A/N: No to z Shardiffem podkręcamy ostrość :D O dziwno (nie zapeszać) strasznie fajnie mi sie pisze :P Zatem oceńcie same ;) Wystarczająco ostre?
**Chandni**
Był zdezorientowany i może właśnie im o to chodziło? Po
znęcaniu się nad nim psychicznie przyszła kolej na danie mu nadziei, by potem
mu ja brutalnie odebrać. Bo jak inaczej wytłumaczyć te drobne gesty Starego
Gringo? Dał mu wodę, jasne, nie chcieli by się odwodnił. Ale klepniecie go w podbródek?
Tony usadowił się w miarę wygodnie na betonowej posadzce nagrzanej od promieni
słonecznych, którym udało się przedrzeć do pomieszczenia przez małe okienka.
Sięgną pamięcią do tego, czego się dowiedzieli o Starym
Gringo. Prawdopodobnie był komandosem amerykańskim, który podczas ostatniej
nieudanej misji stracił głos. Następnie opuścił Stany i udał się do Meksyku,
gdzie przyłączył się do Kojotów. Zatem będzie musiał podczas swojego pobytu
tutaj wyczaić Gringo. A w chwili obecnej skoncentruje się na swoim pozostałych
zmysłach. Człowiek zawsze polega na wzroku i dotyku. Gdy jednak wzrok straci...
Staje się zależny od innych, staje się niczym nietoperz.
- Gacki uszami widzą –
szepnął, próbując skoncentrować się na tym, co słyszał. Wiedział już jakie
kroki wydają buty Kojotów i podczas jakiego kroku. Znał już chód Gringo. W
chwili obecnej mógł określić iż była noc. Było ciszej i mógł dosłyszeć szum
wody. Czyli znajdował się blisko nabrzeża.
Nagle do jego uszu dotarły przeraźliwe krzyki. Nie był sam w
bólu i cierpieniu ale z krzyku odczytał iż był to inny rodzaj cierpienia. Na
nim znęcali się psychicznie, a tym ludziom zadawano ból fizyczny. Nie wiedział,
co było gorsze.
***
Przyszli po niego około południa. Czuł przemożny głów i
burczenie w brzuchu. Przeraził się tym, że tak szybko przywykł do odoru jaki
panował w celi. Zdrzemną się może z trzy godziny. Bał się spać ale zmęczenie
wzięło górę nad strachem i czujnością.
Powtórzyli czynności poprzedniego dnia. Sprawdzili opaskę na
jego oczach, węzy przy nadgarstkach i pociągnęli za łańcuch do tego samego
pomieszczenia, w którym był wczoraj, gdzie zabili jego partnera.
Ponownie usłyszał rozmowy hiszpańskie i wyczuł obecność Starego
Gringo w rogu pomieszczenia. Jak zwykle był obserwatorem.
- Połóż na brzuch – padł
rozkaz, wiec go wykonał. Ktoś położył obok niego łańcuch, który wciąż był
przyczepiony do jego obroży. Chwilę później wprowadzono jeszcze jedna osobę do
pomieszczenia i położono obok Tony’ego w ten sam sposób. Tym razem jednak
DiNozzo nie czuł dotyku drugiego ciała, tak jak wczoraj czuł przy swoim
ramieniu ramię Danny’ego. Oznaczało to tylko, że ich oprawcy pozostawili
przestrzeń między nimi. Nie minęła sekunda jak Tony dowiedział się dlaczego,
gdy długie, splecione rzemienie bicza chłosnęły dosłownie milimetr od jego
lewego boku. Usłyszał syk powietrza unoszonego ponownie bicza i tym razem spadł
on po prawej stronie jego ciała.
Tony czuł jak jego ciało reaguje instynktownie, jak napina
się, kurczy. Na ciele wystąpiła mu gęsia skórka a po czole, które spoczywało na
betonowej podłodze, spływały krople zimnego potu. Cichy, mimowolny jęk szoku
wydobył się z jego gardła. Chłosty wzdłuż jego ciała zostały powtórzone dwukrotnie,
a następnie cztery spadły prosto na plecy drugiej osoby. Mężczyzna, starszy meksykanin,
zawył z bólu. Próbował się oswobodzić, krzyczał, błagał o litość. Tony nie
musiał znać języka by wiedzieć. Sam próbował chociaż trochę zsunąć opaskę z
oczu ale nie zdołał, gdy kolejne cztery serie spadły tuż przy jego ciele. Gdyby
mógł, podskoczyłby w miejscu na leżąco. Oddychał ciężko przez rozchylone,
spierzchłe wargi. Postanowił się mentalnie przygotować na kolejne razy, wykorzystując
zmysł słuchu. Kolejne cztery razy spadły na meksykanina. I znów, Tony usłyszał
świst powietrza, i po chwili znów cztery razy spadły.
