A/N: No, chwilowo sie odblokowałam :) Mam nadzieję, że się spodoba :)
**Chandni**
- Spokojnie, wyluzuj –
powtarzał sobie niczym mantrę, bo panikowanie w tej sytuacji w niczym mu nie
pomoże. W końcu przecież wylądował w wariatkowie, a tyle razy różni ludzie mu
powtarzali, że właśnie tu powinien się znaleźć. Co prawda nie był jak Ptasiek
czy Murdock, ale...
Właśnie, ciekawe czy chociaż jego ‘Drużyna A’ go szuka?
Czy się przejęli jego zniknięciem, czy po prostu odetchnęli
z ulgą, że w końcu się go pozbyli?
Wolał nie wchodzić na te niebezpieczne, mętne myśli swego
otumanionego mózgu.
- Koniec tego –
warknął ostrożnie podnosząc się i siadając na łóżku. Nie było to tak banalna
czynnością jak mogło by się to wydawać. Żebra i prawy bok mocno zaprotestowały
ale nie miał zamiaru tu leżeć w nieskończoność. Usiadł chwiejnie i przeczekał
aż fala bólu minęła. Aż oblało go fala gorąca, na czoło wystąpił zimny pot, a
serce waliło niemiłosiernie. Wziął kilka głębszych oddechów. Wiedział, że nie
będzie w stanie uciec z tą nogą. Nawet nie chciał się zastanawiać, czy będzie w
stanie wrócić do czynnej pracy w terenie jeśli aż tak bardzo rozwalił kolano.
Musiał się stąd jednak ruszyć i to jak najszybciej.
Przygryzł dolną wargę i ostrożnie spróbował wstać. Świat mu
zawirował, a fala nudności pojawiła się błyskawicznie. Nogi ugięły się pod jego
ciężarem i runąłby na ziemie, gdyby w ostatniej chwili nie złapał się
metalowego oparcia przy łóżku.
- Damy radę –
dodawanie sobie odwagi zawsze wychodziło mu dobrze. Gorzej już było z wdrożeniem
planu.
Nagle drzwi pomieszczenia otworzyły się i do pokoju wszedł
znajomy mężczyzna b białym kitlu.
- Agencie DiNozzo,
nie powinien pan wstawać – mężczyzna w średnim wieku, z haczykowatym nosem uśmiechnął
się do niego złowieszczo – Jeszcze sobie pan bardziej kolano uszkodzi a nie
chcemy tego, prawda?
- Macie świetną gościnność
ale chyba już powinienem pójść – zaserwował mu swój firmowy uśmiech przyglądając
się bliżej napastnikowi. Poturbowany nie dałby mu rady ale... Przecież nie będzie tu w nieskończoność kwitł.
- Już nas pan chce
opuścić? – w jego głosie było można wyczuć niezadowolenie i rozbawienie. Lekarz
wyciągnął stały element tej jakże już nużącej gry i zbliżył się do DiNozza.
Agent nie namyślając się długo, po prostu rzucił się na niego, chwytając ręką
dłoń ze strzykawka i wykręcając. Padł na lekarza całym swym ciężarem, tak iż obaj
mężczyźni upadli na podłogę. Tony aż zawył z bólu i znieruchomiał czekając aż
fala gorącego bólu i nudności minie.
Nie wiedział czy trwało to sekundę, czy może wieczność, gdy
w końcu sturlał się z lekarza i dostrzegł wbitą w brzuch strzykawkę. Nie zastanawiając
się dłużej, chwycił sie za łóżko i zaczął podciągać. Gdy udało mu się podnieść
był tak zmęczony jakby przebiegł maraton a to był dopiero początek. Powłócząc
prawą nogą ostrożnie podszedł pod drzwi. Uchylił je i uważnie rozejrzał się.
Gdy nikogo nie dostrzegł wyszedł i ruszył chłodnym korytarzem przed siebie.
Teraz przypomniał sobie, że rozmawiał z tym lekarzem wcześniej
w klinice. A ta kobieta? Cudownie... To jedna ze Stanowych. Lekarz i strażniczka
prawa. Genialna para.
Zatrzymał się bo nagle zakręciło mu się w głowie. Chwycił się
zimnej i wilgotnej ściany i niemalże poleciał jej w objęcia. Była tak cudnie
chłodna, a jego ciało najwyraźniej zaczynało gorączkować z powodu bólu i
wysiłku do jakiego je zmuszał.
