piątek, 22 czerwca 2012

Wariatkowo 3


A/N: Cieszę się, że fiki się podobają :) Sądzę, że jeszcze jeden rozdział będzie Wariatkowa. Zatem... nie bijcie, Wen-Shardiff miał lekkie używanie ;) Miłego czytania. 
Ps. Nigdy nie byłam pod wpływem narkotyków zatem to, co jest opisane jest bazowane na info z Netu :)


**Chandni**


Ponowne otworzenie oczu nie sprawiło, że magicznie przeniósł się do nieba, a wręcz przeciwnie. Było mu strasznie gorąco i chyba znajdował się na pełnym, rozwścieczonym morzu, bo wszystko wokół niego zdawało się falować. Spojrzał na ścianę i roześmiał się. Przy takim widoku można dostać klaustrofobii, gdy widzisz jak ściana oddycha i porusza się w twoja stronę, jakby za chwilę miała cię zmiażdżyć.


 - Długo jeszcze będziesz się tak tępo gapił na tę ścianę i głupkowato śmiał? – och,  czyżby nie był sam na tej ‘imprezie’? Obrócił głowę, ale i bez tego doskonale wiedział do kogo należy ten szorstki głos.
Gibbs siedział na starym krześle ze szklaneczką Burbona i również tak dziwnie falował.


- Gibbs... – wydobyło się z jego gardła, niby jęk niby bełkot pijaka.


 - Jesteś żałosny – rzucił z pogardą Gibbs i plunął na niego alkoholem, 
który miał w ustach – I ja cię trzymałem tyle lat w swoim zespole? Po co?!


- Gibbs...


 - Co, tylko tyle potrafisz? Bełkotać moje imię? Trafiłeś, gdzie twoje miejsce. Powinienem postawić dobrą szkocką twojemu staremu, bo nie pomylił się względem ciebie – Gibbs posyłał w jego kierunku kolejne 
raniące i przykre słowa.
- Proszę...


 - Nie dobrze mi na twój widok – warknął Gibbs, podniósł się i rzucił szklanką o podłogę, która roztrzaskała się tuż przy twarzy Tony’ego. Agent skulił się jak zranione zwierzę.
- Ma racje – usłyszał kolejny znajomy głos.
- Odejdź – szepnął.


 - Nie, ja przecież i tak nie żyję przez ciebie! Gdybyś wtedy zareagował...
 – Kate stała ze skrzyżowanymi ramionami na piersi i patrzyła na niego z pogardą i odrazą. Na jej czole widniała dziura po kuli.
- Przypatrz się dobrze – rzuciła gniewnie podchodząc, pochylając się nad nim i wskazując na swoje czoło.


- Odejdź! – krzyknął zasłaniając twarz ramionami.


 - My nigdy nie odejdziemy. Zginęłyśmy przez ciebie. Przez twoje ślamazarne ruchy to ja musiałam wbiec do tego przeklętego pomieszczenia. To WY powinniście pełnić wtedy służbę – Paula opierała się o ścianę tuż obok niego - W końcu i ciebie dopadła sprawiedliwość! Teraz to TY cierpisz i nikt cie nie uratuje, DiNozzo!


 - Nienienienie! – krzyczał czując jak całe pomieszczenie jakby się zacieśnia wokół niego, sprawiając, że było mu coraz goręcej i coraz trudniej oddychać. Kręcił przecząco głową i machał dłońmi, jakby chciał 
odegnać niewidoczne osoby.


 - Jesteś żałosny i słaby, Juniorze! Hańbisz ród DiNozzo! – grzmiał jego ojciec, po czym zatrzymał się nad nim i splunął z pogardą. – Żałosny śmieć!
- Będę dobry, obiecuję – wykrzyczał resztkami sił. - Obiecuję... - zaskomlał, broniąc się przed wszechogarniającym go uczuciem rozpaczy.


 - To ci na nic nie pomoże. Jak Probie mógł w ogóle coś tak beznadziejnego wziąć do swojego zespołu, tego nigdy nie zrozumiem – Franks siedział na krześle i palił cygaro. – Cud, że nie spieprzyłeś 
wszystkiego, gdy był u mnie w Meksyku.
 - NIE! – dziki krzyk wydobył się z jego gardła a następnie rzucił się na ścianę. Była mokra, wilgotna i lepka... Jej macki muskały jego rozpalone ciało i wyciągały długaśne, krzywe ramiona w jego kierunku. 
Paliło go w piersi, dusiło w gardle; jego ciało było w milionach kawałeczków, a każdy neuron w jego ciele konał. Nabierał powietrza jak ryba wyrzucona na brzeg, a z piekących oczu płynęły łzy rozpaczy.


