaniem. Jest cały podrapany, posiniaczony i pokaleczony od kawałków szkła. Stracił sporo krwi ale w chwili obecnej jego stan jest stabilny a życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Jednakże - tłumaczył lekarz spokojnie i prostym językiem - Dla pewności przez dobę pozostawimy go na obserwacji na OIOM’ie.
- Mogę...? - Gibbsowi aż zaschło w gardle pod wpływem emocji.
- Jest pod wpływem silnych środków przeciwbólowych i w chwili obecnej śpi. Nie sądzę by obudził się do rana - ostrzegł doktor po czym oddalił się.
- Gibbs... - Callen zaczął czując się winny za cała sytuację.
- Nasłałeś na was tych dryblasów? - zapytał Gibbs ostro spoglądając na agenta.
- Nie... - szepnął - Ale...
- Nie twoja wina, miałeś rację - westchnął ciężko Gibbs.
- A chciałbym jej nie mieć. Gdyby nie ten bokser dalibyśmy radę. Tony zamknął jednego w kontenerze - na to wspomnienie G lekko sie uśmiechnął.
Gibbs tylko skinął głową. Chciał jak najszybciej zobaczyć swoje dziecko. Zatem powoli i niepewnie ruszył w stronę pokoju, w którym leżał Tony. W drzwiach spotkał pielęgniarkę, która łagodnie sie do niego uśmiechnęła i podała mu standartowe ubranie ochronne, które należy włożyć przed wejściem. Agent posłusznie i szybko nałożył materiałowy kapok i wszedł do pomieszczenia.

- DiNozzo - jęknął Gibbs widząc Tony’ego takiego. Cały podłączony do aparatury monitorującej jego parametry życiowe, kroplówka z fluidami i lekami, kroplówka z krwią, maska tlenowa okrywająca pół jego twarzy. Prawa ręka usztywniona. Reszta była schowana pod ubraniem szpitalnym. Twarz Tony’ego była podrapana, oczy podkrążone, cera blada. Na kości policzkowej rysował się żółto-fioletowy siniak.  Gibbs podszedł do łóżka uważając na całą aparaturę. W jedną dłoń wziął dłoń Tony’ego, a drugą położył na jego głowie i pogładził go po włosach.
- I, co ja mam z tobą zrobić? - mruknął nie oczekując, że mu ktoś odpowie, gdy usłyszał nagle za sobą znajomy głos.
- Po prostu kochać - odparła Abby uśmiechając się do niego blado. Za nią w drzwiach stali Ducky, G i Kate.    

****

Siedem godzin.
Tak długo jeszcze przy nikim bez przerwy nie siedział przy łóżku w szpitalu. Siedział i trzymał Tony’ego za rękę bojąc się ją puścić. Miał wrażenie, że jeśli to zrobi to stan Tony’ego się pogorszy i go straci. DiNozzo przespał większość nocy spokojnie. Tylko raz przydarzył sie atak silnego bólu, po którym lekarze ponownie musieli założyć Tony’emu szwy na brzuchu.

W końcu sen zmorzył Gibbsa i teraz mężczyzna drzemał na niewygodnym szpitalnym krześle.
Cichy jęk i drgniecie ręki w jego dłoni postawiło agenta na równe nogi.
- Tony? DiNozzo? Hej, otwórz oczy - Gibbs starał się mówić spokojnym i opanowanym głosem, jednocześnie chwytając wolną rękę za przycisk by zawiadomić pielęgniarki i lekarza.
- Gibbs - szepnął Tony, po czym powoli otworzył oczy.
- Nigdy więcej tego nie rób - Gibbs nachylił sie nad nim i pocałował w czoło. Po chwili w pokoju była masa ludzi: pielęgniarki, lekarze a w drzwiach cisnęli się Abby, G, Kate i Ducky.  

5 komentarzy:

  1. No możesz być dumna :D Nie tylko dlatego, że napisałaś rozdział w godzinę, ale z tego, że jest on naprawdę jak każdy zresztą inny rozdział..no jest po prostu perfekcyjny..no i Gibbs i jego uczucia - bezcenne :D Tony Doo żyję :D Czekam, co dalej z nim bd :D I czy Gibbs dorwie tamte boxery ;d

    OdpowiedzUsuń
  2. Bądź dumna, bądź. Bo rozdział super:) Bo Wen się spisał:) Bo czas miałaś niezły :D A poważnie. Rozdział naprawdę rewelacyjny, uczucia Gibbsa - świetnie oddane :D I Tony żyje :) I jest dokładnie tak jak mówi Abby: nie robić nic, tylko kochać :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wen czuje się połechtany w lewą komorę serca :D Chociaż widzę, że Wen-Shardiff czai się z czymś krwawym, tylko jak zwykle nie może się zdecydować w jakim opowiadaniu chce sobie ulżyć ;) Cieszę się, że się podobało.

    OdpowiedzUsuń
  4. Normalnie kocham Ciebie i Twojego Wena!!! Rozdział jak poprzednie był super, extra, genialny! Gratuluję takiego czasu... ja nadal nie znalazłam czasu na ruszenie dalej z moim blogiem :(...
    A do Wena-Shardiffa to chyba ci egzorcystę wyślę, on jest beee bo zawsze jest krwawy i smutny, a ja nie lubię się smucić... wolę twojego Wena, który cię nachodzi w pisaniu Sfory i innych opowiadań z Happy Endm :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Sfora - cieszę się bardzo :D Egzorcyzmy nie pomogą ale Wen-Ianto już tak ;)
    No właśnie widzę, że jakoś cicho u Ciebie ale czasami takie gorsze okresy pojawiają się i trzeba przeczekać :) Trzymam kciuki by Twój Wen wrócił szybko :)

    OdpowiedzUsuń

Nowe opowiadanie

 A/N: Nie mam pojęcia czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale umieszczam post. Zaczęłam pisać nowe opowiadanie, a w zasadzie przerabiam stare. Umie...