środa, 27 czerwca 2012

Zdrada - Rozdział 1


A/N: Powoli sie rozkręcamy z poziomem ostrości:) Shardiff prosi by potem nie wysyłać na niego egzorcystów :P
Odnośnie jednej postaci i uprzedzając Wasze komentarze - BYĆ MOŻE!
Miłego czytania.

**Chandni**

Zaraz gdy wyprowadzili Tony’ego z celi zatrzymali się. Tony nie wiedział, co się dzieje do momentu gdy poczuł czyjeś ręce na szyi zapinające mocno i ciasno coś skórzanego. Dopiero po chwili, gdy zabrzęczał mu metalowy łańcuch, dotarło do niego, że jest to obroża. Silne pociągnięcie dało mu do zrozumienia, że ma ruszyć za Kojotem. Nie wiedział jak długo szli korytarzem, gdy zatrzymali się gwałtownie i omal na cos nie wpadł. Usłyszał krzyki w języku hiszpańskim i przeklął w duchu, że posługuje się tylko włoskim.
Kolejny raz poczuł czyjeś ręce na sobie, tym razem sprawdzające, czy ma dobrze zasłonięte oczy opaską. Następnie został boleśnie pociągnięty do pomieszczenia, które klimatycznie niewiele różniło się od jego celi. Został ustawiony praktycznie na środku pomieszczenia i lekkim szturchnięciem w kolano dano mu do zrozumienia, że ma uklęknąć. Posłusznie wykonał polecenie. Milczał i ktoś znający go doskonale pomyślałby, że to uderzenie w głowę źle na niego wpłynęło. Ale on wewnętrznie łudził się, że przeżyje a znając okrucieństwo Fuertez’a, wolał nie stracić języka, lub mieć wrzucony rozżarzony węgiel do ust.

Przychodziło mu to z trudem, lecz milczał. Również z tego powodu, że jego partner go zdradził i zapewne wiele im na jego temat Danny wypaplał, zatem wolał ich zaskoczyć milczeniem. Wkurzało go tylko to, że nic nie widział i nie rozumiał, co mówili.
Dwóch mężczyzn, którzy go przyprowadziło, stało teraz za jego plecami. Do pomieszczenia weszło dwóch kojotów prowadząc szarpiącego się Price’a.
 - Co jest? Nie tak się umawialiśmy? – krzyczał Danny i po chwili zawył z bólu, gdy jeden z handlarzy uderzył go kolba broni w tył kolana. Detektyw upadł na oba kolana chwiejąc się. Tony praktycznie ocierał się o ramie partnera, który go zdradził.
 - Stary Gringo, co oni wyprawiają? Powiedz im... – nie dokończył. Silny cios w żuchwę spadł błyskawicznie. Mężczyzna nazywany Starym Gringo stał w zaciemnionym rogu pomieszczenie tylko się przyglądając. Jego sylwetka był wysoka i dobrze zbudowana. Silne ramiona miał skrzyżowane na piersi. Kiedy Tony i Danny pracowali nad Kojotami natknęli się na tę ksywkę. Nikt jednak nie wiedział jak wygląda ów mężczyzna.

Z myśli Tony został wyrwany kolejnym krzykiem Danny’ego. Nie wiedział czy ma się cieszyć za to, że Danny wylądował w takim samym gównie co on, czy współczuć. Przecież jego partner okazał się zdrajcą i sprzedawczykiem.
Po chwili handlarze jakby przypomnieli sobie o jego istnieniu, bo już po chwili zimna, metalowa lufa pistoletu była przystawiona do skroni DiNozza. Tony zamarł momentalnie. Zamknięte oczy pod opaską jeszcze bardziej zacisnął i przygryzł dolną wargę.
To jest to, pomyślał i czekał na strzał.
Po chwili usłyszał znajomy oddźwięk pustego wystrzału. Bezwiednie wypuścił z płuc powietrze. Serce waliło mu jak oszalałe, a myśli pędziły niesamowicie szybko. Tony czuł oddech mężczyzny, który właśnie nachylił się nad nim i splunął na niego, po czym ponownie przycisnął broń do skroni detektywa i nie zastanawiając się po prostu kolejny raz pociągnął za spust. Tony nie miał czasu by zareagować. Miał wrażenie, że jeśli kula go nie zabije to umrze na zawał, który wiedział, że jest blisko. Lecz stało się coś zupełnie innego. 