Detektyw mógł przyzwyczaić się do swoich tortur ale ciężko
było mu przywyknąć do tortur innych ludzi, zwłaszcza, że oni naprawdę cierpieli
i psychicznie i fizycznie. Nie potrafił wyłączyć umysłu i skoncentrować się na
czymś innym a powinien. Jeśli chce przeżyć, musi to zrobić. Musi odciąć się od
bólu innych, ale nie potrafił. I to nawet nie było związane z empatią, solidarnością
czy innymi wzniosłymi uczuciami. Raczej po prostu ze zwykłym człowieczeństwem,
z którego z każdą chwilą, godziną, dniem był obdzierany.
Nagle wszystko ustało. Dotarł do niego śmiech Kojotów i
szloch rannego mężczyzny. Kojoci dyskutowali miedzy sobą, zapewne nad kolejnymi
torturami jakie mięli na dziś dzień w planach dla niego.
Dlaczego mnie nie zabiją? Przemknęło mu
przez myśl, gdy silne ręce Gringo rozwiązały na chwilę więzy.
- Nad głowę – rozkazał młody Kojot spluwając obok niego i
wiążąc nad głowa ręce meksykanina. Ręce DiNozzo związał nad głową Stary Gringo,
a następnie wcisnął między sznury gruby hak.
- Wstań – padło kolejne
polecenie. Zdrętwiały wykonał je, by chwilę później zawisnąć pół metra nad
podłogą. Ktoś wziął i zakręcił nim. Pewnie ten młody, bo nie sadził by Gringo
miał tak dziecinne pomysły. Tony’emu zrobiło się słabo, jakby nabawił się choroby
morskiej. A do tego doszło podźwiękiwanie łańcucha od jego obroży. Kiedy przestał
się kręcić i zatrzymał w miejscu poczuł jak ktoś ściąga mu buty. Jęknął. Nie
dość, że praktycznie dwa dni miał związane na plecach ramiona, to jeszcze teraz
na nich wisiał.
Czy jego przełożony w ogóle go nie szuka? Czy nie
zorientowali się, ze akcja poszła nie tak jak powinna? Czy nie znaleźli już zwłok
Danny’ego?
Czuł się coraz bardziej obolały i zmęczony. I zaczynał
tracić na ratunek w stylu ‘Zabójczej broni’. Nie podobało mu się, że dynda z
bosymi stopami. To nie wróżyło niczym dobrym i nie pomylił się. Usłyszał
znajomy aż nad to dźwięk wyładowań i od razu wiedział, co Kojoci szykują. Miał
odsłonięte kostki i lekko zwilżone wodą. Skręcił głowę i ułożył ją na ramieniu,
zagryzając zęby na koszulce. Po pomieszczeniu rozległ się stłumiony krzyk, gdy
do jego kostek zostały przyłożone dwa pręty przewodzące prąd.
Trwało to sekundę, ale czuł jak jego ciałem wstrząsają
drgawki, jak krew szybciej buzuje w jego organizmie, serce bije jak oszalałe a
oddech jest szybki i płytki. Docierał do niego cichy jęk i wiedział, że to on
wydaje ten odgłos. Po chwili dał się słyszeć przeraźliwy krzyk meksykanina.
Tony nerwowo poruszył głową nasłuchując. Dłońmi mocno ściskał sznur, jakby dla
wsparcia. Ktoś ponownie rozbujał go i kolejny raz poraził prądem, tym razem
jednak nieco dłużej. Nie zdołał powstrzymać krzyku. Czuł jak po z oczu, prosto
w opaskę spływają mu łzy, jak pot spływa po jego twarzy, karku i całym ciele.
Jeszcze chwila i będzie błagał o litość. Nie da rady tak
długo wytrzymać. Był głodny, wycieńczony i rozbity emocjonalnie.
Z myśli wyrwał go dźwięk butów i zamykanych drzwi. Zostawili
ich, tak po prostu zostawili by tu wisieli w cierpieniu. Tony gwałtownie się poruszył.
- Hola? – szepnął ochrypłym głosem. Miał nadzieję, że jego
współbrat niedoli jest jeszcze wśród żywych.
- N-nic nie zrobić –
przemówił ciężką angielszczyzną mężczyzna – Powiedzieć im nie.
- Przykro mi –
szepnął Tony. Kojoci terroryzowali mieszkańców małych mieścin i żądali współpracy,
mienia, kobiet. Kto im się sprzeciwiał... kończył właśnie tak.
***
Nie wiedział jak długo tak wisieli w samotności wymieniając krótkie
nieznaczne zdania między sobą. Gdyby Tony miał zgadywać wisieli to od kilku
godzin, co boleśnie odczuwały jego ramiona. Ponownie do pomieszczenia weszło
kilku mężczyzn. Gringo jak zwykle zajął miejsce w ciemnym kącie. Tony poczuł
jak ktoś podciąga mu koszulkę do góry.