Niestety, chwila nieuwagi i kiedy otworzył oczy, których nie
pamięta by zamykał, ujrzał Marshall Bismorff celującą do niego swoja policyjną
pałką.
- Nie powinien był
pan opuszczać pokoju, Agencie DiNozzo – uśmiechnęła się ukazując rząd krzywych
i pożółkłych, zapewne od palenia papierosów, zębów. Chwilę później pałka
uderzyła go boleśnie w nieszczęsny bok pozbawiając tchu i przytomności.
***
Obrazy przemykały mu przed oczyma jak w urywanym, niemym
filmie. Światła z ciemniły się. Ktoś go ciągnął boleśnie po podłodze.
- Co z nim robimy? –
dotarło do niego. Chciał się szarpnął, lecz jego ciało było zbyt zmęczone i
obolałe by wykonać jakikolwiek ruch, który by pomógł mu w tej niezbyt
przyjaznej sytuacji.
Marshall Bismorff
wyglądała strasznie dziwnie, jakby wirowała. Zaśmiał się chrypliwie. Oj, tak...
Czekała go ostra jazda, gdy zobaczył doktora O’McDonnald, który tak jak
wcześniejszy miły doktor, trzymał w ręku strzykawkę.
- Co to? – zapytała Marshall,
gdy mężczyzna nachylił się nad nim, chwycił za przedramię i ostentacyjnie wbił
igłę.
- Auć! – jęknął jakby
to miało jakiekolwiek znaczenie.
- Mieszanka
halucynogenna, szybko wydalana z organizmu – oparł doktor – Ale efekty... są
bardzo ciekawe – zaśmiał się i rzucił jego ręką – Trzeba było tu nie
przyjeżdżać, Agencie.
Tony tylko prychnął na nich.
- Zostawimy go tu? –
zapytała Marshall jakby ją nagle jego los obchodził.
- Nikt nie znajdzie
go tu w kotłowni – zapewnił doktor – A jeśli znajdą to już martwego. Zaśmiał się
i razem z Bismorff zniknęli z pola widzenia Tony’ego.
- Z rynny pod deszcz –
szepnął Tony pozwalając by narkotyk w końcu zawładnął nim.
No prawie mu się udało no ! Coś mi się zdaje, że nasz Tony coś będzie długo cierpiał ;< Ale nie zabijaj mi go znowu, no ! :D
OdpowiedzUsuńZ moimi chłopcami Wenami nigdy niczego nie mogę być pewna zatem... na razie obaj są na LSD i mają fazę :P
OdpowiedzUsuńOni fazę to chyba mają już od paru miesięcy nieustanną ;D
OdpowiedzUsuńLovatic jakby Ci to powiedzieć... oni mają tak już od 3 lat :P
OdpowiedzUsuńA propos fazy - zaraz przypomniał mi się Hannibal z Drużyny A - on też miał fazy :D Zajebista notka, powiem dosadnie, bo ostatnio mi się takie słowa na usta cisną :D A właśnie - ktoś tu coś mówił o krzywdzeniu głównych bohaterów?? :D Liczę na szybki dalszy ciąg :D
OdpowiedzUsuńAlexandretta ale ja jestem delikatniejsza :P Cieszę się, że się podoba ;) Na pewno notka będzie niebawem ale ostrzegam, że następny rozdział przejmie Shardiff. Niestety, pewne wydarzenie sprawiło, że musimy sobie ulżyć :(
OdpowiedzUsuńA właśnie :) Jak będziesz miała czas to zapraszam na krótką notkę na moim drugim blogu - http://dreams-about-tiva.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuń:)
Dobra, niech Ci będzie :P Delikatniejsza... Też im niezłego łupnia potrafisz dać :D Coś mi się wydaje, że nie tylko ja miałam ciężki tydzień...
OdpowiedzUsuńCóż... jak się uda to jeszcze dziś dam niezłego łupnia Tośkowi ;) To nie jest ciężki tydzień ale człowiek nawet jeśli jest tylko biernym obserwatorem i ma uczucia to nie pozostaje obojętny na tragedie innych a to mną wstrząsnęło niestety :(
OdpowiedzUsuń