Mężczyźni zaczęli śmiać się, jakby opowiadali sobie jakiś kiepski żart, a następnie do uszu Tony’ego doszedł huk pocisku, jeden a potem trzy następne. Poczuł jak coś lepkiego i mokrego pryska na jego ubranie i ciało.
Nawet bez patrzenia wiedział, że to krew Danny’ego. Poczuł muśnięcie i wiedział, że to bezwładne ciało partnera upadło z głuchym stuknięciem na zimną podłogę.  
Machinalnie w jego umyśle zaczęły przewijać się wspomnienia związane z partnerem. Jak się poznali, ich pierwsze wspólne sprawy, wieczorne kolacje przy piwie i filmie. Pierwszy tatuaż Danny’ego przedstawiający skorpiona. To jak Danny przez przypadek dowiedział się o zaręczynach Tony’ego z Wendy. Jak pół roku później wypłakiwał sie na ramieniu partnera po tym jak Wendy go zostawiła.

Do rzeczywistości przywołało go silne szarpniecie za łańcuch, które spowodowało iż obroża wpiła mu się w szyję. W amoku wstał i podążył za oprawcami, którzy przed chwila zabili jego partnera.
I omal nie zabili mnie, przeleciało mu przez myśli. Dopiero teraz uświadomił sobie jak blisko był śmierci dzisiejszego dnia. Wiedział, że tylko przedłużyli mi życie i katorgi o kilka godzin, może dni. Nie miał pojęcia bowiem, co mięli przygotowane dla niego.

Kolejny raz został wepchnięty do pomieszczenia lecz nie była to jego cela. W tym pomieszczeniu było chłodno i nie cuchnęło.
 - Ubrania, zdejmuj. Opaska zostaje – rozkazał ciężkim angielskim jeden z Kojotów. Mężczyzna rzucił łańcuch, do którego detektyw był przyczepiony, tak iż zabrzęczał w części upadając na kafelkową posadzkę. Następnie rozciął, krępujący ręce detektywa, sznur. Tony z wahaniem wykonał polecenie. Kafelki kojarzyły mu się jedynie z kuchnia i łazienką.

I nie pomylił się. Rzeczywiście stał w niedużej łaźni wykafelkowanej w stare, sięgające zapewne pamięcią lata pięćdziesiąte, kafelki. Część z nich była już uszkodzona. Nad ich głowami wisiała żarówka bez żadnego klosza.
Mężczyzna, który rozkazał Tony’emu rozebrać się stał trzymając gumowy szlauch, w przebrzydle brzydkim żółtawym kolorze. Jak zwykle w cieniu stał stary Gringo i przypatrywał się.
Gdy DiNozzo stał nagi zasłaniając się z przodu dłońmi, kojot włączył zimną wodę i zaczął nią detektywa oblewać.
- Przód – warknął Kojot. Tony obrócił się. I został oblany coraz zimniejszą wodą – Tył – rozkazał znów mężczyzna – Jeśli chcesz sikać, to teraz. Potem nie szansa – zaśmiał się młody mężczyzna. Młody, bo na oko nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia-trzy lata. Tony przygryzł wargę. Czuł potrzebę. Gdyby wtedy w tym pomieszczeniu, gdy zabili Danny’ego nie powstrzymał się, to pewnie by się zeszczał ze strachu. Wiedział, że nie ma innej możliwości i że woda i tak zmyje z niego mocz. Do tortur doszło wiec poniżanie. Zrobił to i chociaż w tej materii uzyskał chwilową ulgę. Po chwili woda przestała na niego lecieć a w jego ręce został wetknięty szary ręcznik. Nie musieli mu mówić, co ma z nim zrobić. Szybko się wytarł. Następnie po kolei były wciskane mu części garderoby. Chwiejąc się, na tyle szybko, na ile zasłonięte oczy i zdrętwiałe od zimnej wody ciało mu pozwalały. Następnie szorstkie, silne dłonie chwyciły go za ramiona i z powrotem je skrępowały na jego plecach. Jako, że nie zamoczyli mu głowy, opaska była sucha, wiec jej nie zmieniali. Stary Gringo chwycił za łańcuch, obwiązał go dwukrotnie wokół dłoni i pociągnął prowadząc DiNozzo z powrotem do jego celi. Tony czuł ulgę w pęcherzu ale i na ciele. Chociaż woda była zimna, niemalże lodowata to i tak w tej duchocie była zbawienna. Jednak jego uwagę teraz przykuł Stary Gringo, który szedł przed nim. Mężczyzna pachniał dziwnie, inaczej, lecz Tony nie potrafił określić tego zapachu. Na pewno nie pachniał potem i tequilą jak reszta Kojotów. Jego kroki też były inne. Stanowcze i wojskowe.