Czyżby chcieli mnie teraz ‘popieścić’ po brzuszku? Pomyślał a wizja elektrowstrząsów tym razem na brzuchu nie
wywoływała u niego fali radości. Jednak ich oprawcy nie to mięli na myśli, a
zupełnie cos innego. Dopiero po chwili dotarł do detektywa zapach nafty i
siarki. Coś zostało zapalone i Tony zrozumiał, co tym razem dla nich
naszykowali. Długo nie musiał czekać by jeden z Kojotów podszedł do niego z
zapalona pochodnią i przystawił do lewego boku. Płomienie ledwo muskały jego
skórę, więcej bólu zadawało idące od pochodni ciepło. Zacisnął dłonie na
krępujących go sznurach a zęby ponownie zacisnął na rękawie koszulki. Nie
wiedział jak długo jeszcze wytrzyma, gdy Kojot przeniósł pochodnie na jego drugi
bok, nim do Tony’ego dotarł lekki świąd palonej skóry i włosków na ciele. Po
pięciu minutach był już bliski zemdlenia, kiedy usłyszał krzyk meksykanina.
Wiedział, że jego pewnie przypalają przykładając bardziej ogień do ciała. Smród
palonego ciała szybciej do niego dotarł. Chciał by to się wreszcie skończyło i
dla niego i dla tego biednego nieszczęśnika.
I jak na życzenie usłyszał po
kilku minutach, które był dla niego niczym wieczność, znajomy dźwięk przeładowywanej
broni a następnie padł strzał. Aż znieruchomiał instynktownie, oczekując bólu i
powolnej śmierci.
Jednak to nie on doznał tej zbawiennej łaski uwolnienia lecz
meksykanin, który sprzeciwił się ludziom kartelu. Po chwili został opuszczony
na posadzkę. Nogi same ugięły się pod nim. Nikt go nie przytrzymał. Upadł na
kolana ciężko oddychając. Koszulka opadła ocierając oparzone boki jego brzucha.
Cały trząsł się z wycieńczenia i bólu. Każdy nerw w jego ciele krzyczał w
agonii. Do tego doszedł ból głowy po wcześniejszym uderzeniu, którego wcześniej
nie odczuwał. Jego łańcuch został ostro pociągnięty. Wstał, zmuszony by iść
dalej.
I tak jak wcześniejszego wieczoru został wepchnięty do łaźni.
Przywitał zimne strumienie niczym zbawienie na rozpalone ciało. I tak jak wczoraj
został zmuszony do odbycia ‘toalety’ pod prysznicem. Lecz w chwil obecnej nic
go nie obchodziło. Po prostu chciał wrócić do swojej celi, przytulić się do
zimnej i mokrej ściany i usnąć.
Tak jak poprzedniego dnia Stary Gringo zaprowadził go do
celi. Dopiero wtedy Tony zorientował się, że nie związali mu nadgarstków, za co
był niezmiernie wdzięczny. Stary Gringo powtórzył czynności z piciem. Tym razem
pozwolił mu wypić praktycznie cała wodę. I tak jak wtedy palcem klepnął go w
policzek, jakby dając do zrozumienia by się nie poddawał. Coś było w tym geście
i szorstkim dotyku, co kazało mu wykonać polecenie. DiNozzo nie był w stanie
tego wytłumaczyć. Chwilę po tym jak Gringo wyszedł, detektyw oddał się w
ramiona Morfeusza.
Dałaś czadu, Chandni :D Naprawdę świetny rozdział. Widzę, Wen-Shardiff opanował Cię bez reszty :D Tylko nie myśl, że ja mam jakieś sadystyczne ciągoty :D Tylko :znęcanie się" nas bohaterami czyni opowieść ciekawszą :D Też tak robię :D Przeczytałam z zapartym tchem, nie mogąc się doczekać każdego kolejnego zdania. Jeszcze raz powtórzę - jesteś genialna :D
OdpowiedzUsuńAlexandretta - dzięki (rumienie się). Ja też mam ciągoty do znęcania się ale mam słabość do happy endów po torturach ;) Oj, chłopak opanował mnie bezgranicznie :D Może łaskawie da potem dojść do głosu Wenow-Ianto ;)
OdpowiedzUsuńTeż mam taką nadzieję Chandni... Intryguje mnie Stary Gringo, nie umiem go rozgryźć! Jesteś genialna, wciągnęło mnie twoje opowiadanie na maksa... więc pisz dalej i to szybko i oby Inato doszedł też do głosu... a skoro Di nie ma związanych rąk to może ściągnąć opaskę, tylko czy się odważy? I o co Kojotom chodzi? Danego zabili, tego meksykańca też, a Toniaczka tylko torturują, jakby sprawdzali ile może wytrzymać... aaaa zwariuję przez ciebie!!
OdpowiedzUsuńJedna ma zawał, druga wariuje... ej, bo więcej nie będę ostrych pisać :P Wytrzymajcie jeszcze trochę ;) Wszystko ma swoje znaczenie ;)
OdpowiedzUsuńTy mi się nie waż przerywać pisania!! Ja już jestem uzależniona od twoich opowiadań, a im ostrzejsze tym lepiej (ale bez przesady)!
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Sforą też jestem uzależniona od Twoich opowiadań :D A ja mam tutaj zgon na miejscu ! Biedny Di :<
OdpowiedzUsuń