To trwało chwilę. Kiedy uniósł ciężkie powieki dostrzegł latające nad sobą niebieskie, świetliste motylki. Wyciągnął ku nim palec i kiedy musnęły skrzydłami jego opuszki palców wywołały u niego falę panicznego śmiechu.


Nie wiedział jak długo się śmiał i tak na prawdę to go nie obchodziło. Jego ciało błogo falowało w otchłani narkotyku. Słyszał przyjemny szum fal, a gdy zamknął oczy widział lazurowy błękit oceanu.
- Tony... – głos wzywał go by wracał, ale on nie chciał – DiNozzo, coś ty zrobił?!


Gdy otworzył oczy rozejrzał się panicznie po pomieszczeniu. Znajdował się w kiepsko oświetlonej kotłowni, gdzie było gorąco i wilgotno.Coś wilgotnego i lepkiego spływało z jego dłoni. Usłyszał przeraźliwie 
głośny i dokładny brzęk upadającego ostrza. Gdy spojrzał na posadzkę dojrzał... nóż, który dostał od Gibbsa.


Nóż?
Spojrzał na ręce – krew?
Zerwał się i usiadł rozglądając się nerwowo. Dopiero po chwili zobaczył leżącego na posadzce Gibbsa.
- Sz-efie? – wyjąkał.


 - Zabiłeś mnie, DiNozzo! – padło oskarżenie. Nagle ciało podniosło się. Z ust Gibbsa płynęła krew a oczy świeciły na czerwono. Żylasta, sina dłoń z pazurami wyciągnęła się w kierunku szyi DiNozzo.
Chwycił za leżący nóż i ponownie wbił go w Gibbsa.
Raz, potem drugi raz i kolejny raz.
Dźgał w klatkę piersiową, brzuch, a następnie na oślep ciał w twarz i ręce.    


 - DiNozzo, przestań! - gdzieś z oddali docierał do niego rozkaz ale nie chciał posłuchać, bo własnie zabił tę osobę, więc jak moze mu rozkazywać.
 - Uspokuj się! - krzyczał na niego głos ale on zaczynał odpływać w fale nieświadomości. Ciemności nagle rozświetlilo światło, tak błogie i przyjemne.
 - DiNozzo! - echem odbiło się po raz ostatni w jego podświadomości. Wyciagnął rękę ku światłu.
 - Błagam, wróć, synu... - to były ostatnie słowa jakie usłyszał.

12 komentarzy:

  1. O wow! To było niesamowite! Świetnie opisałaś majaki Tony'ego. Wydobyłaś na światło dzienne wszystkie jego demony... Momentami było strasznie... Naprawdę dobry rozdział :D Czekam na zakończenie tej historii :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciesze się, że sie podoba :) Byliśmy dość 'łagodni' z demonami Tony'ego, bo wybraliśmy kilka takich najbardziej znaczących dla tego opowiadania ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dość łagodni?? Dobre sobie... Zaczynam się bać, co by się tu działo, gdybyś nie była "łagodna" :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Aż się przeraziłam..wszystko co gnębiło Di opisałaś, i to bardzo fajnie opisałaś :D Zgadzam się z Alexandrettą - co by było, gdybyś z wenem nie była łagodna..;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że się podoba Lovatic ;) Kiedyś się postaramy z Wenem nie byś łagodnymi :P

    OdpowiedzUsuń
  6. OMG!! To był horror, majak Toniaczka przedstawiliście z Wenem naprawdę świetnie. Jeśli to było "łagodne" to ja się boję tego co wyjdzie gdy polecicie na ostro!

    OdpowiedzUsuń
  7. Niebawem polecimy na ostro ale już nie w Wariatkowie ;) Wen-Shardiff już mi przedstawił swój pomysł teraz muszę to tylko przelać na papier :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Aż strach się bać :D Ciekawe na kim tym razem będziesz się znęcała :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Lovatic a na kim ja się mogę wyżywać? :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale nie zabijesz Toniaczka? Bo jak jedziecie na ostro to z pewnością będzie to przerażający horror z biednym Di w roli głównej... dobra to kiedy piszesz :D ?

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziś postaram się zakończyć wariatkowo. Pomysły są więc jest dobrze. Co do zabijania... nie wiem, nic nie obiecuję. Wen-Shardiff już się doczekać pisanie nie może :P A za niego ręczyć nie mogę.

    OdpowiedzUsuń

Nowe opowiadanie

 A/N: Nie mam pojęcia czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale umieszczam post. Zaczęłam pisać nowe opowiadanie, a w zasadzie przerabiam stare. Umie...