Kiedy dotarli do celi detektywa, Stary Gringo bez słowa go do niej wepchnął, sprawił, że upadł na oba kolana tak iż jego głowa był miedzy ramionami Gringo, który przykucnął przy nim. Mężczyzna wyciągnął szybko manierkę z wodą, odkręcił kurek i wepchnął do ust DiNozza pozwalając by mężczyzna napił się kilka łyków. Następnie schował manierkę w kieszeni zielonych bojówek i nim odszedł klepnął nieznacznie oszołomionego detektywa w podbródek. Nim Tony zdołał cokolwiek powiedzieć, zareagować Stary Gringo opuścił jego celę zamykając na rygiel drzwi i pozostawiając skołowanego i zmęczonego psychicznie policjanta.

6 komentarzy:

  1. CZY TY CHCESZ ŻEBYM NA ZAWAŁ ZESZŁA?! Tony o mało nie zginął w tej rosyjskiej ruletce (bo na to mi to wyglądało)! Stary Gringo, kim on jest? Gringo to określenie obcokrajowca w Meksyku tak? Więc do jasnej ciasnej pisz cedeka zanim zeżre mnie ciekawość!

    A pierwszy rozdział genialny! Obiecuję Shardiffowi, że nie naślę na niego egzorcystę, pod warunkiem, że będzie ładnie współpracował z Inato i stworzą coś ostrego z happy endem.
    No sorry ale ja jestem chyba uzależniona od happy endów, nawet jeśli coś się skończyło źle to ja sobie muszę dopowiedzieć w wyobraźni szczęśliwe zakończenie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojć... sorrka ;) Tak, to była rosyjska ruletka. Tak, Gringo to określenie obcokrajowca ;) Cieszę sie, że się podoba. Masz dokładnie to samo, co ja :P Też nie lubię gdy nie ma happy endy bo jak to powiedział Om w 'Om shanti Om': jeśli nie ma happy endu to film jeszcze się nie skończył :D Postaram się szybko napisać cedeka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak! Czyli mogę liczyć na happy end? Już to widzę ech... Gibbs hero ratuje Di z opresji i ściąga do NCIS... sorry znowu mnie wyobraźnia ponosi... pisz dalej!

    OdpowiedzUsuń
  4. No ja też mało co zawału nie dostałam..wracam z zakończenia roku, czytam i już ciśnienie podskoczyło ! Niemniej uważam, że rozdział udany, a i też zastanawiam się kim jest ten obcokrajowiec :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Następny sie kończy pisać ;) Uzbrójcie się w wiele żyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Chandni to było GE-NIAL-NE!!! Dałaś czadu, ale liczę, że dalszy ciąg będzie jeszcze lepszy :D Też mnie zżera ciekawość kim jest Stary Gringo i dlaczego, u diabła, jest zupełnie inny niż reszta Kojotów?? Mam wrażenie, że przejawia ludzkie odruchy :D Nieźle doświadczyłaś naszego Toniaczka. No i jest trup :D A ponieważ, w przeciwieństwie do moich poprzedniczek, nie przepadam za szczęśliwymi zakończeniami (heh, sama nie wiem dlaczego) to mam nadzieję, że następne rozdziały będą równie ostre :D Egzorcystów nie naślę :D

    OdpowiedzUsuń

Nowe opowiadanie

 A/N: Nie mam pojęcia czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale umieszczam post. Zaczęłam pisać nowe opowiadanie, a w zasadzie przerabiam stare. Umie...